Zbigniew Bujak o wyborach z 4 czerwca 1989r.

03/06/2023 13:20

Ze Zbigniewem Bujakiem, przewodniczącym Regionu Mazowsze Solidarności w latach 1980-90 rozmawia Łukasz Perzyna

Reklama

- Jak to się stało, że dwie największe postaci Solidarności - Lech Wałęsa jako szef Związku i Pan, jako jego lider w podziemiu, nie kandydowaliście w wyborach czerwcowych 1989 roku?

- Dodałbym jeszcze do tej listy Władysława Frasyniuka, który również się na start wtedy nie zdecydował. Co do Wałęsy, nie wiedzieliśmy, dlaczego rezygnuje. Odbieraliśmy to jako wycofanie się do Sulejówka... Zdecydował się grać ostrożnie... Zaś jeśli o moją decyzję chodzi, to miałem przed sobą cel strategiczny. Okazało się nim odbudowanie Solidarności jako związku zawodowego. Stawały przed nami zadania wcześniej pewnie niewyobrażalne. Oczywiście byliśmy zwolennikami reformy gospodarczej, w tym prywatyzacji i reprywatyzacji. Oznaczało to konieczność zaangażowania w te sprawy związku zawodowego i odradzającego się samorządu pracowniczego. Choćby w Izraelu związki zawodowe nie tylko miały wpływ na ubezpieczenia ale przyczyniły się do budowy systemu bankowego. Stawał przed nami proces restrukturyzacji całego państwa. Byliśmy zainteresowani tym, żeby związek zawodowy stał się jego strategicznym uczestnikiem. Wyobrażałem sobie, że okażę się użyteczny, ze swoją wiedzą i doświadczeniem. A potem, spodziewałem się, że przyjdą ludzie młodzi. Tak się nie stało, nadeszli ci ze starym formatem myślenia. Na pewno by nie mówiono później o złodziejskiej prywatyzacji, PiS by na tym po tylu latach nie budował dla siebie poparcia, gdyby udało się od razu wykorzystać obecny już w Solidarności potencjał rodzącego się ruchu menedżerskiego, ludzi z otwartymi głowami i gdyby samorząd pracowniczy wziął odpowiedzialność za proces przekształceń własnościowych.

- Kiedy zyskał Pan przekonanie, że wybory 4 czerwca wygracie tak zdecydowanie, jak to nastąpiło?

- Powiem inaczej. Zdziwiłbym się, gdyby wynik wyborczy okazał się inny. Do Senatu, gdzie wybory były całkowicie wolne, zdobyliśmy 99 mandatów na 100. Jednak poparcie dla kandydatów PZPR, sięgające 40 proc, nas zaskoczyło. Stanowiło sygnał, że z tą drugą stroną trzeba się będzie liczyć. Gdy przedtem rozmawialiśmy o układzie wyborczym, walce o miejsca w parlamencie, podlegające swobodnemu wyborowi - uznawaliśmy, że są one dla nas przeznaczone. Wiedzieliśmy, że pola nie oddamy. Zaskoczenia wynikiem z 4 czerwca 1989 r. nie było. Ale wiele jego elementów zapowiadało procesy, które zaowocowały tym, co stało się w 1993 r: już cztery lata przed zwycięstwem SLD okazało się, że ta druga strona chociaż przegrywa, zachowuje realne poparcie. 

- A Solidarność? Co dla niej niósł ze sobą wynik z 4 czerwca?

- Potencjał organicznikowski zawarty w naszych projektach i programach, nad czym bardzo ubolewam, nie został wykorzystany. Doktor Jerzy Moskwa przygotował projekt reformy zdrowia. Doskonały, ale powinien go wprowadzić od razu rząd Tadeusza Mazowieckiego. Uniknęlibyśmy w ten sposób wielu późniejszych kłopotów. Jednak ministrem zdrowia w rządzie Mazowieckiego został przedstawiciel ZSL, dobry pewnie w zarządzaniu szpitalem, ale nie systemem, a na pewno już nie władny go zmienić. Nie miałem na to wpływu, byłem wtedy z obozu Bronisława Geremka i Jacka Kuronia, więc gdy premierem został Mazowiecki, wiedziałem, że nie mogę oczekiwać propozycji. Podam przykład budujący, jak można było dorobek ekspercki Solidarności skutecznie wykorzystać. Reforma samorządowa nam wyszła. Wszyscy przyznają, że okazała się najbardziej udana. Stało się to możliwe, bo nie zmarnowano projektu, nad którym od początku pracował dla nas profesor Jerzy Regulski. Pamiętam, jak dosłownie po dwóch czy trzech tygodniach istnienia Związku, w 1980 r. przyszedł do mnie do Regionu "Mazowsze" i dostał pełną pomoc oraz akceptację. Reforma samorządowa pokazuje najlepiej, jak wiele wart był ten organicznikowski dorobek Solidarności, którego spora część została niestety zapomniana.

Wywiad ukazał się w 77 nr (06.2023) gazety Samorządność. 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do