
Z drem Andrzejem Anuszem, socjologiem, autorem książki "Nielegalna polityka" rozmawia Łukasz Perzyna
- Gdy zastanawiamy się nad znaczeniem 1 i 3 Maja dla Polaków, najpierw do głowy przychodzą nam lata 80. To chyba zrozumiałe?
- To rzecz ważna i przyciągająca uwagę, powiem nawet więcej: swoisty fenomen społeczny. Po swoim powstaniu w 1980 r. Solidarność weszła do życia publicznego jako organizacja reprezentująca świat pracy, w ten sposób sama siebie prezentowała i podobnie była przedstawiana. Czerpała więc - z Zachodu nie ze Wschodu - z tradycji socjaldemokratycznej, w której mieściło się upamiętnienie protestu chicagowskich robotników jeszcze z XIX wieku, bo taka była geneza święta 1 Maja. Zderzyło się to z całą poetyką komunistyczną, w której zarówno 1 Maja czyli Święto Pracy jak 22 lipca, upamiętnienie manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, pierwszego proradzieckiego rządu komunistycznego w 1944 r. - pozostawały świętami państwowymi. Tym samym Solidarność wkroczyła na teren zajęty, jak się wydawało, przez narrację komunistyczną. Starała się to święto odzyskać.
- Aż przyszedł maj 1982 r, kiedy nie minęło jeszcze pół roku od wprowadzenia stanu wojennego?
- To była największa od tego momentu demonstracja antykomunistyczna. Nie została rozbita. Komunistyczne siły bezpieczeństwa sprawiały wrażenie zaskoczonych i zdezorientowanych, chociaż już dwa dni później, 3 maja 1982 r. używały gazów łzawiących, armatek wodnych i pałek przeciw demonstrantom. Jednak 1 maja 1982 r. kilkadziesiąt tysięcy ludzi pomimo obowiązujących rygorów stanu wojennego przeszło ulicami Starego Miasta bez ataków ze strony ZOMO. Demonstracja zakończyła się na błoniach między Starówką a Wisłą. Dla Warszawy, całej stołecznej opozycji 1 Maja stał się odtąd ważnym punktem odniesienia. I istotną klamrą historyczną. Bowiem u schyłku komunizmu odbyła się w 1989 r. kolejna pierwszomajowa demonstracja Solidarności. Przeszła od kościoła Św. Stanisława Kostki, gdzie opozycyjne pochody miały swój początek od 1985 r, dla uczczenia kapelana Solidarności Ks. Jerzego Popiełuszki, zamordowanego w poprzednim roku. I wtedy w 1989 r. manifestacja dotarła w to samo miejsce co w 1982 r. na błonia pod skarpą Starówki i tam się pokojowo rozwiązała, jak przed siedmiu laty. Dlatego mówię o historycznej klamrze. Parę tygodni później były już wybory czerwcowe, których datę nie tylko Joanna Szczepkowska uznała za koniec komunizmu w Polsce.
- A po odzyskaniu niepodległości również 1 Maja zmienił swój charakter?
- Tradycję kultywuje SLD, a szczególnie związane z nim OPZZ. Z kolei Solidarność czci tego dnia świętego Józefa Robotnika, pojawia się w tym kontekście narracja przez Kościół głoszona, co naturalne, zważywszy z jaką determinacją polski Kościół bronił w czasach PRL robotniczych praw.
- Do czasów Edwarda Gierka w PRL 1 Maja to były pochody oficjalne, na które spędzano załogi zakładów pracy i uczniów, zachęcano też do udziału kioskową sprzedażą niedostępnych na co dzień dóbr?
- Dlatego można mówić o fenomenie społecznym, że później w czasach Solidarności daty 1 i 3 Maja okazały się w wymiarze emocjonalnym równoważne. Święto Pracy, które jako czerwoną kartkę do kalendarza wprowadziły rządy komunistyczne i 3 Maja, rocznica Konstytucji, święto demokracji obchodzone już przed wojną. Z wyjątkiem pierwszej demonstracji kolejne zwoływane przez opozycję w latach 80. na dzień 1 Maja były już rozbijane przez władzę. Tym samym komuniści niespodziewanie ożywili tradycję chicagowską rozpraszania siłą robotniczych pochodów. I mimowolnie włączyli tę datę do kanonu przekazu suwerennościowego i niepodległościowego.
- W międzywojniu, w czasach sanacji wyglądało to inaczej: w środek pochodu pierwszomajowego wjeżdżała ciężarówka, prowadzona przez tajniaka. Stanowiła wskazówkę dla interweniującej policji. Oddzielała bowiem komunistów z KPP, których należało rozpędzić, od nietykalnych PPS-owców?
- A w latach 80. komunistyczny pochód oficjalny za każdym razem oddzielany był kordonem policji od opozycyjnego, solidarnościowego.
- Warto wspomnieć, że historia antykomunistycznych demonstracji z kolei w dniu 3 Maja wcale nie zaczyna się od stanu wojennego, tylko w rok po zakończeniu wojny?
- Więcej niż tylko epizodem stały się antykomunistyczne demonstracje 3 maja 1946 r. w Krakowie. Władza je rozpędziła ale dla morale społeczeństwa miały zasadnicze znaczenie. Stanisław Mikołajczyk znajdował się wtedy u szczytu popularności. I pozostawał wicepremierem. Działo się to przed referendum i przeprowadzonymi już w kolejnym roku wyborami, zakończonymi sławetnym "cudem nad urną". Skala fałszerstw a także prowokacji - mam na myśli krwawe wydarzenia kieleckie - jakich wkrótce dopuszczą się komuniści nie była łatwa do przewidzenia. Masowy protest 3 maja w Krakowie oddawał nastroje społeczne.
- Pamiętam zagraniczny film fabularny o Janie Pawle II, gdzie autorzy zaskakująco wiele miejsca poświęcili pokazanym rzetelnie i z rozmachem demonstracjom krakowskim, jako tym, które w znacznej mierze przyszłego Papieża z Polski uformowały?
- To słuszna ocena, bo 3 maja 1946 stanowił ważne dla Karola Wojtyły doświadczenie. Przyszły Papież działał wówczas w Bratniaku. Ponieważ organizacje studenckie, póki przed referendum władza dbała jeszcze o zachowanie pozorów, zachowały możliwość podejmowania oficjalnych interwencji - właśnie Karol Wojtyła zabiegał o zwolnienie zatrzymanych wówczas studentów. To był ważny moment, pauzą historii bym go nazwał: największa po objęciu przez komunistów władzy demonstracja uliczna opozycji. Pierwsza i na bardzo długo ostatnia. Oddawała emocje społeczne.
- Już po zmianie ustrojowej wprowadzono kolejne święto: Dzień Flagi, 2 maja. Nie oznacza czerwonej kartki w kalendarzu, obchodzony jest między dwoma świętami?
- Wybór 2 maja na Dzień Flagi oddaje emocje społeczne w tym sensie, że za sprawą Solidarności i innych organizacji, jak Konfederacji Polski Niepodległej zawsze dbającej o upamiętnienie 3 Maja, uwspólnione zostały tradycje święta robotniczego z 1 Maja, kojarzone ze statusem NSZZ Solidarność jako związku zawodowego, zarazem walczącego o wolność i niepodległość - i utrwalonego w naszej historii święto demokracji. Dzień Flagi łączy te wartości. Takie jego umiejscowienie w kalendarzu integruje narracje z lat 80. ale przede wszystkim ich efekt z czasu zmiany ustrojowej. Dopełnia je w pewnym sensie. To próba sklejenia ich. I trafny wybór. Flaga bowiem łączy wszystkie wyliczone tu wartości. Nasze długie majowe świętowanie stanowi ewenement w skali wolnego świata. Kilka dni świątecznych i wolnych między nimi to więcej niż majówka. Na pewno pora refleksji dla tych, co znajdą na nią ochotę. Polacy mają coś ekstra. I dobrze, tak powinno być.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie