Samorząd jedynym gospodarzem

Samorządność
13/06/2014 10:02

Rozmowa z prof. Jerzym Stępniem.


- Jest Pan współtwórcą dwóch reform samorządowych: pierwszej gminnej z 1990 r, kiedy był Pan w Senacie przewodniczącym Komisji Samorządu Terytorialnego oraz drugiej, kiedy w latach 1998-99 pełnił Pan funkcję wiceministra spraw wewnętrznych, gdy wprowadzono nowe województwa – regiony, które dziś przynoszą Polsce korzyści w postaci środków unijnych...

- W dużej mierze tak, dlatego, że właśnie ta struktura wojewódzka umożliwiła lepsze pozyskiwanie środków unijnych. Nie ulega to wątpliwości. 

- Czy Polska potrzebuje trzeciej reformy samorządowej?

- Moim zdaniem potrzebuje. Decentralizacja to przekazywanie zadań i kompetencji jednostkom samorządowym, ale także można na nią patrzeć z drugiej strony. Od strony rządu centralnego. Rząd pozbywa się pewnych zadań i kompetencji. Trzeba na nowo przemyśleć funkcje rządu centralnego i jego organizację. W ciągu tych dwudziestu paru lat dostrzegliśmy różnego rodzaju niedomagania samorządu, wręcz błędne niektóre rozwiązania, wymagające poprawy i to w nieodległym terminie. Potrzebny jest trzeci etap reformy, który by zamknął decentralizację. Decentralizacja to także nowa pozycja wojewody, który pozostaje współgospodarzem województwa, czasami mam wrażenie, że w niektórych województwach wciąż jest główną postacią,  a wszystkie funkcje związane z gospodarowaniem na terenie województwa powinny być przejęte przez samorząd.  To samorząd powinien być jedynym i właściwym gospodarzem regionu. Wiele jest jeszcze tutaj rzeczy do zrobienia:   potrzeba nowych rozwiązań w zakresie finansów lokalnych, przydałyby się również  w zakresie struktury samorządu, także jeśli chodzi o podział terytorialny i prawo wyborcze, proces legislacyjny w samorządzie – pozostaje mnóstwo problemów do rozwiązania.    - Panie Profesorze, czy antidotum na rozwiązanie przynajmniej części z nich stałyby się wybory jednomandatowe? Wiadomo, że już się odbywają na tym najniższym szczeblu samorządu…   - Uważam, że one są niezbędne wszędzie, w całym samorządzie. Zrozumiałem to dość szybko, w 1991 r. Wcześniej, gdy w 1990 r. byłem generalnym komisarzem wyborczym do wyborów samorządowych, wydawało mi się, że ordynacja proporcjonalna może służyć samorządowi – ale już po roku doświadczeń nie miałem wątpliwości, że… to był jeden z poważniejszych błędów. Ten błąd musimy naprawić. Chcę przypomnieć, że Platforma obiecywała ordynację z okręgami jednomandatowymi w całym samorządzie. Podobnie jak zniesienie Senatu i zmniejszenie liczby posłów.   - Pamiętam akcję „cztery razy tak” na rzecz referendum w tych sprawach czy błękitny marsz wolności w rocznicę wyborów czerwcowych w Łodzi w 2005 r. Natomiast dziś choćby sondaże pokazują, że od pięćdziesięciu paru do 60 proc wynosi zaufanie, deklarowane wobec samorządowców, zaś wobec parlamentarzystów faluje od 20 do 25 proc, nieco wyżej notowany jest Senat od Sejmu…   - I tak jest od lat…   - Czy z tego można wnosić, że odnowa polskiej polityki może wyjść z samorządów?   - Ja tak uważam.  Zresztą już w 1990 roku, czy w 1989, kiedy rozpoczynaliśmy prace nad reformą samorządową uznawałem, że ona ma za zadanie nie tylko uporządkować problemy lokalne i regionalne, ale także powinna dostarczyć państwu jako całości polityków formatu… ogólnopaństwowego. I takich ludzi samorząd kształci. Dostrzegam wielu wybitnych polityków, którzy mają doświadczenie samorządowe. W Europie Zachodniej pozostaje to prawie powszechnym standardem.    - Zanim Nicolas Sarkozy został prezydentem Francji, najpierw jako mer Neuilly w aglomeracji paryskiej stał się znany z tego, że sprzeciwił się budowaniu HLM-ów, czyli komunalnych blokowisk, argumentując, że obniżą jakość życia mieszkańców.            -  Z kolei jego poprzednik Jacques Chirac był merem Paryża. Doświadczenie samorządowe okazuje się bardzo przydatne, ale nie chcę traktować samorządu jako narzędzia wyszukiwania ludzi do polityki – bo samorząd głównie powinien się skupiać na rozwiązywaniu tych problemów, którymi żyją na co dzień ludzie. To jest dla ludzi najważniejsze. Oni sami najlepiej wiedzą, jakie decyzje powinny być podejmowane, co jest dla nich ważne, jacy ludzie powinni rządzić w gminach i miastach. Tak to widzę.   - Wiadomo, że trudno wyrzec się własnych przywilejów. O to rozbijała się do tej pory kwestia likwidacji sprzecznych z gwarancją równości szans zasad finansowania partii politycznych i komitetów. Czy zamiast zakładać, że w imię szlachetności własnej partie wyrzekną się dotacji i subwencji można spróbować takiego rozwiązania,  że przy zmniejszeniu - kolejnym, bo one już zostały zredukowane - dotacji i subwencji, partie polityczne i komitety wyborców będą wreszcie traktowane równo przy wyborach samorządowych?                                    - Chciałbym, żeby tak było. Ale oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że partie polityczne zawsze będą potrafiły lepiej zadbać o swoje interesy, mając swoje przedstawicielstwo w parlamencie, tam, gdzie się uchwala prawo.  Parlamentarzyści powinni pamiętać, że gdzieś tam znajduje się cienka granica, poza którą komitety wyborcze mogą czuć się dyskryminowane.  A właśnie  element obywatelski w naszym samorządzie – z uwagi na doświadczenia początków transformacji, lat 90 – pozostaje bardzo ważny.  Nie jestem zwolennikiem finansowania partii politycznych z budżetu państwa. To oznacza upartyjnianie państwa, ale z drugiej strony dostrzegam też pewne zalety tego systemu – bo kiedy partie nie maja środków  z budżetu, to oczywiście uzależniają się od źródeł innego rodzaju. Tutaj musi zostać przeprowadzona sensowna granica. Wolałbym, żeby partie raczej nie wydawały tych pieniędzy na kampanie wyborcze w samorządzie. Można by wprowadzić takie zasady, które zrównałyby pozycje komitetów wyborczych z komitetami partyjnymi.        - Panie Profesorze jaką rolę ma odegrać przygotowany przez Pana kongres polskich samorządowców? Czy okaże się forum dyskusyjnym, czy stanie się, toutes proportions gardees, współczesnym odpowiednikiem komitetów obywatelskich sprzed dwudziestu paru lat?   - Oczywiście dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki. Wtedy komitety obywatelskie nie miały żadnego doświadczenia samorządowego. Teraz jednak ludzie związani z różnego rodzaju obywatelskimi ruchami tego doświadczenia mają dużo, bo już prawie dwadzieścia pięć lat realizowanej praktycznie samorządności. W związku z tym uważam, że skupiający właśnie te środowiska Obywatelski Kongres Samorządowy stanie się znakomitą okazją do podsumowania tych prawie 25 lat i do zaproponowania koniecznych korekt, zarówno w ustroju, jak i w rozwiązaniach finansowych, a przede wszystkim jeśli chodzi o problematykę zagospodarowania przestrzennego. Chciałbym także, żeby refleksja tego kongresu posłużyła do budowania kompleksowego kodeksu samorządowego. Dzisiaj potrzebny jest już całościowy akt prawny, który potrafiłby odpowiednio spożytkować olbrzymie doświadczenie samorządowe mijającego 25-lecia.   Wywiad z 10 nr Gazety Samorządność.
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do