Inicjatorem strajku w Stoczni Gdańskiej w Sierpniu 1980
- Ruch społeczny Solidarności kojarzy się światu ze wspólnotą, opartą na zaufaniu umiejętnością współdziałania w trudnych warunkach. Jak widzi to człowiek, który zaczął strajk w Stoczni Gdańskiej, gdy Lech Wałęsa nie dotarł na miejsce zbiórki, bo – jeśli wierzyć interpretacji Andrzeja Wajdy i Janusza Głowackiego – musiał jeszcze załatwić wózek dla dziecka, co w sytuacji ojca licznej rodziny wydaje się zrozumiałe?
- Strajk nie wybuchł od razu 7 sierpnia na wydziale W-2, gdy zwolniono stamtąd Annę Walentynowicz. Na 14 sierpnia umówiliśmy się przed historyczną bramą stoczni: o godz. 4,50 mieliśmy się tam spotkać w pięć osób: Bogdan Borusewicz, Bogdan Felski, Ludwik Prądzyński, Lech Wałęsa i ja. Przez tę historyczną bramę nr 2 wchodziło wtedy co rano do pracy 7-8 tys osób. W umówionej porze na miejsce dotarliśmy jednak tylko we dwóch z Ludwikiem Prądzyńskim. Nie wiedzieliśmy, co dzieje się z pozostałymi. Ludwik nie miał ani ulotek ani plakatów, które miał przynieść Bogdan Felski. Zdecydowaliśmy jednak, że zaczynamy, dlatego poszliśmy do mnie na wydział K-5 za mostem i podzieliłem się z nim ulotkami i plakatami, które zabezpieczyłem w nie swojej szafce. Wydobyłem stamtąd przygotowane plakaty i ulotki. Zacząłem strajk na swoim wydziale i z grupą około czterystu osób przeszedłem na wydział K-3, na którym przy budowie statków pracowało 1500 osób. Dopiero tam przyjechał dyrektor Klemens Gniech, który próbował przekonywać, że Walentynowicz została zwolniona dyscyplinarnie, bo nie przychodziła do pracy. Ale strajk już trwał. Pod drugą bramą odśpiewaliśmy hymn i minutą ciszy uczciliśmy pamięć stoczniowców zamordowanych w 1970 roku. O 10,30 wybraliśmy komitet. Wałęsa, który do nas dołączył, przejął kierowanie strajkiem. Wtedy to byłem krótko po wojsku, uznawałem, że jeśli czegoś się podjąłem – trzeba to zrealizować. Podobnie jak inni inicjatorzy strajku znałem osobiście Annę Walentynowicz i uznawałem, że nie możemy nie zareagować na jej wyrzucenie z pracy.
- Sierpniowe protesty kojarzą się z solidarnością i współpracą. Jednak teraz w wolnej i demokratycznej Polsce wskaźniki wzajemnego zaufania są niższe niż innych krajach Unii, kapitał społeczny okazuje się nikły. Dlaczego tak się dzieje?
- Międzyludzka solidarność istniała przed Sierpniem 1980, ale jej okazywanie powstrzymywał często strach. Przez 16 miesięcy wolności obawy pękły, dlatego byliśmy w świecie podziwiani za umiejętność wspólnego solidarnego działania. Ludzie nie bali się występować razem. Represje stanu wojennego wielu osobom połamały kręgosłupy i ta solidarność – przez małe i wielkie „S” – nie była już równie masowa. Nie przypadkiem o ponownej legalizacji Związku zdecydowały strajki z 1988 r, w których decydującą rolę odegrało nowe pokolenie robotników, którym bliska była legenda „Solidarności”, ale represji stanu wojennego odczuć nie mogli, bo siedzieli wtedy jeszcze w szkole. Dziś Polacy potrafią być solidarni w akcjach takich jak Orkiestra Jerzego Owsiaka czy zbieranie datków przez Caritas na cele dobroczynne. Jednak na co dzień, między sobą, w gospodarce każdy myśli przede wszystkim o własnych interesach. Mamy inne oczekiwania. Zwłaszcza w sferze gospodarczej. Pogoń za pieniądzem przeważa, trudniej o szczegółową diagnozę, dlaczego tak się dzieje. - „Solidarność” pierwsza w 1981 r. wystąpiła z projektem Samorządnej Rzeczypospolitej. Czy wola wspólnego działania, kiedyś łączona z wielkim ruchem społecznym, teraz najsilniej przejawia się w demokracji lokalnej? Nie rozwinęły się na wielką skalę organizacje pozarządowe, działalność partii nie skłania do masowej współpracy, częściej objawia się ona w samorządach. Czy tam społeczeństwo obywatelskie udało się najlepiej?
- Obserwuję z bliska Zaspę, Przymorze i rzeczywiście dostrzegam, że radni tutaj znajdują się blisko ludzi, którzy ich wybierają, pełnią dyżury w klubach osiedlowych. Wysłuchują mieszkańców, są dla nich na wyciągnięcie ręki. Władze miasta i regionu często spotykają się z ludźmi, zarówno prezydent Gdańska Paweł Adamowicz jak i marszałek województwa pomorskiego Mieczysław Struk. Ludzie czują, że mają wpływ na lokalną politykę, na decyzje, czy w danym miejscu ma być szkoła czy lepiej zbudować drogę. Gdy wznoszono w Gdańsku PGE Arena na piłkarskie Euro 2012, trzeba było zlikwidować ogródki działkowe w miejscu, wyznaczonym pod stadion. Trwały negocjacje, dzięki którym działkowcy uzyskali nowe ogródki na Krakowcu, albo godziwe odszkodowanie za każde drzewko czy budkę. Nie tylko w samorządach zapamiętana z Sierpnia umiejętność współdziałania okazuje się ważną wartością, opłaca się ona również w gospodarce. Gdy pod Sejmem odbywają się demonstracje, na ulicach płoną opony, to dla zakładów pracy nic z tego nie wynika. Za to tu w Gdańsku w Stoczni Remontowej pracę znajduje 7,5 tys ludzi, na stałych umowach, nie śmieciowych. Zatrudnia ich prywatny właściciel Piotr Soyka. Nie ma tam strajków, wypłaty przychodzą regularnie na konto, a sprawy trudne załatwia się w trybie negocjacji. Ludzie widzą wyremontowane pięknie statki a nie słyszą wyzwisk, jak na ulicach przy paleniu opon. Z demokracją lokalną jest podobnie: w Warszawie ludzie protestują, a w samorządzie wiedzą, jak się dogadać. Polska lokalna przynosi efekty. Ładnie to wygląda. Gdy tworzyliśmy rady dzielnic, na początku ciężko przychodziło znalezienie kandydatów, żeby w nich działali. Teraz ludzie chętniej się angażują społecznie, a rady dzielnic dysponują funduszem, zależnym od liczby mieszkańców danej dzielnicy. Nie dziwię się, że samorządowcy wedle sondaży cieszą się większym zaufaniem niż politycy z centrali. Polska samorządowa świetnie się rozwija, gdy się na nią patrzy, ręce układają się same do oklasków. Jerzy Borowczak (ur. 1957) działacz Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża rozpoczął 14 sierpnia 1980 r. strajk w Stoczni Gdańskiej. W nowej Polsce dyrektor w Fundacji Centrum Solidarności, poseł AWS, a teraz Platformy Obywatelskiej.
Zauważcie to, co Jerzy Borowczak mówi o radach dzielnic (w Gdańsku) - dysponują funduszami zależnymi od liczby mieszkańców. A co jest w Warszawie? Daliśmy sobie ubezwłasnowolnić dzielnice, pobawić je kompetencji i finansów z błachego powodu, a właściwie tylko po to, żeby partie polityczne mogły zapanować nad całą Warszawą. To warto zmienić. Zmiana taka dobrze posłuży prawdziwej samorządności
odpowiedz
Zgłoś wpis
gość
2014-10-23 15:28:34
Czy MWS rozsławiając szmaty z platformy nie chce być przypadkiem prawą flanką PO ? Z lewej Palikot a wy z prawej do kompletu ;)
odpowiedz
Zgłoś wpis
gość
2014-11-04 20:09:21
Mi się wydaje że MWS raczej nie będzie współpracować z Platformą, prędzej z PiSem. Do MWS należy zbyt wielu ideowców, przynajmniej tak mi się wydaje, i są zdolni do tworzenia koalicji w jakimś wyższym celu, ale Platforma? Chyba jest zbyt szemrana, chociaż kto wie. Tak czy siak, mi sie wydaje ze MWS warto poprzeć, jeśli się sprawdzą to zostaną na dłużej, a jeśli nie, to odejdą w niebyt. Pozostali już swoje 5 minut mieli.
odpowiedz
Zgłoś wpis
gość
2014-11-05 11:08:46
To akurat prawda, Platforma jest zbyt szemrana a PiS zbytnio uwikłany tak jak piszecie w partyjne gierki. MWS to akurat szansa na to żeby zawitała u nas normalność i ktoś zaczał się troszczyć o mieszkańców a nie o swoje posady.
odpowiedz
Zgłoś wpis
gość
2014-11-11 15:29:18
A mnie wydaje się, że współpracować MWS będzie zarówno z jednymi jak i drugimi. Bo skoro będa musieli wspólnie rządzić, to przeceiż współpraca jest nieunikniona...
odpowiedz
Zgłoś wpis
Podziel się swoją opinią
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Jak widać powyżej w niepartyjnych wspólnotach, do jakich nalezy też Mazowiecka Wspólnota Samorządowa, drzemie wielka siła.
Jak widać dla takich urupowań jak MWS ważna jest przede wszystkim pamięć i tradycja.
Zauważcie to, co Jerzy Borowczak mówi o radach dzielnic (w Gdańsku) - dysponują funduszami zależnymi od liczby mieszkańców. A co jest w Warszawie? Daliśmy sobie ubezwłasnowolnić dzielnice, pobawić je kompetencji i finansów z błachego powodu, a właściwie tylko po to, żeby partie polityczne mogły zapanować nad całą Warszawą. To warto zmienić. Zmiana taka dobrze posłuży prawdziwej samorządności
Czy MWS rozsławiając szmaty z platformy nie chce być przypadkiem prawą flanką PO ? Z lewej Palikot a wy z prawej do kompletu ;)
Mi się wydaje że MWS raczej nie będzie współpracować z Platformą, prędzej z PiSem. Do MWS należy zbyt wielu ideowców, przynajmniej tak mi się wydaje, i są zdolni do tworzenia koalicji w jakimś wyższym celu, ale Platforma? Chyba jest zbyt szemrana, chociaż kto wie. Tak czy siak, mi sie wydaje ze MWS warto poprzeć, jeśli się sprawdzą to zostaną na dłużej, a jeśli nie, to odejdą w niebyt. Pozostali już swoje 5 minut mieli.
To akurat prawda, Platforma jest zbyt szemrana a PiS zbytnio uwikłany tak jak piszecie w partyjne gierki. MWS to akurat szansa na to żeby zawitała u nas normalność i ktoś zaczał się troszczyć o mieszkańców a nie o swoje posady.
A mnie wydaje się, że współpracować MWS będzie zarówno z jednymi jak i drugimi. Bo skoro będa musieli wspólnie rządzić, to przeceiż współpraca jest nieunikniona...