
Z Tomaszem Możejką, liderem Lubuskiego Forum Samorządowego, radnym powiatu świebodzińskiego, rozmawia Łukasz Perzyna
- Jak wygląda działalność niezależnych samorządowców w takim województwie jak lubuskie, które wyróżnia się - jeśli spojrzeć na geografię polityczną - na tle innych regionów tym, że nie popiera PiS?
- Ująłbym tę charakterystykę regionu nieco inaczej: na pewno dzieje się tak, że poparcie w wyborach dla Koalicji Obywatelskiej i Lewicy okazuje się tu wyższe, niż w większości województw. U nas KO wygrywa wybory z PiS. Nasze działania samorządowców niezależnych znajdują się w fazie organizacji, powstaną struktury w 12 powiatach ziemskich oraz dwóch miejskich, składających się na województwo lubuskie. Konsekwentnie zmierzamy do tego, żeby Bezpartyjni i Samorządowcy mogli wystawić tu kandydatów do Sejmu, jeśli ordynacja na to pozwoli oraz, co oczywiste, w wyborach samorządowych.
- Przewodniczył Pan Sejmikowi Lubuskiemu. Czy fakt, że region znajduje się tak daleko od Warszawy, raczej pomaga czy przeszkadza?
- Z jednej strony to dobrze, bo nie ściągamy aż tak bardzo na siebie uwagi polityków z partyjnych central, co niekiedy szkodzi. Kierujemy się własnymi realiami, dobrem regionu. Pozostawałem wierny tej zasadzie, kiedy przez dwie kadencje, jak Pan wspomniał w pytaniu, byłem radnym Lubuskiego Sejmiku Wojewódzkiego, a przez cztery lata jako przewodniczący kierowałem jego pracami. Za to złym efektem oddalenia od Warszawy pozostaje fakt, że nie dysponujemy siłą przebicia w Sejmie ani w Senacie, a ściślej nie dba się tam, jak należy, o interes regionu.
- Stąd akces Lubuskiego Forum Samorządowego do ogólnopolskiej federacji bezpartyjnych? Jakie problemy regionu przyjdzie rozwiązywać w pierwszej kolejności?
- Województwo lubuskie liczy milion mieszkańców. Dysponuje niewielkim budżetem. Ogranicza to nasze możliwości współpracy transgranicznej i wymiany z landem Brandenburgii, z Berlinem. Celem pozytywnym pozostaje napływ kapitału, w pierwszym rzędzie - co z samej topografii wynika, rzut oka na mapę wystarczy - z Niemiec. Przez nasze województwo przechodzi A2, Autostrada Wolności oraz droga ekspresowa S3, prowadząca ze Szczecina do Czech. Większe inwestycje, które za ich sprawą zamierzamy tu przyciągnąć, oznaczają poprawę poziomu życia, w regionie wciąż jeszcze skromnego.
- Jak na obecną sytuację gospodarczą regionu wpływają dwa problemy ogólnopolskie, które łączy fakt, że w żaden sposób nie dało się ich przewidzieć: trwająca wciąż pandemia koronawirusa oraz wojna na Ukrainie, która zaowocowała bezprzykładnym exodusem uchodźców?
- Uchodźców przyjęliśmy 100 tys, porównanie z milionową ludnością regionu daje pojęcie, jaki wysiłek podjęliśmy, mieszkańcy wykazują się gościnnością i serdecznością. W dwóch stolicach Lubuskiego - Gorzowie i Zielonej Górze przebywa po 20 tys uchodźców. Oznacza to, że dokładnie co piąty ich mieszkaniec przyjechał niedawno z Ukrainy... Radzimy sobie z tym zadaniem. Skoro zaś pyta Pan o pandemię - to warto mieć na uwadze, że kryzys, jaki wywołała w turystyce, wciąż jeszcze się nie zakończył. Obłożenie ośrodków wypoczynkowych wynosi teraz, w trakcie wakacji, ok. 60 proc.
- Dlaczego tylko tyle?
- Polacy zaciskają pasa. Oszczędzają, jak tylko mogą. W tym przypadku kosztem własnego wypoczynku. Jednak jesteśmy dobrej myśli, region oferuje wiele atrakcji, w tym cieszące się zasłużoną renomą Lubuskie Lato Filmowe. Oczywiście nie da się ukryć, że trwający kryzys w turystyce utrudnia realizację flagowego hasła naszego regionu: Zielona dolina nowoczesnych technologii.
- Druga jego część wiąże się z boomem edukacyjnym, którym Wasz region też może sie pochwalić?
- Rzeczywiście, mamy Akademię Gorzowską i Uniwersytet Zielonogórski z wydziałem lekarskim. Również Collegium Polonicum w Słubicach nad Odrą. Dodatkowo oczywiście sporo szkół prywatnych. Znakomicie przygotowani absolwenci tych uczelni stanowią dla regionu wielki atut. Problem zawiera się w czym innym: wykształceni ludzie często stąd wyjeżdżają, co nie sprowadza się przecież wyłącznie do kwestii mniejszych wpływów z podatków, chociaż i tego efektu lekceważyć nie można. Organizujemy się teraz również po to, żeby ich odchodzeniu przeciwdziałać, stworzyć im należyte warunki, żeby chcieli w Lubuskiem pozostać. To odpowiedź na Pana wyjściowe pytanie, po co tworzymy naszą bezpartyjną reprezentację samorządową. Główne wyzwanie stanowić będzie teraz napływ środków unijnych, na które czekamy, politycy partyjni żadnego z tych problemów sami nie rozwiążą. To samorządowcy, od lat an miejscu zaangażowani, wiedzą najlepiej, gdzie pieniądze są potrzebne.
Wywiad ukazał się w 68 nr gazety Samorządność
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie