
Zdenazyfikować Rosję!
"Pora przeprowadzić denazyfikację Polski jako stronnika banderowskiego reżimu. Tym bardziej, że sama się o to prosi" – napisała kilka dni temu na łamach portalu Pravda.ru felietonistka Lubow Stiepuszowa. Ten ordynarny (na razie publicystyczny) atak na nasz kraj potwierdza słuszność prognoz prezydentów - Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego i Litwy Gitanasa Nausedy, którzy przestrzegają, że Putin nie zatrzyma się na Ukrainie.
Bierność zachęca najeźdźcę
Kłamliwa narracja rosyjskiej propagandy usiłującej usprawiedliwić agresję na Ukrainę, towarzyszy nam co najmniej od orędzia Władimira Putina wygłoszonego 22 lutego 2022 r. Z kolei od wybuchu wojny w kontrolowanych przez Kreml stacjach telewizyjnych i portalach internetowych kłamstwo goni kłamstwo, a wybrani artyści i ludzie nauki ścigają się w pianiu peanów na cześć swojej barbarzyńskiej armii i szalonego prezydenta Federacji Rosyjskiej. Z owych mediów dowiadujemy się, że ludność Ukrainy z radością wita „rosyjskich oswobodzicieli”, że atakowane są wyłącznie cele wojskowe, a budynki cywilne i obiekty infrastruktury komunalnej wysadzają w powietrze wycofujące się ukraińskie siły zbrojne, które w dodatku cywilów używają jako żywe tarcze. Prawdziwą wściekłość moskiewskich władz i posłusznych im politruków udających dziennikarzy wzbudziły jednak dopiero wypowiedziane przez Jarosława Kaczyńskiego słowa o potrzebie zorganizowania pod auspicjami NATO „misji pokojowej” na Ukrainę. Wściekłość ta jest z pewnością podszyta strachem przed Sojuszem, który wedle słów sekretarza generalnego Jensa Stoltenberga już teraz ma w gotowości ponad 200 okrętów i 100 samolotów, a gotowość wysłania na Ukrainę swoich żołnierzy niemal natychmiast wyrazili Duńczycy. Nawet Rosjanie oficjalnie dostrzegają siłę NATO, wskazując słowami zastępcy sekretarza Rady Bezpieczeństwa Narodowego FR Michaiła Popowa, że tylko sami Amerykanie utrzymują w Europie 60 tys. żołnierzy.Dlatego też ofensywny charakter wypowiedzi Kaczyńskiego wywołał niemałe poruszenie na Kremlu, gdyż - jak słusznie dotychczasową politykę Zachodu w stosunku do Rosji skomentował w wywiadzie dla „Gazety Polskiej” ambasador Ukrainy w Polsce Andrij Deszczyca -„bierność tylko zachęca najeźdźcę”, a „brak reakcji uznaje on za przyzwolenie”.
Sowiecka wersja historii Polski
Niemal natychmiast po kijowskiej deklaracji Kaczyńskiego rosyjska propaganda doznała niezwykłego ożywienia. W rosyjskim mediach społecznościowych pojawiły się filmy przedstawiające transport czołgów i wojskowych ciężarówek, opatrzone opisem: "Polskie wojska przygotowują prowokację na granicy Białorusi". Prezenter kanałów TV „Rossija 1” i „Rossiya 24” Władimir Sołowiow jął przypominać słowa Putina, że „infrastruktura NATO ma się cofnąć do stanu sprzed 1997 r.”. Najdalej jednak poszła wspomniana Lubow Stepuszowa, która swój paszkwil na Polskę okrasiła pseudohistorycznym tłem w iście sowieckim stylu. Oto z jej artykułu dowiadujemy się, że po I wojnie światowej „Polska okupowała tereny wschodniej Białorusi i wschodniej Ukrainy”, ale już nie ma informacji, że terytoria te zostały zagrabione Polsce przez Rosję w końcu XVIII w. w wyniku zaborów, zaś w 1921 r. przyznane nam na mocy traktatu ryskiego, co w 1923 r. zostało zatwierdzone przez Radę Ambasadorów – organ wykonawczy konferencji wersalskiej.Odnośnie tych ziem czytamy dalej, że „młode sowieckie państwo nie dało rady ich obronić”, a dalej, że już wiosną 1920 r. Polacy dokonali masowych egzekucji na Ukrainie. Autorce chodziło zapewne o słynną wyprawę kijowską Józefa Piłsudskiego z przełomu kwietnia i maja 1920 r., będącą wspólną ofensywą połączonych sił polsko-ukraińskich, zakończoną zdziesiątkowaniem sowieckiej 12. armii i jej ucieczką za Dniepr. Wzmianki o dokonywanych przez Polaków rzekomych pogromach Żydów na tych terenach to już tylko wytwór chorej wyobraźni autorki, gdyż źródła historyczne, opisujące zdarzenia z lat 1918-20, przypisują akty mordów na ludności narodowości żydowskiej oskarżanej (najczęściej niesłusznie) o kolaborację z bolszewikami głównie wojskom ukraińskim, podporządkowanym Semenowi Petlurze, oraz wspierającej białogwardzistów rosyjskiej armii ochotniczej. Część zbrodni na odmawiających współpracy Żydach przypisuje się zresztą samym bolszewikom.
Rosyjska propagandzistka nie może także przeboleć, że w 1920 r. Polacy zajęli Wilno i okolice. Zaznacza, że po wojnie [II wojnie światowej] ZSRS zwrócił te terytoria Litwie. Można zatem spytać, czy 13 stycznia 1991 r. ruskie czołgi wkroczyły do Wilna po to, by oddać je niepodległej już Litwie po raz wtóry?
Zapomniany pakt Ribbentrop-Mołotow
Stiepuszowa zarzuca Polakom zawarcie w 1934 r. paktu o nieagresji z hitlerowskimi Niemcami. Słowem nie wspomina jednak o pakcie Ribbentrop-Mołotow, który śmiało można by uznać za główną przesłankę do denazyfikacji Rosji. A zatem tytułem przypomnienia: ten pierwszy traktował jedynie o niestosowaniu wzajemnej przemocy przez kolejne 10 lat, ten drugi dokonywał podziału wschodniej Europy między przyszłych wojennych agresorów, gdzie Rosji w udziale miała przypaść część Polski, kraje nadbałtyckie oraz Finlandia. Dlatego IV rozbiór Polski, którym straszy nas „Prawda”, nie przeraża, bo on się dokonał już prawie 83 lata temu.
Wkroczenie sowieckich wojsk do Polski w1939 r. uzasadniane jest przez Stiepuszową rzekomo tym, iż„w pierwszych dniach II wojny światowej polski rząd uciekł za granicę i gdy do Polski weszły sowieckie wojska, de jure takie państwo [jak Polska] już nie funkcjonowało. Tymczasem faktycznie polskie władze opuściły kraj w nocy z 17 na 18 września, czyli już po sowieckiej agresji na Polskę, a w zasadzie w reakcji na nią. Co ciekawe, autorka chełpi się tym, że zajęcie przez Sowietów wschodniej Polski uratowało przed dokonaniem eksterminacji polskich Żydów przez nazistów (przezornie nie napisała, jakiej narodowości byli ci naziści) „dużo wcześniej i w znacznie większym zakresie”. Zaiste wspaniałomyślny był Stalin i jakże dalekowzroczny, bowiem decyzję o „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej”Niemcy podjęli dopiero w styczniu 1942 r. Warto przy tym wspomnieć, że ofiary wśród polskich Żydów, którzy zginęli w Holocauście, szacuje się przerażającą liczbą od 2,6 do 3,3 mln. Zastanawiające jest, co autorka miała na myśli, pisząc o „znacznie większym zakresie”?
Dalej w artykule mowa o zajęciu przez Polskę czeskiego Zaolzia w 1938 r., ale nic już nie ma o „bratniej pomocy” udzielonej trzy dekady później Czechosłowacji przez wojska Układu Warszawskiego, o czym zdecydowano nie gdzie indziej, jak na Kremlu, w dniach 15-17 sierpnia 1968 r. Wreszcie Stiepuszanowa oskarża nas o niewdzięczność wobec Stalina, który „podarował” Polakom w 1945 r. bogaty w złoża mineralne Dolny Śląsk. Znów zapomniała przy tym wspomnieć, że po pojałtańskim ograbieniu nas z ziem wschodnich przez Związek Sowiecki łączna powierzchnia Polski skurczyła się o 20 proc. w stosunku do roku 1939.
Andriej Własow – dwukrotny kawaler orderu Lenina
Jeśli kogoś poruszyły słowa o „denazyfikacji Polski”, to już śpieszę uspokoić. Nie jesteśmy sami w zastraszanym przez ruskich propagandzistów towarzystwie. Ta sama prokremlowska autorka grozi także Łotwie. „Czas bezkarności dla wszelkiej maści nazistów, także w krajach nadbałtyckich, dobiegł końca” – pisze w innym artykule na łamach „Prawdy”. Koronnym dowodem na „nazizm” Łotyszy ma być ich kolaboracja z hitlerowskimi Niemcami. Zatem przypomnijmy pani Stiepuszowej Rosjanina, współpracownika III Rzeszy, generała Andrieja Własowa i utworzoną przez niego Rosyjską Armię Wyzwoleńczą (Russische Befreiungsarmee, 1942-45), szkoloną m.in. w… łotewskiej Rydze. I choć formacja ta nigdy nie uzyskała nominalnej samodzielności w ramach niemieckich sił zbrojnych, to w ciągu 2,5 roku przewinęło się przez nią ok. 800 tys. żołnierzy, głównie Rosjan. Dzięki generałowi Własowowi i powołanemu przez niego Komitetowi Wyzwolenia Narodów Rosji Polska pozostała jednym krajem w okupowanej przez Niemców Europie, w którym nie powstał żaden rząd kolaboracyjny.
Warto przypomnieć, że Andriej Własow posiada również piękną kartę bolszewicką. W 1930 r. wstąpił do Wszechzwiązkowej Partii Komunistycznej, w 1940 r. wraz z 99. Dywizją Strzelecką stacjonował w Przemyślu (sic!), potem dowodził 37. i 20. armią sowiecką. Dwukrotnie został też odznaczony orderem Lenina. Nieomalże bohater Związku Sowieckiego! Jeśli tylko Putin przypomni sobie postać generała Własowa, to może zdecyduje, że Rosja powinna w pierwszej kolejności zdenazyfikować samą siebie. Radosław Gajda
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie