
Powołany w 1985 roku Ruch Wolność i Pokój w trzy lata zrealizował swoje zamierzenia. Pod presją protestów komunistyczna władza zmieniła tekst przysięgi wojskowej, usuwając z niej słowa o sojuszniczej wierności wobec Związku Radzieckiego i wprowadziła służbę zastępczą. O dokonaniach WiP i jego współpracy z robotnikami dyskutowali uczestnicy konferencji, zorganizowanej 29 marca br. przez Mazowiecką Wspólnotę Samorządową, Stowarzyszenie Wolnego Słowa oraz Urząd do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych.
Wartości takie jak wolność i pokój są znowu szczególnie bliskie naszemu sercu za sprawą wydarzeń na Ukrainie - wskazał współczesny kontekst debaty wiceprezes MWS Mariusz Ambroziak. Podkreślił, że współorganizująca ją Wspólnota odwołuje się do tradycji niepodległości i patriotyzmu. Z tego też powodu po 24 lutego 2022 r. MWS na rok zawiesiła pozostałe formy działalności, skupiając się na humanitarnej akcji pomocy wojennym uchodźcom ukraińskim.
Zaś Jacek Juzwa ze Stowarzyszenia Wolnego Słowa zastrzegł, że z kolei jego organizacja wspiera nie tylko Ukrainę od początku jej drogi do niepodległości ale również opozycję wietnamską. I stara się oferować możliwość spotkania wszystkim uczestnikom dawnych skierowanych przeciw cenzurze inicjatyw.
Ruch Wolność i Pokój historycznie okazał się jedną z późniejszych. W marcu 1985 r. w kościele w Podkowie Leśnej odbyła się głodówka w obronie skazanego jeszcze w poprzednim roku nawet nie za odmowę służby wojskowej tylko samego złożenia przysięgi - na 2,5 roku więzienia Marka Adamkiewicza, wywodzącego się ze środowiska Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Podobnie jak wielu uczestników protestu głodowego na jego rzecz. Formalnie Ruch Wolność i Pokój utworzono w kwietniu 1985 r, w Krakowie, niebawem przystąpili do niego działacze warszawscy, a z czasem liczył już 20 ośrodków. Jak przypomniała w dyskusji autorka książki o WiP Anna Smółka - nazwa ruchu wzięła się z orędzia Jana Pawła II na Dzień Pokoju. Samo zaś określenie "ruch" akcentowało, że nie chodzi o partię polityczną ani związek. Iskrą okazała się kwestia służby wojskowej, niechcianej przez młodych ludzi ze względów politycznych, osobistych i religijnych. Przejawem otwartości WiP stało się preferowanie jawnych form działania, oczywiście tam gdzie to możliwe, z wyłączeniem druku i kolportażu wydawnictw, chociaż i w nich adresy do kontaktu podawano.
Nikt nie mógł przypuszczać 40 lat temu, że tak się sprawy potoczą, iż ludzie wtedy pałowani, ściągani z ulic i skazywani, wezmą tak liczny udział w kształtowaniu teraźniejszości Polski - zauważył minister-szef Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Lech Parell, w tamtych czasach działacz gdańskiego WiP.
Służba wojskowa stanowiła główny problem dla robotniczej młodzieży
Współpracę WiP ze środowiskami robotniczymi uznał za ważny temat jeden z historycznych przywódców Ruchu prof. Jacek Czaputowicz. Większość młodzieży, o czym wiedzieli tworzący na początku WiP studenci i młodzi inteligenci z kręgu pierwszego NZS, stanowili absolwenci szkół zawodowych i techników. To ich dotykał pobór do dwuletniej zasadniczej służby wojskowej. I to oni tej służby zaczęli masowo odmawiać.
Dr Dariusz Zalewski, który wtedy pracował jako robotnik w Bełchatowie wspominał swoją rozmowę z kolegą z tamtejszej opozycji Zbigniewem Matyśkiewiczem. - Trzeba coś robić. Musimy mieć więźnia politycznego. To zdynamizuje ludzi - gorączkował się tamten. Robotnicza młodzież wykazywała się gotowością do poświęceń.
Pod wpływem jej aktywności i rozległych działań inteligenckich kolegów z WiP represje zelżały. Pracujący w bełchatowskiej kopalni Krzysztof Krupa odmówił przyjęcia karty powołania do wojska. Spodziewał się aresztowania, a ściślej był go pewien. W wojskowej komendzie uzupełnień dano mu jednak niespodziewanie czas do namysłu aż do kolejnego, jesiennego poboru. A latem zdał egzamin wstępny na Katolicki Uniwersytet Lubelski, nie poszedł więc do wojska ani do więzienia.
Mariusz Ambroziak, wtedy młody robotnik z Ursusa aktywny w odradzających się strukturach Solidarności, też udał się do komendy uzupełnień, ale w mazowieckim Gostyninie, z podaniem napisanym wcześniej na maszynie w mieszkaniu Jacka Czaputowicza. Znał już wtedy również innego animatora WiP Piotra Niemczyka. Obaj przyjeżdżali do Ursusa, żeby spotykać się z robotnikami. Wydawany tam "Młody Ursus" przedstawiał się jako "pismo młodzieży solidarnej i Ruchu Wolność i Pokój".
Element wolności polegał również na tym, że nie mieliśmy niczego - charakteryzował ówczesną sytuację młodych robotników Mariusz Ambroziak. Mieszkało się najpierw w internacie Zespołu Szkół Zawodowych imienia NRD-owskiego komunisty Wilhelma Piecka, później w hotelu robotniczym, wreszcie na kwaterach prywatnych wynajmowanych przez zakład pracy. A cały dobytek mieścił się w jednej torbie typu reklamówka, kolejne przeprowadzki nie nastręczały kłopotu..
Już kiedy Ambroziak stał w spodenkach przed komisją, rozwinął rulon z dokumentem i odczytał, że odmawia służby z przyczyn politycznych: użycia LWP przeciw narodowi w 1970 r. na Wybrzeżu oraz w kolejnym grudniu 1981 już w całej Polsce oraz tego samego wojska w 1968 r. przeciwko bratniemu narodowi Czechosłowacji. Też nie trafił za kraty. Zaś adres jego mieszkania, wynajmowanego przez Zakłady Mechaniczne, stał się jednym z dwóch, obok kościoła św. Józefa, punktów kontaktowych Ruchu Wolność i Pokój w Ursusie.
Nazywano ich młodą Solidarnością
Nazywani byliśmy młodą Solidarnością - wspomina Ambroziak. - To my zorganizowaliśmy w Ursusie strajk w maju 1988, który udał się połowicznie. Według danych pochodzących z analizy Macieja Zalewskiego 90 procent uczestników protestu nie ukończyło jeszcze wtedy trzydziestki. Inny uczestnik dyskusji Andrzej Anusz wspominał, że to Niezależne Zrzeszenie Studentów, którego był jednym z liderów, przygotowało wówczas zachęcające do strajku ulotki, które rozdawano przed bramą Zakładów Mechanicznych Ursus.
Na studium wojskowym Uniwersytetu Warszawskiego NZS z rozmachem prowadziło własne działania, reagując m.in. na próby dyskryminowania jego działaczy przez rządzącą tam kadrę. Kiedy Anusz został tendencyjnie oblany na egzaminie "z wojska", skontaktował się z kolegami z NZS ale z Akademii Teologii Katolickiej. Obowiązywała bowiem zasada, że dla utrudnienia pracy służbom akcje takie jak zamierzona przeprowadzają ekipy z innych uczelni. Ludzie z ATK przyjechali i w nocy wymalowali sprayem na barakach studium wojskowego hasła sprzeciwiające się militaryzmowi ówczesnej władzy. Weszli nawet do środka, bo okna były otwarte i tam też graffiti sporządzili.
Gdy gospodarze studium zorientowali się, co się stało, zadziałali szybko. Okazało się, że zawodowi wojskowi wolą pokój z rozbrykanymi studenciakami niż wojnę.
Rano Andrzeja Anusza obudziła zaskoczona mama.
- Dzwoni do ciebie jakiś pułkownik, mówi, że nazywa się Korga.
To był komendant studium wojskowego UW. Nakazał Anuszowi, by za dwa dni zgłosił się na egzamin poprawkowy.
- Ale to obszerny materiał, nie wiem, czy tak szybko zdążę się przygotować - oponował student z NZS.
Odpowiedzią było powtórzenie terminu, wzmocnione bluzgiem pułkownika.
Egzamin odbył się w sposób rzetelny, a kiedy Anusz dowiedział się, że już go zdał, wiadomość tę pułkownik wzmocnił dodatkowym komunikatem.
- I żebym was, k.. tutaj więcej nie widział.
Happeningiem w armię socjalistycznego państwa
Anna Smółka, autorka książki o Ruchu Wolność i Pokój, przypomniała, że wielu jego działaczy zostało ciężko pobitych w trakcie pacyfikacji strajku w Nowej Hucie w maju 1988 r.
Byłam w Stoczni Gdańskiej w 1988 r. wspomagałam strajk - opowiadała Małgorzata Tarasiewicz z Sopotu. W Teatrze Wybrzeże powstał z czasem spektakl zainspirowany zarówno kontaktami Ruchu Wolność i Pokój jak poglądami Stanisława Brzozowskiego, traktujący o sukcesie obywatelskiego nieposłuszeństwa bez przemocy.
Pomagaliśmy stoczniowcom wspólnie z obecnym ministrem Parellem. Mamy nawet razem zdjęcie na dachu, z flagą i transparentem, a na tym dachu towarzyszą nam anarchiści, co na protest przyjechali z Nowego Jorku - relacjonowała Małgorzata Tarasiewicz. Lech Parell przypomniał, że wsparcie działało w obie strony: dowód współpracy stanowią transparenty przygotowane z kolei przez struktury Solidarności na potrzeby ulicznych demonstracji WiP.
"Obdżektor" Wojciech Jankowski wcześniej represjonowany za odmowę służby wraz z innymi wipowcami namówił wówczas młodych robotników, by z wykorzystaniem styropianu i farb przerobić pozostające do dyspozycji w Stoczni meleksy - wózki z akumulatorowym napędem powszechnego wtedy użytku - na jeżdżące atrapy czołgów. Gdy kawalkada tak przygotowanych pojazdów wyruszyła, zdezorientowani zomowcy otaczający kordonem Stocznię cofali się, nie wiedząc, jak się zachować. W podobny sposób stoczniową motorówkę naprędce przerobiono na okręt wojenny. Wipowcy rozwijali rozmaite pomysły happeningów, które jako pierwsza na szeroką skalę zaczęła wcześniej stosować nieodległa światopoglądowo Pomarańczowa Alternatywa z Wrocławia.
- Robotnicy z tego powodu postrzegali nas z ciekawością a nie rezerwą - podkreśliła Małgorzata Tarasiewicz.
Po jednej z wipowskich pikiet we Wrocławiu zatrzymanych było tak wielu, że wpakowano ich do pomieszczenia komendy milicji zwykle do innych celów przeznaczonego. Józef Pinior z podziemnej Solidarności natrafił tam na aparat telefoniczny. Podniósł słuchawkę. Okazało się, że jest sygnał. I przez ten telefon Pinior zaraz nadał dla Radia Wolna Europa relację z zakończonego parę kwadransów wcześniej protestu - opowiadał prowadzący debatę Jerzy Karwelis, wtedy opozycjonista z Dolnego Śląska.
Z kolei do protestów zorganizowanych przez WiP przeciwko budowie elektrowni atomowej w Żarnowcu przyłączali się okoliczni mieszkańcy, wystraszeni groźbą "drugiego Czarnobyla". Ruch Wolność i Pokój powołany przez studentów i młodą inteligencję zyskiwał coraz szersze poparcie.
WiP uzyskał sukces na długo przez zmiana ustrojową nie tylko w kwestii zmiany przysięgi wojskowej i wprowadzenia służby zastępczej. Władze zamknęły, jak tego domagali się wipowcy, hutę Siechnice pod Wrocławiem, potężnego lokalnego truciciela. A przy Okrągłym Stole przesądzono, że również budowa Żarnowca nie będzie kontynuowana. Komunistyczna ekipa cofała się więc na całej linii przed ruchem pokojowym, z początku odbieranym jako młodzieżowa kontestacja i próba dostosowania zachodniego pacyfizmu i anarchizmu do polskich realiów: tymczasem w Gorzowie do WiP przystąpiła robotnicza młodzież zaangażowana także w obronę życia poczętego.
- Władze ustąpiły dlatego, że WiP był silnie zakorzeniony w środowiskach robotniczych - nie ma wątpliwości Jacek Czaputowicz.
WiP wywarł również niewątpliwy wpływ na działania samej Solidarności, zwłaszcza po amnestii, ogłoszonej przez generałów Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka, którą drugi z nich ogłosił w telewizji we wrześniu 1986 r. Ruch Wolność i Pokój trzymał się bowiem zasady działalności jawnej, oczywiście nie w wypadku druku i kolportażu. Uczestnicy wipowskich pikiet nie uciekali przed milicją, tylko siadali na chodniku i czekali aż funkcjonariusze przeniosą ich do radiowozów.
Jawność podobała się w opozycji, bo oznaczała wzięcie pełnej odpowiedzialności za konkretne działania przez osoby znane z imienia i nazwiska. Z czasem również Solidarność wyłoniła swoją Tymczasową Radę jako "naziemną" reprezentację oraz podający nazwiska wszystkich członków Komitet Obywatelski przy Lechu Wałęsie. W składzie tego ostatniego gremium znaleźli się również liderzy WiP Jacek Czaputowicz i Jacek Szymanderski.
- Wielu ludzi od nas opowiadało się za kontynuowaniem konspiracji - przyznał w trakcie rocznicowej dyskusji Zbigniew Bujak, historyczny przywódca Regionu Mazowsze a po 13 grudnia 1981 r. główny lider podziemnej Solidarności. Wśród impulsów, które wpłynęły na wybór jawnych form działania, wymienił również zalegalizowanie miesięcznika "Res Publica", wcześniej ukazującego się w drugim obiegu: stanowiło to pierwszy podobny wypadek w całym bloku wschodnim a nastąpiło na dwa lata przed Okrągłym Stołem.
Autorka książki o WiP Anna Smółka podkreśliła, że ze względu na swoją różnorodność ale również wybór formułu ruchu - WiP po zmianie ustrojowej nie miał szans przekształcenia się w strukturę polityczną. Zaś minister - szef Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Lech Parell tak podsumował ówczesną swoją i innych aktywność: - Myśmy się czuli ruchem społecznym. I częścią większej całości. Uzupełnialiśmy się. W ramach Ruchu Wolność i Pokój często zajmowaliśmy się tym, czego Solidarność nie robiła. Kiedy wtedy kupiłem Trabanta, miałem na nim naklejki zarówno Solidarności jak WiP.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie