
Kierunek: Wschód!
Gdyby naprawdę w Unii Europejskiej istniała wola nałożenia sankcji na Rosję, wystarczyłoby obłożyć embargiem na wjazd do Strefy Schengen wszystkich niebędących obywatelami UE piłkarzy grających w rosyjskich klubach piłkarskich, czyli np. Rosjan, Brazylijczyków czy mieszkańców Afryki. Od razu rozleciałyby się składy rosyjskich drużyn grających w Lidze Mistrzów i Lidze Europy, a co za tym idzie, posypały walkowery. Niepotrzebna okazałaby się ani Komisja Europejska, ani nawet prezydent USA. Wściekli kibice sami wzięliby sprawy w swoje ręce i zdetronizowali Putina szybciej, niżby można spodziewać. Ale nie bądźmy naiwni. Jednym z głównych sponsorów Champions League jest… Gazprom, zaś na wielu sportowych imprezach widnieją reklamy NordStream 2.
W felietonie „No pasarán!”, opublikowanym 9 listopada ub. r. na łamach portalu MWS, wskazywałem, że po skutecznym odparciu naporu migrantów na polsko-białoruską granicę (co nastąpiło), należy przejść do dyplomatycznej ofensywy. Pisząc o owej „ofensywie” nie miałem jednak na myśli torunée, jakie wkrótce potem premier Mateusz Morawiecki odbył po krajach Unii Europejskiej, gdzie był poklepywany po plecach i przy akompaniamencie głosów oburzenia na politykę tandemu Putin-Łukaszenka zapewniany o „pełnym wsparciu”. Triumfalizm, jaki towarzyszył Morawieckiemu po powrocie z europejskich wojaży, można porównać jedynie do pełnego optymizmu uśmiechu premiera Wlk. Brytanii Neville’a Chamberlaina po konferencji w Monachium 30 września 1938 r. Jak to się wtedy (niecały rok później) skończyło, wszyscy pamiętamy. Teraz scenariusz wydarzeń może być podobny. A dokładnie taki, jak wieścił śp. prezydent Lech Kaczyński – najpierw Ukraina, potem kraje nadbałtyckie, ażwreszcie przyjdzie czas na Polskę. A potem znów może się okazać, że”wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły”. Śmiem nawet twierdzić, że gdyby Łukaszenka był bardziej przebiegły i wyposażył migrantów w tęczowe flagi, to już teraz Polska spotkałaby się z w Europie powszechnym potępieniem, zarzutami o łamanie praw człowieka oraz blokowaniem funduszy.
Nadzieja, że w polskim rządzie nastąpi wreszcie przebudzenie, tli się we mnie coraz mniejszym płomieniem. Wszak ubiegłoroczna eskapada Morawieckiego nie wynikała zresztą wcale z przeświadczenia, że na Zachodzie można uzyskać jakąś realną pomoc. Przyczyną były wrzaski rodzimej opozycji, że nasz kraj jest w Europie izolowany. Dowodem na marginalizowanie Polski miało być spotkanie Joe Bidena z wyłącznie przywódcami Wlk. Brytanii, Francji, Niemiec i Włoch, z którymi prezydent USA miał omawiać sytuację na wschodzie naszego kontynentu. Oczywiście w antyrządowych mediach dyskretnie przemilczano fakt, że Biden ominął też innych unijnych sąsiadów Rosji, Białorusi i Ukrainy – Litwę, Łotwę, Estonię, Słowację, Węgry i Rumunię. Przekaz dnia był następujący: „Nastąpił upadek polskiej dyplomacji”. Czy istotnie? Częściowo tak. Ale wcale nie przejawia się to w ostrych wypowiedziach szefowej KE Ursuli von der Leyen na temat łamania praworządności w Polsce, krytycznych artykułach w Süddeutsche Zeitung czy Politico, albo niekorzystnych dla nas orzeczeniach TSUE. Skandalicznym zaniedbaniem polskiej demokracji jest to, że Andżelika Borys i Andrzej Poczobut od prawie roku siedzą w białoruskim więzieniu.To najdobitniej pokazuje, że polska polityka wschodnia obecnie po prostu nie istnieje. Bo trudno uznać za jej pozytywny przejaw budowę muru, stawianie zasieków na granicy z Białorusią czy przerzucanie wojsk na Podlasie.
Kierunek działań, jakie powinny nastąpić, wytyczył już Viktor Orbán, który nie tylko spotkał się z Władimirem Putinem, ale jednocześnie zapewnił sobie podwójne alibi. Raz, konsultując wcześniej plany takiego spotkania z szefem NATO Jensem Stoltenbergiem oraz Emmanuelem Macronem, głową państwa francuskiego, które sprawuje aktualnie prezydencję w UE. Dwa, ustami swojego ministra spraw zagranicznych wygłaszając realnie brzmiące uzasadnienie wizyty w stolicy Rosji: „Jeśli dochodzi do konfliktu między Wschodem a Zachodem, to mieszkańcy Europy Środkowej zawsze na tym tracą”. I o ile w stosunku do premiera Madziarów od razu pojawiła się dyżurna narracja, że Orbán to marionetka Putina, o tyle nie będzie ona już tak przekonywająca w przypadku kanclerza Niemiec Olafa Scholza, który również awizuje swój wyjazd do Moskwy, za żyranta biorąc prezydenta Bidena, którego chce odwiedzić wcześniej.
Polska jako kraj jedyny kraj europejski graniczący i z Rosją, i z Ukrainą, i z Białorusią ma moralny obowiązek przeciwdziałać konfliktom zbrojnym na Wschodzie, zadbać o pokój i polityczną stabilizację tego regionu. A taka stabilizacja może dodatkowo zaowocować korzyściami ekonomicznymi dla naszego kraju. Chciałoby się zawołać słowami jednego z filmowych bohaterów: „Kierunek: Wschód! Tam musi być jakaś cywilizacja”. Węgrzy to już dostrzegli, za to polska dyplomacja wciąż błądzi w smoleńskiej mgle.
Radosław Gajda
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Dialog jest rozwiązaniem wielu konfliktów, jednak problemem jest polska polityka (krajowa i zagraniczna) oparta na nienawiści.
O słabości polskiej polityki zagranicznej mówił ostatnio na spotkaniu w MWS Minister Czaputowicz o czym najlepiej świadczy fakt, iż ani obecny Minister Spraw Zagranicznych Rau, ani żaden z wiceministrów nie jest zawodowym dyplomatą i nie był na placówce dyplomatycznej.
Na marginesie dodam, że do Moskwy wybierają się również prezydent Francji i szefowa brytyjskiego MSZ.