
Jacek Żakowski w programie „Loża prasowa”, wyemitowanym 3 kwietnia br. w TVN24, nader przekonywająco udawał oburzenie, jakoby Tomasz Grodzki był sekowany za swój „radykalny antyputinizm”. Gdyby nie niedzielne przedpołudnie oraz poważny wydźwięk dyskusji w telewizyjnym studiu, można by pomyśleć, że oto leci jakiś program satyryczny à la „Szkło kontaktowe”, w którym dominuje ironia i sarkazm. Ale nic z tych rzeczy. Żakowski plótł swoje androny całkiem serio.
Mowa obrończa redaktora „Gazety Wyborczej” i „Polityki” dotyczyła głośnego wystąpienia marszałka Senatu „do narodu ukraińskiego” i rzekomych przeprosin za to, że Polska wciąż handluje z Rosją, a rosyjskie i białoruskie tiry nadal swobodnie pokonują naszą wschodnią granicę. Rzecz w tym, że choć Grodzki przemawiał po ukraińsku (tu muszę uczciwie przyznać, że szło mu zdecydowanie lepiej niż Tuskowi dukającemu po niemiecku), to wcale nie kierował swych słów do Ukraińców. Po pierwsze, jak domniemywam, 99,9% naszych wschodnich sąsiadów nie ma pojęcia, kim jest pan Grodzki. Dlatego tym bardziej nie mają oni pojęcia, dlaczego ten facet przeprasza ich w języku Szewczenki (Tarasa lub Andrija, jak kto woli), skoro doskonale wiadomo, że Polska nie tylko okazała się krajem niezwykle gościnnym i empatycznym, który przyjął od wybuchu wojny prawie 2,5 mln ukraińskich uchodźców, ale jeszcze jako pierwsza odmówiła „haratania w gałę” z Rosją o miejsce na mundialu (to drugie uzasadnia, dlaczego Andrija). Po drugie, trzeba być zaiste naiwnym, aby nie dostrzec, że spicz „trzeciej osoby w państwie” skierowany jest do polskich wyborców. Ma na celu obrzydzić im obecny rząd poprzez wyeksponowanie jego hipokryzji - z jednej strony usta premiera i ministrów pełne frazesów o sankcjach, z drugiej - ruski gaz płynący (wszak nie za darmo) szerokim strumieniem do Polski. Oczekiwany efekt? Poprawa wciąż niesatysfakcjonujących notowań opozycji w sondażach.
W tym sensie wystąpienie Grodzkiego nie różni się od pogadanek Putina i pisaniny jego nadwornych propagandzistów. Straszenie Polski bronią jądrową, nazywanie jej „hieną Europy” czy nawoływanie do „denazyfikacji” na większości z nas nie robi wrażenia. Bo wcale nie to jest celem Kremla. Nawet grożenie Unii Europejskiej ostrymi reakcjami w odpowiedzi na sankcje nie jest skierowane do krajów Zachodu, bo te i tak jedzą Putinowi z ręki. Rosyjscy władcy przemawiają w ten sposób do swojego elektoratu, oczekując akceptacji dla prowadzenia polityki europejskiej przy pomocy konfrontacji, z użyciem gazowego szantażu wobec UE oraz czołgów i samolotów wobec Ukrainy. Patrzcie, „ludirusskije” – mówią, - dzisiaj Ukraina, jutro Polska, a pojutrze cała Europa! Wszystko będzie nasze! A jednocześnie prokremlowskie media pilnie śledzą zachodnie portale internetowe i skwapliwie wyłapują wszelkie pojawiające się tam pojedyncze przypadki powątpiewania w skuteczność polityki nakładanych na Rosję sankcji czy przejawy strachu przed dalszym marszem krasnoarmiejców (przepraszam, to z przyzwyczajenia) na zachód. I podają to wszystko polane sosem mocarstwowości i niezłomnego ducha matuszki Rossiji dla ukrycia faktu lania, jakie dostają na ukraińskim froncie ruscy żołdacy oraz popełnianych przez nich zbrodni na ludności cywilnej.
Pięćdziesięciu pięcioma tysiącami odsłon na YouTube w ciągu 11 dni Grodzki świata nie zawojował. Dziesięciokrotnie większa oglądalność przemówienie Putina na Łużnikach też szału nie robi. Dla porównania ukraiński żołnierz, który po polsku przeprasza za – jak sam to ujmuje - 1% uchodźców, którzy w naszym kraju zachowują się nie tak, jak powinni, dotarł w 6 dni 1,8 mln oglądających. Marny zatem z pana doktora marszałek, influencer jeszcze gorszy. Ale stanowisko (oczywiście marszałka, nie influencera) zapewne obroni. Bo tu też nie wszystko jest takie, jak w buńczucznych zapowiedziach polityków PiS, składających wniosek o odwołanie Grodzkiego z funkcji, gdyż „nie o to chodzi, by złapać króliczka, ale by gonić go”.
Radosław Gajda
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
"wystąpienie Grodzkiego nie rózni się od pogadanek Putina". Co to za bzdury. Ma Pan rację że Grodzkiego nikt nie słucha. Za to te słowa: "Za uzależnienie energetyki i gospodarki Węgier od Rosji odpowiadają dzisiejsi rywale Viktora Orbana. Trzymam kciuki za zwycięstwo wyborcze Fideszu" usłyszał każdy. Orban rządzi od 12 lat a przekaz zrozumieli wszyscy a w szczególności jego przyjaciel Putin.
W programie ,,Loża prasowa” brał udział także Paweł Musiałek z Klubu Jagielońskiego, który słusznie wystąpienie Grodzkiego nazwał skandalicznym. Jacka Żakowskiego, którego dawniej ceniłem, niestety obecnie nie da się słuchać ani czytać.
Zaiste podziwiam pana Pawła Musiałka za spokój, jakim emanował i za niezwykle stonowaną formę jego wypowiedzi w sytuacji, gdy musiał słuchać bzdur wygadywanych przez pana J. Żakowskiego i panią D. Wielowieyską w stylu "Unia Europejska już dawno temu podjęła działania w celu uniezależnienia się od rosyjskiej ropy i gazu" (cytuję z pamięci, więc z góry przepraszam, jeśli wkradła się jakaś nieścisłość).