
Z Konradem Rytlem, prezesem Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej, kandydatem Bezpartyjnych Samorządowców do Sejmiku Wojewódzkiego Mazowsza, rozmawia Łukasz Perzyna.
- Partie na wybory samorządowe mobilizują zdyscyplinowane aparaty, natomiast jak rozumiem atutem niezależnych samorządowców okazuje się umiejętność gry zespołowej, drużynowej?
- Samą ideą naszego stowarzyszenia, myśli twórczej, jaką podjęliśmy 20 lat temu tworząc Wspólnotę, pozostaje służba środowisku, w którym działamy. Mazowiecką Wspólnotę powołali ludzie, zaangażowani w budowanie od podstaw samorządu w nowej Polsce. Praktyczne próby jego tworzenia zaczęły się od 1989 roku, to był pionierski czas. Wydarzeniem symbolicznym stał się fakt, że pierwszymi w pełni wolnymi wyborami w Polsce - bo z całym szacunkiem dla przełomu z 4 czerwca 1989 r, wtedy jeszcze część mandatów wyłączono z wolnej gry i objęto kontraktem politycznym - okazały się właśnie wybory z 27 maja 1990 r. do samorządu gminnego.
- Budowę demokracji zaczęliście od podstaw?
- I potem staraliśmy się już tego pilnować, na tym najbliższym dla zwyczajnych ludzi szczeblu. Uznaliśmy potrzebę a nawet konieczność stworzenia środowiska, stanowiącego autentyczną reprezentację samorządów, dbającego o ich autonomię w państwie. Współpracę wzajemną opieraliśmy nie o ideologię, lecz umiejętności, zaangażowanie i wiedzę. Uważamy, że warto się organizować. Pod tym względem nie tylko nic się nie zmieniło, ale wydaje się to jeszcze bardziej potrzebne w sytuacji, gdy ludzie wyraźnie zmęczeni są polityką w jej partyjnym czy parlamentarnym wydaniu. Proponujemy coś lepszego: liderów, zakorzenionych w lokalnych wspólnotach, obeznanych z problemami mieszkańców, bo na co dzień je rozwiązują, na tym ich misja polega. Na początku działaliśmy w Komitetach Obywatelskich, potem w samorządzie pojawiły się postaci, działające na rzecz integracji. Jak Marek Nawara, który w Małopolsce został marszałkiem województwa, na Śląsku Jan Olbrycht, na Mazowszu Mariusz Ambroziak, jeden z założycieli naszej Wspólnoty. Ważną rolę odegrali również ci, którzy później poszli do centralnej polityki jak Czesław Mroczek z Siedleckiego, który zanim został wiceministrem był starostą w Mińsku Mazowieckim. Wiele postaci objawiło dar skupiania wokół siebie innych, jak Wojciech Adamiak, pierwszy starosta w Piasecznie, Jan Rejczak był wojewodą radomskim, zaś mecenas Marek Czarnecki, wciąż z nami związany, co bardzo sobie cenimy, jako ostatni pełnił tę samą funkcję w bialskopodlaskim. Mroczek działa teraz w PO-KO, Rejczak w PiS ale obaj dobrze zasłużyli się Polsce na tym regionalnym czy lokalnym szczeblu. Spotykali się i podejmowali wspólne działania praktycy reformy samorządowej, tej kolejnej z 1998 roku, na szczeblu przywróconych powiatów i nowych województw. Zaprzyjaźniliśmy się. Nie tracimy wigoru. Przystają do nas ludzie młodzi, wielu z nich w tych kwietniowych wyborach kandydować zamierza po raz pierwszy, zaś fenomen wysokiej frekwencji z października ub. r. pokazuje, że ich zaangażowanie nie jest odosobnione. Stwarzamy im szansę działania, na jaką w partiach politycznych musieliby... długo poczekać.
- Co dziś oznacza niezależność na poziomie samorządu?
- Widać już, że w tej kampanii jej idea ma spore znaczenie. Niezależność pozwala iść szerzej, rozmawiać ze wszystkimi o dobru naszych Małych Ojczyzn, bez kierowania się uprzedzeniami, które zbyt często żywią partie polityczne. Od razu dostrzegliśmy, gdy tylko kampania się zaczynała, że znajdują się chętni i pojawia się potrzeba, żeby robić to w otwarty sposób. Tak, żeby nikogo nie wykluczać. Mobilizujemy się wokół tej zasady i na pewno wychodzi to dobrze. W wypadku samorządu zasada pro publico bono oznacza działanie na rzecz środowisk, w których żyjemy. A tam przecież nie będziemy wznosić murów, które dzielą ludzi. Nam zależy na silnej integracji, im więcej pluralizmu, tym lepiej. Samorząd nie jest wszędzie taki sam. Inny na Kurpiach, inny w Radomiu, nawet jeśli tylko do Mazowsza się ograniczymy.
- Zwraca też uwagę bogactwo szyldów, pod jakimi niezależni kandydaci idą do tych wyborów?
- Wielu naszych kandydatów idzie do wyborów pod flagą MWS, sporo też tworzy własne komitety: "nasz powiat", "nasza gmina", "nasze miasto", najczęściej w taki sposób nadawane są im nazwy. Nic w tym złego. Łączy ich wspólny mianownik niezależności. Widać, że jest potrzebna. Wyborcy zdecydują, do jakiego stopnia, jednak obecne reakcje, co spostrzegam w rozmowach z ludźmi, okazują się zachęcające. Wyborcy wiedzą, że kandydaci przez nas popierani wstydu im nie przyniosą. Nasz kandydat i wiceprzewodniczący Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej Artur Borkowski ubiega się jako burmistrz Serocka o reelekcję startując z własnego komitetu, w tej kadencji miał większość w radzie, wszyscy wiedzą, że jest od nas i jak mocno czujemy się związani.
- Ludzie uświadomili sobie, że partie polityczne nie wystarczą, co więcej, na poziomie samorządu ten typ podległości tworzy krępujący gorset?
- Sondaże przedwyborcze mierzą poparcie dla partii, ale dostrzegam raczej, że na szczeblu lokalnym wielu kandydatów wręcz ukrywa przynależność do nich. Tworzą lokalne komitety, unikają znanych z 24-godzinnych telewizji logotypów. Widać, czego społeczeństwo polskie potrzebuje.
- Demokracja polska wraca do źródeł? Rozmawialiśmy już o pierwszych wolnych wyborach po wojnie, właśnie samorządowych w 1990 r. - wtedy z jednej strony byli kandydaci Komitetów Obywatelskiej a z drugiej starzy radni z czasów PRL, ukrywający się pod świeżymi lokalnymi szyldami?
- Komitety Obywatelskie znowu wtedy wygrały, radnymi zostawali ci, którzy u zarania demokracji dali się poznać z aktywności w środowiskach lokalnych. Rzeczywiście podobne preferencje powracają. Zadziała to na korzyść kandydatów niezależnych, wyborcy wolą znów głosować na kandydatów im znanych, my im taką możliwość dajemy.
- Czy na szczeblu lokalnym zaznacza się zużycie partii politycznych?
- Mieszkańcy odczuwają przesyt przenoszeniem na szczebel powiatu, małego miasta czy nawet gminy sporów, mających swoje zakorzenienie w polityce ogólnopolskiej. Kierunek powinien być właśnie odwrotny i nie konfrontacyjny lecz pojednawczy: korzystanie z całej Polsce z rozwiązań, sprawdzonych w skali lokalnej, wspólnie wypracowanych ponad podziałami. To nie przypadek, jak tworzono sojusze przed wyborami parlamentarnymi. Ludzie mówią dalej: Platforma, ale listy wystawiała Koalicja Obywatelska. PSL i Polska 2050 wystartowały jako Trzecia Droga i dopiero po wyborów policzyły, ile każde z nich ma posłów, utworzyły odrębne kluby w Sejmie. Nazwy się zmieniają, PO rzadziej już funkcjonuje niż KO, zaś Trzecia Droga w kolejnej już kampanii idzie pod tym właśnie szyldem. Z PSL została koniczynka, reszta instrumentarium jakby wyczerpała się. Nie jestem przeciwnikiem istnienia partii. Nie powinny jednak zawłaszczać całego życia publicznego. Niezależni ograniczają ich zakusy, zagospodarowują przestrzeń, na którą aparaty partyjne nie wkroczyły.
- Czym niezależni, takie ich porozumienia jak Mazowiecka Wspólnota Samorządowa różnią się na korzyść od partii politycznych?
- U nas nie ma przymusu. Uznajemy, że trzeba przyciągać sojuszników, reprezentatywnych dla różnych środowisk. Łączymy a nie dzielimy. Nikomu nie śmiemy ani nie chcemy narzucać, co powinien robić. Zamiast wywierać presję, przekonujemy.
- Spróbujmy się więc pokusić o naszkicowanie portretu kandydata Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej w tych wyborach?
- Na pewno wspólna dla tych, których popieramy pozostaje aktywność w środowisku, gdzie się mieszka, żyje i pracuje. Kandydat MWS nie reprezentuje żadnej władzy nadrzędnej ani establishmentu lecz ludzi, wśród których przebywa na co dzień. Gotów jest swój czas i zdolności spożytkować dla dobra mieszkańców, ich sprawy nie są mu obojętne. U nas każdy kandydat odpowiada jednoosobowo za swój projekt przed wyborcami. My mu pomożemy, żeby wykonał swoje zadanie jak najlepiej. Nazwa MWS zawiera kluczowe słowo: Wspólnota. Demokracja od starożytności opiera się na zasadzie: z ludem i dla ludu. Zależy nam na tym, żeby nikt nie poczuł się pozostawiony samotnie z problemami, opuszczony. Władza wedle dobrych wzorców oznacza służenie ludziom. A nie przyjmowanie hołdów. Wielką wagę przywiązujemy do wspólnego działania. Nie staramy się rozliczać tylko wspierać i pomagać.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie