
Z Przemysławem Mikulakiem, rolnikiem z powiatu Maków Mazowiecki, członkiem władz "Solidarności" Rolników Indywidualnych Mazowsza rozmawia Łukasz Perzyna
- Rolnicy protestują. Mazowiecka Wspólnota Samorządowa popiera ich postulaty. Czym wytłumaczy Pan paradoks, że tak gwałtowny kryzys na polskiej wsi ma miejsce akurat w momencie kiedy komisarzem rolnictwa Unii Europejskiej pozostaje Polak Janusz Wojciechowski, bo przynajmniej w chwili, kiedy rozmawiamy nadal funkcję tę pełni?
- Żyjemy na przełomie sprawowania władzy przez dwie kolejne ekipy rządzące. Prawo i Sprawiedliwość zaręczało, że wszelki import produktów rolnych z kierunku wschodniego został już zablokowany. Rzeczywistość okazuje się inna, stąd nie tylko Pana zdziwienie. Gołym okiem już widać zobojętnienie ze strony poprzedniej władzy, komisarza z PiS również. Wiele lat temu PiS entuzjastycznie firmowało Zielony Ład, teraz przekonujemy się, ku czemu on prowadzi. Dla rolników i całej polskiej wsi oznacza raczej nieład i liczne zbędne i szkodliwe dla nas ograniczenia. Oczywiste, że na to zgodzić się nie możemy. Czujemy się postawieni pod ścianą. W tej sytuacji sami musimy stanąć na straży organizmu, jakim jest polskie rolnictwo, bo w ten sposób je pojmujemy. Dlatego walczymy. W Dorohusku uczestniczyłem w 24- godzinnej akcji kontroli transportów. Trwamy w proteście, skoro widzimy, że spraw najważniejszych nikt za nas nie załatwi.
- Jakich rozwiązań potrzeba choćby na krótką metę, żeby rolnicy odczuli przynajmniej ulgę, jeśli nie poprawę?
- Na krótką metę to nic zrobić się nie da. Trzeba działać natychmiast. Sytuacja takie tempo wymusza. Trzeba na początek miesiąc wstrzymać import z Ukrainy zboża i innych produktów rolnych. Co nie znaczy oczywiście, że gdy ten czas upłynie, będą mogły do nas znowu wjeżdżać. Ale miesiąc wystarczy, żeby wypracować niezbędne regulacje i środki zaradcze. Wzmocnienie granic jest konieczne. Trudno mówić o ich skutecznej ochronie, jeśli na przejściu granicznym znajduje się jeden lekarz weterynarii. Niezbędne są kompleksowe kontrole. Rozwiązanie na teraz to: wstrzymać import a z rolnikami wynegocjować wspólne stanowisko, to właśnie władza powinna zrobić.
- A trwałe rozwiązania czego powinny dotyczyć?
- Chodzi o to, żeby przestało się opłacać ściąganie do nas zboża z Ukrainy. Za pszenicę stamtąd płaci się po 50 zł za tonę. Za polską pszenicę - od stu euro za tonę wzwyż, przeważnie powyżej 500 zł, zdarzają się nawet stawki 800 zł za tonę. Skąd takie eldorado dla firm, które stało się zabójstwem dla polskiego rolnika? Po prostu chaos dotyczy nawet stosowanej terminologii. W rolnictwie nie ma czegoś takiego jak zboże częściowo zmielone, żaden student tak nie powie w trakcie egzaminu na SGGW, bo po prostu by go nie zdał. Tymczasem do Polski zboże wjeżdża jako półprodukt - nawet na węglarkach. Albo w wagonach zwykle używanych do przewozu cementu. Na Ukrainie stosuje się powszechnie środki ochrony roślin zakazane w całej Unii Europejskiej, nie ma żadnej kontroli. Dlatego my zdecydowaliśmy się na kontrolę obywatelską na granicach. Postanowiliśmy sami zadbać o bezpieczeństwo żywnościowe kraju.
- Co w koncepcji Zielonego Ładu, reklamowanej za rządów PiS i przez polskiego komisarza ds. rolnictwa UE, okazuje się najbardziej dotkliwe dla polskiego rolnika?
- Ugorowanie. A ściślej jego obowiązek. Zielony Ład nakazuje, żeby odłogiem leżało 5 proc. przeciętnego gospodarstwa rolnego. Jeśli przyłożyć to do obszaru jednego województwa, to wychodzi, że jedną gminę samych użytków rolnych każą nam tam pozostawić bez uprawy. Nie godzimy się na to. Czujemy, że jesteśmy po to, żeby produkować zdrową polską żywność. Ziemia w Polsce czasem pozostaje w rękach jednej rodziny od 200-300 lat. Tylko stare księgi to poświadczają. I żywa tradycja. Stąd bierze się przecież przypisywany polskim rolnikom konserwatyzm, że ziemia z ojca na syna przechodziła. Zaś lewackie pomysły, leżące u podstaw krytykowanych przez nas rozwiązań Zielonego Ładu nie mają żadnej podobnie sensownej podbudowy, to agresywna ideologia tylko i nic więcej. Dlatego w tej kwestii nie ustąpimy. Ziemia stanowi dobro. Nie wolno jej marnować, pozwolić, żeby się wyjaławiała.
- Jednak import zboża i innych produktów żywnościowych z Ukrainy oraz Zielony Ład z zawartym w nim obowiązkiem pozostawienia pól bez uprawy to nie jedyne utrapienie dla polskiego rolnika?
- Osobny problem stanowi import mięsa z Ameryki Południowej, wołowiny i wieprzowiny z Argentyny i Brazylii. Oczywiste, że trzeba to uregulować, tu również pojawia się kwestia norm, których my przestrzegamy a inni nie.
- W jakim czasie i trybie możliwa jest naprawa sytuacji w polskim rolnictwie?
- Wskazałem już, od czego powinna się zacząć. Dłużej czekać się nie da. W ciągu miesiąca wspólnie z Ministerstwem Rolnictwa w rozmowach jesteśmy w stanie wypracować rozwiązania, zdolne zapoczątkować proces o który Pan pyta. Inaczej jesteśmy w kropce. Wiemy, już kto skorzystał na dotychczasowych patologiach. Lista firm - beneficjentów nienormalnej sytuacji zawinionej przez rząd PiS wyciekła do mediów. Rolnicy blokują wjazdy do tych firm. Zablokujemy terminale przeładunkowe. Na obecnej władzy staramy się wymóc pojawienie się kompetentnych urzędników z konkretnymi uprawnieniami - a fachowców od rolnictwa w Polsce nie brakuje, w świecie ceni się absolwentów naszych akademii - będących w stanie zablokować dotychczasowe złe praktyki, na których traci polski rolnik. Ale przecież nie tylko on.
- Jest Pan przekonany o szerokim poparciu dla Waszej akcji?
- Na co dzień je odczuwamy i jesteśmy za to wdzięczni. Chcę zachęcić mieszkańców miast, żeby wspólnie z rolnikami zadbali o przyszłość swoją i dzieci. Chodzi o to, żebyśmy wszyscy mogli jeść zdrową i sprawdzoną żywność produkowaną u nas w kraju, w rodzinnych gospodarstwach.
Wywiad ukazał się w 84 nr (luty 2024) gazety Samorządność
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie