
Wywiad z KONRADEM RYTLEM, prezesem Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej i kandydatem na posła z listy Bezpartyjnych i Samorządowców w okręgu 20, tzw. obwarzanku warszawskim.
- Jarosław Kaczyński zapowiada, że jak PiS ponownie dojdzie do władzy, to zabierze się nie tylko za państwo, ale i za samorząd Mazowsza. Podzieli nasze województwo na dwa: jedno obejmujące Warszawę i okolice, oraz drugie – obejmujące pozostałą część Mazowsza. Co Pan na to?
- To jest w jego stylu i w stylu PiS… Propozycja traktuje bowiem mieszkańców naszego regionu przedmiotowo, na dodatek ich skłóci. To z całą pewnością zantagonizuje społeczności lokalne, stworzy sztuczny podział, który rozerwie naturalne więzi Warszawy i Mazowsza. Tu się zgadzam w zupełności z ogłoszoną deklaracją, którą podpisali marszałek województwa, prezydent Warszawy, wicemarszałek Sejmu – kandydatka Koalicji Obywatelskiej na premiera i szefowie partii politycznych na Mazowszu. Ja też uważam, że tworzenie sytuacji, w której Siedlce czy Radom, jak im obiecywał Kaczyński, w zależności od tego, gdzie akurat prowadził kampanię, będą pełnić rolę stolicy nowego województwa, spowoduje chaos nie do opisania i dodatkowe, ogromne, koszty, bo – założę się – ta cała propozycja jest stworzona na potrzeby kampanii wyborczej (tylko po co?) i na dodatek rozbija Mazowsze, które rozpadłoby się na dwa podmioty różniące się istotnie swoimi możliwościami finansowymi. Powstałoby województwo oparte na Warszawie, niezwykle bogate, i województwo zdecydowanie biedne, pozbawione perspektyw. Przecież Warszawa jest – jak słusznie czytam we wspomnianej deklaracji – lokomotywą rozwojową całego regionu. A ten nowy podział administracyjny – mają rację jej sygnatariusze – stworzyłby województwo oparte na mieście zdecydowanie słabszym niż stolica, które finansowo nie byłoby w stanie dobrze samodzielnie funkcjonować. A dopłaty unijne nie będą w stanie wyrównać deficytu, jaki stworzy odejście stolicy. Zresztą one się kiedyś skończą…
- A może to po prostu pierwsza próba ubezwłasnowolnienia samorządów i poddania ich łasce rządu, a także kolejny skok na stołki, bo przecież słyszy się o podobnym pomyśle na podział województwa śląskiego?
- Jestem właściwie tego pewien. Bo jaki jest sens oddzielać region od jego stolicy, kiedy to właśnie ona stymuluje postęp i rozwój województwa, jego zrównoważony rozwój. Już nie mówię o tym, że taki polityczny ruch spowodowałby, że Warszawa, która dostarcza zdecydowaną większość wpływów do budżetu województwa, bo aż 83 proc., płaciłaby podwójne janosikowe – jako miasto i jako województwo.
- Ale czy przypadkiem Kaczyński nie chce odwzorować w jakimś sensie w skali województwa doświadczeń wziętych z powiatów grodzkich i ziemskich? Przecież w wielu miejscach naszego regionu powiat sobie, a miasto sobie. Prezydent rządzi wyłącznie miastem, a starosta wyłącznie powiatem i często nie mogą się dogadać z różnych powodów – osobistych lub ambicji politycznych ugrupowań, z których pochodzą…
- O, i to jest właściwy temat do dyskusji. Bo faktycznie tu jest problem, sygnalizowany przez samorządowców, nie tylko mazowieckich, od wielu lat. Ja żartuję, że najlepiej widać dysproporcje rozwojowe między powiatem ziemskim i grodzkim po stanie dróg. Droga powiatowa, na przykład, która biegnie przez miasto i powiat, jest administrowana przez dwa różne podmioty. Prezydent dba o swój odcinek, a starosta o swój. I jak się nie dogadają co do wspólnej inwestycji i remontów, a często (kto wie czy nie najczęściej) właśnie się nie dogadują, to… w powiecie droga jest super, bo starosta załatwił dotacje unijne, a w mieście niespecjalnie, bo miasto nie chciało współdziałać. A zupełnie na poważnie… Już z piętnaście lat temu prezydenci i burmistrzowie kilkudziesięciu miast zwrócili się do władz ustawodawczych o wszczęcie prac legislacyjnych prowadzących do łączenia się miast na prawach powiatu i powiatów mających siedzibę swych władz w tych miastach, z uwagi na znaczące dysproporcje rozwojowe. Ich doświadczenie bowiem wykazywało (i wykazuje nadal) znacząco wyższy potencjał miast na prawach powiatu i szczególnie niski potencjał powiatów pozbawionych większych ośrodków miejskich. Wszelkie badania prowadzone w tym zakresie pokazują dowodnie, że powiaty pozbawione dużych miast mają znacząco mniejsze zasoby służące do wypełniania powiatowych zadań publicznych. I to tym się trzeba zająć, a nie jakimiś fantasmagoriami biorącymi się z politycznych kalkulacji. Bo potrzebny jest ruch odwrotny – łączenia miast z ich regionami, a nie na odwrót.
- Mówi to pan jako samorządowiec i… kandydat Bezpartyjnych?
- Oczywiście. Polska potrzebuje zrównoważonego i bezpiecznego rozwoju. Co jak co, ale reforma samorządów po 1989 roku generalnie nam się udała, trzeba jej tylko korekt, o jakich mówiłem. Nie można centralizować państwa, jak za PRL, bo przecież o to chodzi ostatecznie. Bezpartyjni to polityczne powszechne ruszenie samorządowców, powszechne coraz bardziej, którzy wiedzą jak wyglądają potrzeby obywateli w konkretnych lokalnych społecznościach. To ruch przeciwko wchłonięciu samorządów przez administrację państwową. To ruch, który będzie zyskiwał na znaczeniu, bo jest wolny od partyjnych ambicji i manipulacji. Jest za Polską lokalną i obywatelską. Bo to buduje nam wszystkim dobrą przyszłość. Opartą na rozeznaniu potrzeb tam, gdzie rodzą się ludzkie ambicje i ich spełnienie. Mam nadzieję, że najbliższe lata udowodnią słuszność tej koncepcji.
- A jeśli PiS wygra w tych wyborach i przeprowadzi swój zamiar?
- Wtedy z pewnością zorganizuje przyspieszone wybory samorządowe, bo – jak sam pan powiedział – słyszy się o podziale również innych województw, o likwidacji powiatów i powrocie do koncepcji regionów z czasów Gierka. Będziemy się temu przeciwstawiać, ale pisowski walec może nam to uniemożliwić. Tym bardziej Bezpartyjni Samorządowcy będą w tym ewentualnym nowym rozdaniu potrzebni. Ze swoimi umiejętnościami, wiedzą i doświadczeniem. Jest bowiem walec pisowski, ale jest też walec historii…
Rozmawiał: WOJCIECH PIELECKI
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie