
Nie przenosimy na najniższy szczebel kłótni ani wojny
Z Krzysztofem Majem, członkiem Zarządu Województwa Dolnośląskiego, z Federacji Bezpartyjni i Samorządowcy, rozmawia Łukasz Perzyna
- Bezpartyjni Samorządowcy startują w wyborach parlamentarnych. Jak w tej nowej sytuacji przyda się doświadczenie z Dolnego Śląska, gdzie od kilku już lat współrządzicie regionem, jako segment większości w sejmiku wojewódzkim?
- Wyborcy mogą już wiedzieć, czego się po nas spodziewać. W tym sensie, że nie przenosiliśmy na niższy, samorządowy szczebel doświadczenia kłótni ani wojny, niechlubnie znanego z krajowej polityki. Rodzi to oczywistą dla tych, co na nas zagłosują, nadzieję, że od podobnych zachowań pozostaniemy wolni, kiedy zaangażujemy się w naprawę polityki ogólnopolskiej. A taka przecież jest intencja naszej decyzji o starcie w wyborach parlamentarnych. W samorządzie współpracujemy z innymi od wielu lat, nie tylko z naszym koalicjantem. Symbolem otwartej postawy od dawna pozostaje bezpartyjny marszałek województwa dolnośląskiego Cezary Przybylski.
- W czym ta otwarta postawa się przejawia?
- Nie zwalczamy żadnego pomysłu z tego wyłącznie powodu, że to nie my go zgłosiliśmy, jak zwykle czynią to niestety - czy to w samorządzie czy w skali krajowej - partie polityczne. Jeśli projekt oceniamy jako cenny, to go popieramy, niezależnie od barw jego inicjatorów. I to właśnie nas odróżnia od partyjnych polityków.
- Samorząd łagodzi obyczaje?
- W samorządzie współpracuje się z każdym. Nie tylko z tym, z kim się wcześniej zawarło porozumienie. Współdziałamy rzeczowo. Tym właśnie samorząd różni się od parlamentu, że u nas się konkretne sprawy rozważa. Na Dolnym Śląsku pozostajemy obecni w koalicji rządzącej regionem przez całą kadencję od 2018 r.
- To nie jest łatwa koalicja? PiS jako władza w kraju sprzyja przecież centralizacji?
- Do nikogo się nie uprzedzaliśmy, ani nie nalepialiśmy mu etykietek, w samorządowej działalności zawsze to tylko szkodzi, gdy do rozwiązania mamy konkretne sprawy mieszkańców. Z faktu, że nasz koalicjant w sejmiku wojewódzkim rządzi również w kraju, warto raczej czerpać korzyści dla regionu i obywateli. I tak właśnie postępujemy. To nie jest zła koalicja, skoro niedawno marszałka Cezarego Przybylskiego poparło publicznie 90 samorządowców z różnych formacji, a także spoza nich, co warto podkreślić. Zaś co do centralizacji władzy, o którą Pan pyta, to my raczej próbujemy pewien niekorzystny mechanizm odwrócić. Kiedy natrafiamy na blokadę funduszy albo utrudnianie wprowadzania w życie dobrych dla regionu projektów, czego przyczyn szukać należy nie we Wrocławiu, lecz w Warszawie - zwracamy się do naszych koalicjantów, żeby własnymi kanałami wywarli presję na partyjnych kolegów z administracji centralnej, żeby utrudnienia zlikwidować. I to działa.
- Poda Pan przykłady, zaświadczające, że obecna władza w regionie dobrze mu się zasłużyła?
- Dla mnie takim okrętem flagowym okaże się na pewno duży szpital onkologiczny we Wrocławiu. Największa inwestycja, realizowana kosztem 1 mld 100 mln zł. Ale też przyzna pan, że doprawdy trudno wyobrazić sobie pieniądze lepiej wydane. Budowa zaraz się zaczyna. Dolnośląskie Centrum Onkologiczne łączyć będzie leczenie z rozległą profilaktyką. Właśnie zawarliśmy umowę z wykonawcą. W pięćdziesiąt parę miesięcy powstanie coś, czego nie tylko tutaj jeszcze nie było. Szpital będzie gotowy w 2028 r. Dbamy też o kolej. W praktyce oznacza to często odbudowę połączeń kolejowych. Zależy nam na tym, żeby ludzie mieli ułatwiony dojazd do pracy. Sprzyja to mobilności. Pamiętam niedawną warszawską konwencję, zorganizowaną przez Mazowiecką Wspólnotę Samorządową, z którą współpracujemy w ramach Federacji Bezpartyjni i Samorządowcy. Hasło mobilności pozostawało tam jednym z kluczowych. Poza tym zamiast nakładać ograniczenia na kierowców, jak czyni to władza w wielu miejscach, zwłaszcza ta partyjna, której działanie często głównie z restrykcjami się kojarzy - bez porównania lepiej zbudować pozytywną alternatywę w postaci transportu kolejowego, którym dojedziemy wszędzie. To zupełnie inny, pozytywny tok myślenia, który polecam.
- Zajmuje się Pan kulturą. Dolny Śląsk to region naszej noblistki Olg Tokarczuk. Ale również licznych zabytków. Jak najlepiej wszystkie atuty spożytkować?
- Jedna czwarta wszystkich zabytków w Polsce znajduje się na Dolnym Śląsku. To zamki, pałace, baszty, klasztory, całe zespoły miejskie. Jesteśmy dumni z tego bogactwa i staramy się jak najlepiej je spożytkować. Dlatego zgłaszam postulat, który odwołuje się nie tylko do powszechnie nie tylko w samorządzie uznawanej koncepcji zrównoważonego rozwoju, ale też pewnej historycznej sprawiedliwości na regionalną skalę. Z tej perspektywy warto zadbać o - jak dawniej mówiono - ziemie zachodnie czy odzyskane, które w PRL niesłusznie cierpiały. Wszyscy pamiętamy hasło odnoszące się do Warszawy "cały naród buduje swoją stolicę"...
- ...wciąż widnieje nad dawnym Klubem Międzynarodowej Prasy i Książki, róg alei Jerozolimskich i Nowego Światu w stolicy, chociaż empik dawno temu zamknięto...
- Cały naród budował, podobnie przez półwiecze działał społeczny fundusz na rzecz odnowy zabytków Krakowa. Wszystkie te akcje okazały się potrzebne, ale faktem pozostaje, że nas na Dolnym Śląsku one omijały. Teraz to na nas kolej. Znajdują się tu przecież obiekty absolutnie wyjątkowe, których nigdzie indziej się nie znajdzie. Staramy się o nie zadbać. Gdy zyskamy teraz trwałą reprezentację w ogólnopolskiej polityce, gdy samorządowcy znajdą się w Sejmie i Senacie - będziemy się o to starać jeszcze lepiej, bo nasze możliwości się zwiększą. Na pewno warto, wystarczy spojrzeć na potencjał naszego regionu. Natrafi pan na Dolnym Śląsku na prawdziwe perły. Dolina Zamków i Pałaców tworzy wyjątkowy szlak koło Jeleniej Góry. Zaś w Górach Sowich po nazistach pozostały ponure budowle, których przeznaczenia historycy wciąż nie rozstrzygnęli. Odkrywamy tam teraz kilkadziesiąt kilometrów podziemnych korytarzy, kwatera Hitlera tam mogła się znajdować albo skarbiec łupów. Pobudza to wyobraźnię i fascynuje, bo wiąże się z tajemnicą ciągle nie rozwiązaną. Na Dolnym Śląsku mamy też kopalnie złota i twierdze górskie. Festiwal Olgi Tokarczuk, o której słusznie pan wspomniał w kontekście rozpoznawalności regionu, Nowe Horyzonty, a w Dusznikach Festiwal Chopinowski. Wrocław po zmianie ustrojowej stał się - z nieuniknioną tylko przerwą na czas pandemii - ulubioną destynacją, jak mawiają biura turystyczne - weekendową dla cudzoziemców, zwiedzających kolejne miasta Europy albo starających się zwyczajnie jak najciekawiej spędzić wolny czas. Chcemy to na cały Dolny Śląsk rozszerzyć. Polska jest piękna, każdy znajdzie tu coś dla siebie. Wewnętrzna turystyka też napędza gospodarkę, rozwój kolei, który forsujemy, również ma służyć tworzeniu najkorzystniejszych dla niej warunków. Na Dolnym Śląsku naliczyliśmy 90 wież widokowych. I mnóstwo pięknych pejzaży da się z nich podziwiać.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
"Kiedy natrafiamy na blokadę funduszy albo utrudnianie wprowadzania w życie dobrych dla regionu projektów, czego przyczyn szukać należy nie we Wrocławiu, lecz w Warszawie - zwracamy się do naszych koalicjantów, żeby własnymi kanałami wywarli presję na partyjnych kolegów z administracji centralnej, żeby utrudnienia zlikwidować. I to działa." Pewnie że działa. Przyjeżdżają z kartonikami i centralizują władzę w regionach. Chcecie żeby samorządowcy byli zależni od władzy centralnej. Po co więc samorządy jak to władza centralna ma decydować komu dac? A da "partyjnym kolegom". Do tego jeszcze kolej. Po co kolej jak elektryczne autobusy zużywają tyle samo energii (per capita) a są o wiele tańsze i o wiele bardziej mobilne. Warto aktualizować wiedzę a nie kopiowac PRLowskie pomysły.