Warszawskie referendum w liczbach

WWS
17/10/2013 14:11

W demokracji ważne są liczby: liczby biorących udział w głosowaniu i liczby głosujących na poszczególne osoby, komitety wyborcze i opcje w referendach


To liczby reprezentują ludzi, nie procenty. Widać to najwyraźniej w referendach lokalnych, w których kluczowym parametrem jest frekwencja, nie procentowa, lecz liczbowa: aby były ważne, musi w nich wziąć udział nie mniej niż 3/5 liczby osób biorących udział w wyborze odwoływanego organu. W wyborach prezydenta Warszawy w 2010 r. wzięło udział 649 049 osób, dlatego dla ważności referendum 13 października 2013 r. musiało w nim wziąć udział co najmniej 389 430 mieszkańców miasta.

Do udziału w warszawskim referendum uprawnionych było 1 339 615 osób, zatem wymagana frekwencja wynosiła około 29,07 %. Wskaźnik procentowy miał jednak tylko charakter pomocniczy, procenty łatwiej jest bowiem ustalić w sondażu.

W referendum wzięły udział (co ustala się na podstawie liczby kart ważnych znajdujących się w urnach) 343 732 osoby, o 45 698 za mało, by było ważne. Miażdżąca większość mieszkańców Warszawy (322 017, czyli 95 % głosów ważnych) odpowiedziała, że chce odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz z funkcji prezydenta miasta. Tylko 17 465 osób stanęło w obronie pani prezydent.

Czy to dużo, czy mało? W 2010 r. na Hannę Gronkiewicz-Waltz głosowało345 737, ana wszystkich jej konkurentów 298 462 osoby. Po odjęciu od tej ostatniej liczby wyborców kandydatów SLD (Wojciecha Olejniczaka) i PSL (Danuty Bodzek), pozostają 209 244 osoby, które wówczas głosowały przeciw Hannie Gronkiewicz-Waltz i należy przypuszczać, że w hipotetycznym referendum w 2010 r. – przy apelu SLD i PSL o bojkot – opowiedziałyby się za jej odwołaniem. Przez trzy lata zatem liczba przeciwników pani prezydent, ujawniających się przy urnach wyborczych, wzrosła o 112 773 osoby, czyli o 54 %, przy czym należy pamiętać, że w 2010 r. wszystkie partie zgodnie zabiegały o jak najwyższą frekwencję, podczas gdy w 2013 r. mieszkańcy Warszawy znaleźli się pod presją prezydenta RP, premiera, Prymasa Polski, Lecha Wałęsy i pani Balcerkowej z „Alternatyw4”, nawołujących do nieuczestniczenie w głosowaniu.

Warto zauważyć, że gdyby w głosowaniu wziął udział elektorat SLD, uchodzący za dość zdyscyplinowany, referendum byłoby ważne, przy czym jego merytoryczny wynik nie uległby istotnej zmianie. W 2010 r. elektorat SLD liczył 85 889 osób. W wyborach parlamentarnych w 2011 r. stopniał w Warszawie do 73 221 osób (przy znacznie wyższej frekwencji), w związku z powstaniem Ruchu Palikota. Nadal jest to liczba znacznie większa od 45 698, brakujących do ważności referendum. Hanna Gronkiewicz-Waltz zawdzięcza zatem swój mandat ponownie politykom SLD. Ponownie, gdyż w 2006 r. przegrała w I turze z Kazimierzem Marcinkiewiczem i dopiero dzięki apelom Aleksandra Kwaśniewskiego i Marka Borowskiego wygrała głosowanie w II turze.

Kim są uczestnicy referendum? Bez ryzyka błędu można przyjąć, że głosujący w obronie Hanny Gronkiewicz-Waltz to sympatycy PO niepodatni na antydemokratyczne apele o bojkot. Znacznie ciekawsze jest opisanie przeciwników pani prezydent. Wbrew jednobrzmiącej propagandzie PO i PiS nie są to tylko wyborcy Prawa i Sprawiedliwości – tych jest w Warszawie znacznie mniej. W 2010 r. na Czesława Bieleckiego, kandydata PiS, głosowało 149 200 osób (na listy PiS do rady miasta nieznacznie więcej: 151 571). W apogeum sukcesów wyborczych PiS, w 2002 r. na Lecha Kaczyńskiego w I turze zagłosowały 265 994 osoby. Do obecnych 322 017 przeciwników Hanny Gronkiewicz-Waltz to nadal daleko.

Rozważania o elektoracie sprzed jedenastu lat nie mają większego sensu, przytoczyłem te dane dla obalenia mitu, iż w warszawskim referendum wzięli udział wyłącznie wyborcy PiS. Porównując dane z 2010 i 2013 r. można stwierdzić, że w referendum ujawniło się około 170 tysięcy wyborców, którzy nie stanowią elektoratu PiS. Nie wiemy, czy są to wyborcy, którzy odeszli od Platformy, czy też ludzie, którzy nie brali udziału w poprzednich wyborach. Liczba ta jednak jest zadziwiająco zbieżna z liczbą zebranych podpisów pod wnioskiem referendalnym przez Warszawską Wspólnotę Samorządową, po odliczeniu podpisów dostarczonych przez PiS, Stronnictwo Demokratyczne, Ruch Palikota i inne partie.

Oznacza to, że akcja referendalna WWS pobudziła do aktywności znaczną liczbę mieszkańców miasta, dla których propaganda proplatformowa, antypisowska, i na odwrót, nie ma większego znaczenia przy podejmowaniu decyzji wyborczych w sprawie samorządu miejskiego. Stanowią oni ponad 12 % mieszkańców miasta. Przy frekwencji rzędu 50 % stanowią 25 % wyborców. Tego potencjału nie powinniśmy zmarnować.

Maciej Białecki

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do