Historia Kawiarni Niespodzianka w Warszawie

MWS
04/06/2024 18:22

Z Magdaleną Skarżyńską, organizatorką sztabu wyborczego KO"S" w dawnej kawiarni "Niespodzianka" przed wyborami 4 czerwca 1989 r, rozmawia Łukasz Perzyna

Reklama

- Czy można powiedzieć, że "Niespodzianka" to nie tylko centrum, z którego Komitet Obywatelski "S" prowadził w Warszawie historyczną kampanię przed wyborami czerwcowymi ale i pewien stan emocji?

- Kiedyś mówiłam w wypowiedzi dla Stowarzyszenia Wolnego Słowa, dokumentującego ówczesne nastroje, że to był kamień milowy w moim życiu. I w życiu wielu z nas. Parę rzeczy z historii, jakie nas dotyczą, szczególnie się pamięta: zarówno szczegóły wydarzeń jak związane z nimi emocje na zawsze w naszej pamięci pozostają. Dotyczy to zarówno pracy w "Niespodziance" jak późniejszej wizyty płka Ryszarda Kuklińskiego już w wolnej Polsce. Sztab odradzającej się po okresie zepchnięcia do podziemia Solidarności znalazł swoją siedzibę w dawnej kawiarni "Niespodzianka" na warszawskim MDM-ie przy placu Konstytucji, tam kumulowały się ówczesne nadzieje. To miejsce stało się symbolem wolności. Tak, oczywiście, że można mówić o pewnym stanie emocji z nim związanym.

- Jednak jeśli mnie pamięć nie myli, a świadczy też o tym frekwencja 62 proc, to euforii wtedy nie było? Przynajmniej do chwili ogłoszenia wyników głosowania?

- Nie zgodzę się z tym, chociaż prezentacja wyników pozostaje rzeczywiście niepowtarzalnym przeżyciem. Najpierw 4 czerwca napływały rezultaty z zagranicy, ze względu na różnicę czasu. Potem na szybach okien "Niespodzianki" umieszczaliśmy widoczne z zewnątrz zdjęcia naszych kandydatów, którzy wygrali. Nieprawda jednak, że wcześniej brakowało budujących i wzruszających nastrojów. Ludzie do puszek, gdy zbieraliśmy środki, wrzucali obrączki zdejmowane z palców i łańcuszki z szyi. To były naprawdę "cegiełki" wyborcze, jak wtedy mówiono. Zgłaszały się do nas dzieci 10- i 12- letnie, z wypisanymi przez rodziców kartkami, że ci się zgadzają na to, żeby rozdawały nasze ulotki wyborcze. Pozwalali im na udział w kampanii. Po to, żeby nas wesprzeć, pojawiali się znani i cenieni ludzie z całego świata, zarówno Steve Wonder jak Zbigniew Brzeziński. Tego nie da się zapomnieć. Informacji w naszym punkcie w "Niespodziance", dotyczących tego, jak zagłosować, żeby ten głos był ważny, udzielały panie z Armii Krajowej. Wspierały mnie dzielnie harcerki. To było pospolite ruszenie. Na długo przed ogłoszeniem rezultatów dostrzegaliśmy, że rodzi się coś wielkiego. Nie było co do tego wątpliwości.

- Czyli wynik, na który w "Niespodziance" zapracowaliście... wcale niespodzianką nie był?

- Dało się odczuć, że idziemy po zwycięstwo. Oczywiście w ramach tej puli 35 proc miejsc do Sejmu, które nie zostały zarezerwowane dla ówczesnych rządzących. Jeśli chodzi o to, co dostępne dla nas, walczyliśmy o 100 proc. I to, że uda się podobny wynik osiągnąć, stało się jasne dużo wcześniej. Oczywiście kiedy w oknach "Niespodzianki" pojawiły się kolejne zdjęcia kandydatów Solidarności, którzy wywalczyli mandaty, radość okazała się powszechna. Ludzie śpiewali hymn. Ktoś nawet ze wzruszenia płakał. 

- Coś niepowtarzalnego, tak Pani to zapamiętała?

- Mam nadzieję, że nigdy już nie będzie trzeba obalać złego systemu władzy w Polsce, który ludzi zniewalał, jak wtedy. To była ciężka praca, od rana do nocy. A później wyjątkowa satysfakcja i przyjemność. Wszystko to robiłam nieodpłatnie, ale podobnego doświadczenia nie da się przełożyć na żadne pieniądze. Poznałam w "Niespodziance" wspaniałych ludzi. Zawarłam wtedy przyjaźnie na wiele lat, sporo z nich przetrwało do dzisiaj.

Fot: Wikimedia Commons

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do