Już w pierwszej dekadzie lipca br. stacja monitorująca we Frankfurcie nad Odrą stwierdziła istotny wzrost podstawowych parametrów w rzece. Tym, co się bada w zasadzie online, jest ujemny logarytm dziesiętny aktywności jonów wodorowych (pH), wskazujący na odczyn płynu (kwasowy, zasadowy lub obojętny), a także przewodność elektrolityczną właściwą, barwę i mętność. Wyniki tych niemieckich badań wskazują to, że późniejszy katastrofalny efekt zanieczyszczenia wód Odry, który doprowadził już do padnięcia 100 ton ryb i skorupiaków, miał swoje źródło w przynajmniej kilkutygodniowym, systematycznym zatruwaniu rzeki. Nie było to z pewnością zdarzenie incydentalne czy jednorazowe. Opowiadanie o intensywnych poszukiwaniach sprawcy czy o 10-milionowej nagrodzie za jego wskazanie można zatem włożyć między bajki. Jest on z pewnością już ustalony, a główne wysiłki rządzących idą w kierunku ukrycia prawdy i rozmycia odpowiedzialności.
O wszystkim, tylko nie o sprawcy
O ile badania zawartości metali ciężkich czy metali przejściowych, w tym rtęci, którą pierwotnie podejrzewano o dokonanie spustoszenia wśród żyjącej w Odrze fauny, może potrwać nawet ok. 2 tygodni, o tyle pH lub przewodność ustala się niemal od ręki. Co prawda badanie pH może niczego niepokojącego nie wskazać, gdyż odczyny większości soli są obojętne, ale przewodność przy zasoleniu w wysokości rzędu 2 promili (a o takim była mowa w doniesieniach medialnych) z pewnością zauważalnie wzrośnie w stosunku do norm dla wody słodkiej. Wystarczy wówczas poruszać się w górę rzeki aż do miejsca, gdzie parametr ten się zmniejszy. Tak można ustalić miejsce zrzutu. Dalej po analizie fizykochemicznej wody i ustaleniu, jakie związki chemiczne ją zanieczyściły, należy porównać wyniki badań z profilem produkcyjnym znajdujących się w okolicy przedsiębiorstw i mamy ustalonego sprawcę. Tymczasem zarówno premier, jak i jego ministrowie mówią o wszystkim – o braku rtęci, o służbach usuwających padłe ryby, o sianiu paniki przez opozycję, o wymianie informacji z Niemcami, o awarii kolektora kanalizacyjnego w Warszawie, a nawet o obietnicach Tuska, tylko nie o sprawcach zatrucia Odry.
Pierwsi podejrzani
Dopiero w tym tygodniu pojawiły się w mediach pierwsze wskazania na domniemane źródła zanieczyszczeń. Portal Komunalny, radio TOK FM oraz serwis O₂ sugerują, że są to wody kopalniane. — To są prawdopodobnie zrzuty kopalniane. Mamy w Polsce kopalnie, które mają wody kopalniane, a one mają ekstremalnie wysokie zasolenie. Jeżeli duża ilość takiej wody dostałaby się do Odry, spowodowałoby to duże stężenie soli i organizmy żywe by umierały — twierdzi na łamach Portalu Komunalnego prof. Marcin Drąg z Wydziału Chemicznego Politechniki Wrocławskiej. Z kolei Bizblog wskazuje na zrzut większej ilości saletry potasowej do Kanału Gliwickiego przez jedną ze spółek zbrojeniowych. W obu przypadkach zrozumiała byłaby pasywność służb państwowych w dążeniu do ustalenia sprawcy. Kopalnie mają przecież za zadanie zwiększyć wydobycie, by uchronić nas przed kryzysem energetycznym i brakiem opału na zimę, zaś firmy zbrojeniowe mają produkować pełną parą sprzęt, broń i amunicję na potrzeby obronności kraju, za którego granicą toczy się przecież wojna. Ekologia schodzi więc na dalszy plan.
W obu przypadkach – gdyby się potwierdziły - również mielibyśmy do czynienia ze zwiększeniem zasolenia rzeki do poziomu dolnej granicy występującej w Bałtyku. To już wystarczy, aby organizmy słodkowodne zaczęły masowo padać. Niewykluczone, że doszło do tego jeszcze zjawisko eutrofizacji, czyli zwiększenie w wodzie ilości związków azotu i fosforu, pochodzących np. ze spływających z pól nawozów. Pierwiastki te powodują wzrost fitoplanktonu, którego nadmierny rozwój z kolei doprowadza do zmniejszenia ilości tlenu w wodzie i wytwarzania toksyn (np. przez sinice). Jeśli dodamy do tego upały i sprzyjające eutrofizacji działanie promieni słonecznych oraz zjawisko tzw. „przyduchy”, tzn. kilku- czy kilkunastokrotnego spadku zawartości tlenu w rzece, który, by sprzyjać życiu organizmów wodnych, powinien być na poziomie 7-8 mg/l, otrzymamy odpowiedź, dlaczego w Odrze pojawiły się tak wielkie ilości śniętych ryb.
Czas powiedzieć prawdę
Jak zwykle przy takiej okazji, pojawiają się domysły, spekulacje, plotki czy fake newsy. Ostatnio od jednej z sąsiadek usłyszałem nawet tak absurdalną teorię, jakoby Odrę zatruli Rosjanie nowiczokiem. Trudno się jednak dziwić prostej kobiecie, skoro nawet marszałkini województwa lubuskiego publicznie plotła głupoty, jakoby „stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali”. Tymczasem aby zatrzymać dezinformacyjną karuzelę wystarczyłoby jedno – powiedzieć prawdę. Tylko czy rządzącym starczy na to odwagi? Bo jak na razie wygląda na to, że nastawili się oni na przeczekanie, licząc, że słona woda spłynie do Bałtyku, a cała sprawa – nomen omen – się rozmyje.
Radosław Gajda - Bezpartyjni i Samorządowcy woj. łódzkie
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie