
Trzeciej wojny światowej nie będzie. Nie skończy się również globalne przywództwo Ameryki - ocenił dr Artur Wróblewski, politolog z Uczelni Łazarskiego w trakcie spotkania, zorganizowanego przez Mazowiecką Wspólnotę Samorządową. Wskazał, że Polska musi się odnaleźć w zmieniającej się sytuacji. Wątpliwe, by obecni politycy podołali wyzwaniom.
W czasach "uberyzacji" i "prekaryzacji" wszystko łączy się ze wszystkim, a w tym sprawy amerykańskie z europejskimi - podkreślił gość Klubu Gospodarczego MWS. Odniósł się do najbardziej niepokojących przewidywań. Nie wierzy, że wydarzy się trzecia wojna światowa. Nie osłabnie też Ameryka.
Dawniej siłę państwa mierzono wielkością terytorium, wielkością produkcji stali, zużyciem energii elektrycznej. Teraz jej atrybutem staje się "soft power". Siła netto to siła państwa po odliczeniu kosztów obrony i produkcji. Inna miara to odporność na pandemię i pozostałe zagrożenia.
Atrybutem współczesności stała się sieciowość. Dolar pozostaje główną walutą rezerwową świata, chociaż Rosjanie i Chińczycy próbują alternatywnych rozwiązań. Biliony przeznaczone w USA i Unii Europejskiej na ratowanie gospodarki wzmacniają pozycję dotychczasowych potentatów. Stany Zjednoczone wciąż cieszą się autorytetem. Faktem staje się natomiast kryzys demokracji w Unii Europejskiej. Artur Wróblewski przytoczył określenie UE jako "niezidentyfikowanego obiektu politycznego". Brakuje liderów, którzy jak kiedyś Robert Schuman, Altiero Spinelli, Jean Monnet czy nasz Józef Rettinger zakreślali odważne wizje. Wybór Polski sprowadzać się może do kwestii: federalizm lub dalej poza strefą euro. Poprzez mądre przywództwo włączyć się musimy w łańcuch współpracy międzynarodowej z krajami bliskimi kulturowo. Ale tego pierwszego obecna menażeria polityków nie zapewni.
Nie tylko do Europy sprowadzają się jednak obecne dylematy. W kwestii sztucznej inteligencji naukowcy chińscy cytowani są w wyspecjalizowanej prasie częściej niż amerykańscy.
27 lipca br. chińska rakieta "Wielki marsz" wyniosła na orbitę z prędkością dźwięku wyrzutnię, która umożliwia ostrzeliwanie stamtąd celów na powierzchni Ziemi. W USA wywołało to rodzaj nowego szoku posputnikowego, podobnego do nastrojów, jakie miały tam miejsce po wystrzeleniu przez Związek Radziecki pierwszego obiektu kosmicznego. Wtedy w 1957 r. okazało się, że Ameryka nie jest pierwsza.
W kosmos przenosi się już rywalizacja o surowce. Górnictwo kosmiczne nie jest mrzonką. Tylko nowym wyzwaniem, przemawiającym do wyobraźni. Druga wojna światowa toczyła się o surowce. Trzecia nie wybuchnie, bo wyścig o nie toczy się już w kosmosie a nie na powierzchni globu. Jednak konflikty i biznes przenikają się i wpływają na siebie nawzajem.
100 mld dolarów wart był kontrakt, zawarty podczas wizyty poprzedniego prezydenta USA Donalda Trumpa w Arabii Saudyjskiej. Zbrojeniowej umowy nie zawarto by, gdyby nie zagrożenie ze strony ISIS.
Amerykanie testują już silnik oparty na fuzji termojądrowej. Dr Wróblewski przypomniał, że w podobnym kierunku szły badania w Polsce prowadzone w czasach gierkowskich przez Sylwestra Kaliskiego.
Teraz jednak nie nadążamy. Kupujemy Abramsy, ale one nie mają znaczenia wobec broni hipersonicznych w tym niewykrywalnych bomb, mogących atakować z orbity. Czołgi na to nic nie poradzą. Izrael swoje niezawodne bezpieczeństwo opiera na 90 głowicach jądrowych. Indie i Pakistan mają ich po ok. 150. Wystarczy, zważywszy, że to złowrogi potencjał, pozwalający każdego mieszkańca Ziemi zabić wielokrotnie. Nie ma więc aż takiego znaczenia, że arsenał rosyjski liczy 6,5 tys głowic rakietowych zaś amerykański 6,25 tys. Ale Korea Pn. dziś dysponuje trzydziestoma i wzbudza niepokój świata.
Jak nie poddać się przesadnym lękom? Wiążą się one z obserwacjami, że współczesnych zagrożeń nie przewidziały wyspecjalizowane instytucje prognostyczne. W trakcie pytań z sali zwracano uwagę, że żaden z obficie dotowanych Ośrodków Studiów Wschodnich ani nadająca na Białoruś Telewizja Biełsat nie ostrzegły zawczasu przed kryzysem imigranckim na granicy. W politologii warto stosować zasady nauk ścisłych. Mierzyć i kwantyfikować - rekomenduje dr Wróblewski.
Uczestnicy spotkania powątpiewali, czy klasa polityczna, ta sama od lat trzydziestu, podoła zmieniającym się wyzwaniom. Francuzi niby wspierają opozycję białoruską ale równolegle w trakcie spotkań Klubu Wałdajskiego w Rosji załatwiają interesy swoich firm jak Peugeot czy Total. Grozi to izolacją.
Nie mamy wiary w sens działania - ubolewał dr Wróblewski. Politolog łączy ten mankament z tradycją folwarku szlacheckiego, która nie sprzyja samodzielności ani szukaniu nowych rozwiązań. Z sali mec. Marek Czarnecki nazwał to zjawisko "niedasizmem" od powtarzanego w kółko do znudzenia: "nie da się".
- Da się - propaguje jako nowe hasło były eurodeputowany pierwszej polskiej kadencji Czarnecki, nawiązując do słynnego "Yes. We can" Baracka Obamy.
- Ludzie czekają na trzecią siłę. Mówimy o samorządności, niepolitycznych ruchach - wskazał Artur Wróblewski. Właśnie pojęcie wspólnoty się nie zdezawuowało. Wciąż pozostaje Polakom potrzebna. Ludzie inni niż z ciągu nazwisk "Michał Kamiński, Kaczyński, Sikorski" nie utracili jeszcze chęci zrobienia czegoś dobrego i wartościowego, niezależnie od tego, czy mowa o zasklepieniu dziur w jezdni czy nowych technologiach.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Zobacz także:
Zobacz także:
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Świetne wystąpienie dr Wróblewskiego. Szkoda, że nie ma nagrania, które można by odsłuchać. Podziękowania dla autora informacji ze spotkania. Ci, którzy nie byli mogą tylko żałować.
Z tymi surowcami w kosmosie to bym nie przesadzał. Trzecia wojna właśnie trwa w sieci. Terawatogodziny energi w świecie komputerów zużywane są prawdopodobnie nie tylko na kopanie kryptowalut. Przyszłośc Polaków jest w odpolitycznionych samorządach. Trzeba umacniać patriotyzm lokalny kosztem krajowego, to może ograniczymy narastającą nienawiśc między "my" i "oni". Jak nic nie zrobimy to się źle skończy.