
Ostatnie wypadki każą się pochylić na fundamentami naszego narodu jak wspólnoty. To już kolejny raz, kiedy wydaje się, że dotarliśmy do granicznych słupów, poza którymi musi dość do jakiejś formy otrzeźwienia. Ale po raz kolejny okazuje się, że wciąż ta granica jest przesuwana, choć wydawałoby się, że dalej już nie można.
Będziemy mieli wiele analiz źródeł tej sytuacji, wiele wersji rozwoju przyszłych wypadków i ich społeczno-politycznych następstw. W tej chwili, kiedy sytuacja jest dynamiczna, trudno o podsumowania. Ale jedno wydaj się pewne – jesteśmy świadkami zmiany politycznego paradygmatu. Pookrągłostołowa polityka polska nie obsługuje już większości społeczeństwa. Jest jak za ciasny, stary garnitur, który krępuje ruchy.
Wykształcona w praktyce, nie mająca odzwierciedlenia w oficjalnym ustroju scena polityczna co kadencję rozwija się w coraz bardziej zagorzały konflikt polityczny. Oczywiście - spór jest wpisany w istotę demokracji, ale powinien to być spór konkurujących ze sobą wizji państwa. Jest za to w polskiej rzeczywistości formułą wojny wszystkich ze wszystkimi. A właściwie coraz mniej licznych plemion, nadrabiających swą małą liczebność agresją. Polityka polska to raban ekstremów, które artykułują swoje „postulaty” w formie haseł nie do pogodzenia. W związku z tym w plemionach narasta frustracja i spirala konfliktu społecznego zatacza coraz szybsze kręgi.
I na to patrzy się coraz bardziej przerażona większość. Bez swojej reprezentacji politycznego umiaru. Realny system nie pozostawia im innego wyboru niż tylko przyjąć bezwarunkowo hasła którejś ze stron wojny polsko-polskiej. Jesteśmy świeżo po wyborach a coraz mniej ludzi jest zadowolonych z tego jak wybrała Polska. Wydaje się, że opisany wyżej system powiela, reprodukuje i oliwi ułomna ordynacja wyborcza. To z niej, jak z maszyny losującej wypada jedna z kilku kul. Polacy głosują wciąż na to samo, mają binarny wybór politycznych propozycji, które nie obsługują większości.
I treść polityki. Mówienie o niej jako dobru wspólnym zakrawa dziś na naiwniactwo. Teraz to twarde „korzyści” dla politycznych plemion, obrastanie ustroju „swoimi”, oczywiści, żeby ci straszni przeciwnicy nie zniszczyli nam Polski. Oczywiście „naszej” Polski, a nie tego dobra wspólnego jakim jest Ojczyzna. Mamy więc wypraną z treści politykę, nadrabiającą te braki jedynie agresywnością pustej formy.
To któryś z kolejnych zakrętów polskiej historii, ale jeśli nie wyciągniemy z niego wniosków to będziemy mieli kolejny nawrót nowych wersji agresywnej wojny, która nie popycha naszego kraju na jakieś modernistyczne tory. Mało tego – stajemy na granicy przeżycia jako wspólnoty.
Przed napisaniem tego tekstu chciałem sobie wypisać na kartce choć kilka spraw, co do których jako wspólnota mamy pewność, ze są to rzeczy wspólne. I kartka pozostała pusta. O tym właśnie napisałem te parę przemyśleń.
Jerzy Karwelis
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie