
Artykuł napisał Radosław Gajda - bezpartyjny działacz z woj. łódzkiego, który po raz kolejny porusza aktualne tematy krajowe.
Czarne strony na pierwszych stronach gazet i na portalach internetowych. Brak emisji programu w największych rozgłośniach radiowych i telewizyjnych. Dramatyczne odezwy w stylu: „Przekonaj się, jak będzie wyglądać świat bez niezależnych mediów” oraz uzasadnianie, że „tak drastyczna akcja jest konieczna, bo bez wolnych mediów nie ma wolnego wyboru, a bez wolnego wyboru nie ma wolności”. Tak wyglądała medialna środa, 10 lutego br.
Dziwne, ale jakoś mnie to nie wzruszyło. Może dlatego, że wyobrażam sobie życie bez „Gazety Wyborczej” i TVN-u. W mainstreamowych rozgłośniach leci tak niestrawna muzyczna konfekcja, że nie jestem w stanie ich słuchać dłużej niż parę minut. Przeżyję też bez Onetu i nie dam sobie wmówić, że lokalna wolna prasa jest tylko wtedy, gdy władają nią Niemcy. Nie zmartwił mnie też wicenaczelny „Wyborczej” narzekający dzień wcześniej w „Kropce nad i”, jak mało jego gazeta dostaje kasy w formie reklam spółek Skarbu Państwa, a jak wiele korzysta na tym konkurencja. Zapomniał bowiem dodać, że przez osiem lat rządów PO-PSL sytuacja był zgoła odwrotna, a on wtedy jakoś nie protestował.
Dlaczego nie zamierzam dołączyć do chóru pytii wieszczących zamiar zniszczenia przez PiS tzw. wolnych mediów? Bo opłata od reklam w mediach to wcale nie jest zamach na ich niezależność. To uderzenie w przedsiębiorczość. Dodajmy, że nie pierwsze w ostatnim czasie. Dorabianie do tego politycznej ideologii dla wywołania większego wrażenia, a może nawet stworzenia kolejnego pretekstu do wyciągnięcia ludzi na ulice, jest hipokryzją. Tak samo można by nazywać tłumieniem wolności słowa wprowadzenie podatków na „setki” i „ćwiarteczki” (tej drugiej nazwy używam z przyzwyczajenia). Bo przecież człowiek, jak sobie chlapnie, to mówi, co mu leży na sercu. A skoro rząd go ogranicza w spożyciu, bo cena „małpek” wzrosła prawie dwukrotnie, to i automatycznie ogranicza go w szczerości wypowiedzi.
Zatem złem jest samo ciągłe sięganie do kieszeni podatników i łatanie dziur w budżecie państwa kolejnymi nowo wymyślanymi podatkami (nazywanymi dla niepoznaki opłatami lub daninami publicznymi). Wczoraj padło na „małpki” i słodzone napoje, dziś na reklamy medialne, a jutro? Niedawno zmarły Henryk Jan Chmielewski narysował onegdaj księcia Chytrozłota, który wprowadzał podatki od kichania i przekleństw. Obawiam się, że pomysłowość PiSocjalistów jest w stanie przebić komiksową wyobraźnię śp. Papcia Chmiela.
Radosław Gajda
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie