Najłatwiej wskazać przegranych

11/06/2024 16:20

Najłatwiej wskazać przegranych w wyborach do europarlamentu. Są nimi oczywiście obaj koalicjanci z Trzeciej Drogi: Polska 2050 i PSL, chociaż nie oznacza to końca ich projektu. Wręcz przeciwnie, kolejny termin głosowania, prezydencki budzi nadzieję ze względu na osobowość Szymona Hołowni.

Pytanie tylko, kto będzie mu doradzał, skoro prawa ręka marszałka Sejmu, Michał Kobosko, udaje się do Brukseli i Strasburga, zresztą jako jedyny eurodeputowany Polski 2050. Dwa pozostałe mandaty dla Trzeciej Drogi zdobyli bowiem ludowcy. Na Hołowni zemścił się brak zaplecza eksperckiego, na miarę zadań, jakie sobie wyznaczył. Jeśli zatroszczy się o nie przez następny rok, sięgając po praktyków gospodarki i samorządowców, ma szanse stać się nawet czarnym koniem drugich z rzędu  wyborów prezydenckich. Zadufanie Donalda Tuska może mu dopomóc w tym przedsięwzięciu.

Reklama

Przewaga Koalicji Obywatelskiej nad Prawem i Sprawiedliwością, hucznie odtrąbiona jako wielkie zwycięstwo w sztabie i zaprzyjaźnionych mediach, gdy podano szacunki exit polls - po ogłoszeniu oficjalnych rezultatów stopniała do całkiem aptekarskiej różnicy (37,06 proc dla KO wobec 36,16 proc głosów na PiS). Partia Jarosława Kaczyńskiego wcale nie schodzi ze sceny, chociaż jej wizerunkowi zaszkodzi grono europosłów szukających w wyjeździe ratunku przed wymiarem sprawiedliwości w kraju. Nie uszczupla to jednak pisowskiego elektoratu, przyzwyczajonego, żeby afery traktować jako wymysł wrogich mediów. Nie widać za to w PiS pomysłu na przyszłość.

Donald Tusk potwierdził swój tytuł do rządzenia w sensie propagandowym, bo w wymiarze praktycznym wciąż się on opiera na wyniku z 15 października. Koalicjanci w polskim Sejmie nie tracą ani jednego mandatu a chybione ich europejskie aspiracje stać się mogą co najwyżej powodem do złośliwości. Tych premier sojusznikom nie szczędzi. Nie zastąpią jednak choćby pozoru wypełniania obietnic złożonych przed 15 października. Na razie za ich zamrożenie zapłacili paradoksalnie właśnie koalicjanci.

Konfederacja poparta przez 12,08 proc. głosujących Polaków wyprzedziła zarówno Trzecią Drogę (6,91 proc) jak Nową Lewicę (6,3 proc). Ale w jej statusie niewątpliwy sukces wiele nie zmienia. Miejsce w poważnej polityce wywalczyła sobie ponad pół roku temu - za sprawą fotela wicemarszałka Sejmu dla Krzysztofa Bosaka, z sensem zresztą pełniącego tę funkcję. Na zbliżenie z PiS się nie zdecyduje, bo po co. Lepiej podbierać wyborców niedawnej partii władzy, co już z sukcesem czyni. Dla młodych wyborców partia Jarosława Kaczyńskiego pozostaje synonimem obciachu. Za to Konfederacja przyciąga obietnicą gospodarki bez podatków i nie wdaje się w rozważania, kto i z czego za funkcjonowanie państwa wtedy zapłaci.

Remis ze wskazaniem - to pojęcie, znane z niektórych sportów walki, wydaje się najtrafniej opisywać wyborczy wynik. To wskazanie nie daje komfortu Koalicji Obywatelskiej jako nowej partii władzy, powinno raczej motywować do roboty, kto jednak w to uwierzy, ten nie zna premiera Tuska. Wykorzysta on raczej wynik do ograniczania domen koalicjantów, trudno zaś spodziewać się szerszych nawiązań do tego, co KO obiecywała przed 15 października, chyba, że tylko w oficjalnym przekazie. Zresztą frekwencja z 9 czerwca, udział zaledwie 40,65 proc Polaków w głosowaniu wykazuje dobitnie, jak wielki juź dystans dzieli nas od tamtej magicznej daty. Za zmianą władzy byliśmy skłonni masowo głosować. Gdy nie przyniosła radykalnej poprawy jakości życia publicznego, wielu z nas uznało, że niech politycy tym razem sami do urn pójdą. Trudno o jaśniej sformułowane ostrzeżenie. Nawet jeśli niedawni zwycięzcy uznają pozostawanie u władzy za wartość samą w sobie, zważać powinni na los poprzedników.        

Reklama
Aktualizacja: 11/06/2024 16:30

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do