dr T. Kasprowicz: Symetryzm na siłę

MWS
01/12/2020 05:50

W przypadku wielu sporów są ludzie chcący ustawiać się gdzieś w środku –hołdując samemu stwierdzeniu, że prawda leży pośrodku. Chcą dzięki temu pozycjonować się na obiektywnych, niezaangażowanych, a co za tym idzie mądrzejszych od stron sporu. Ale jak mówił Władysław Bartoszewski: prawda nie leży po środku – prawda leży tam gdzie leży. Ostatnio pojawiło się symetrystyczne podejście do ostatnich demonstracji: tak przeciwnych ostatniemu wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego jak i Marszowi Równości – także na tych szacownych łamach. A gdzie leży prawda?

Reklama

Zacząć możemy od tego, że te demonstracje w obecnej sytuacji epidemicznej nie powinny się były odbyć. Wiemy z doświadczeń hiszpańskich czy amerykańskich, że masowe demonstracje są rozsadnikami pandemii. Po takich wydarzeniach liczba zakażeń w tych krajach wzrosła. Dziś widzimy, ze takiego efektu w Polsce nie odnotowaliśmy – liczba zakażeń spada. To jednak wiedza uzyskana po fakcie i nie może być używana do usprawiedliwiania decyzji o wyjściu na ulicę.

Zauważywszy ten element łączący oba wydarzenia należy zauważyć pewne podstawowe różnice. Protesty przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnemu nie powinny się odbyć – ale się odbyć musiały.  Marsz Niepodległości zaś nie powinien się odbyć – i kropka. Różnica jest tu bowiem zasadnicza. Władza zdecydowała się na podpalenie kraju wzruszając bardzo zapalny punkt umowy społecznej – który nikogo nie zadawalał, ale do tego niezadowolenia prawie wszyscy się przyzwyczaili. Nie było żadnej potrzeby ani oczekiwania społecznego by dotykać tego problemu właśnie teraz – w okresie kryzysu pandemicznego. Jedyną potrzebą było przykrycie nieudolności rządu w radzeniu sobie z pandemią. Przykrycie tego, że zajmowanie się bójką Mateuszka ze Zbyszkiem przez całe lato zostawiło nas kompletnie nieprzygotowanymi, a pozorne działania takiej jak tworzenie szpitala na Stadionie Narodowym okazały się jedynie miesięcznym wydatkiem rzędu 21,5 mln złotych gdzie znajdować mogą się tylko lekko chorzy, zaś obecny miesięczny koszt na jednego chorego to 800 tys. Nie wspominając nawet o tym, że zarząd co miesiąc inkasuje ponad 600 tyd. Tylko wielkie uderzenie mogło próbować przykryć ten festiwal niekompetencji i korupcji.

Tak absolutne uderzenie w podstawowe prawa kobiety, zmuszanie jej do urodzenia zdeformowanych płodów poruszyły szerokie rzesze – w tym chyba po raz pierwszy młodych. Setki tysięcy wyszły na ulicę by powstrzymać to barbarzyństwo -  jak dotąd się to udało. Rząd nie mający problemu wcześniej z ignorowaniem wyroków Tomasz Kasprowicz – zrobił tak ponownie. Oczywiście jest to rozwiązanie tymczasowe, zaś ponowny wybuch niezadowolenia grozi nam w każdej chwili kiedy rząd podejmie się wymaganych od niego kroków. Mamy więc do czynienia z patem.

Zupełnie inna sytuacja miała miejsce w przypadku Marszu Niepodległości. To doroczna impreza skrajnej prawicy w Polsce. Żadne prawa tej grupy społecznej nie zostały naruszone – wręcz przeciwnie pod rządami PiS może się czuć lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Poza tradycją więc nie ma powodu by wychodzić na ulicę. A ustalmy, ze w obecnej sytuacji nawet tradycja wigilii musiała zostać ograniczona – więc jak to porównywać z kilkunastoletnią tradycją Marszów Niepodległości?

Nie da się też porównać tego co się na tych marszach działo. Marsz Niepodległości był zawsze imprezą skrajnej prawicy – także tej europejskiej bo gościliśmy na tych marszach organizacje prawicowe po jawnie faszystowskie z całego kontynentu. Ta brzydka twarz MN była dużym problemem dla organizatorów, którzy rozpoczęli rebranding na patriotyczną imprezę rodzinną. I z czasem rzeczywiście udało im się ukryć w tłumie Warszawiaków, którzy często bez większego namysłu stawali się twarzą tego mocno podejrzanego wydarzenia. Ten rok jednak zdarł tą maskę – Warszawiacy zostali w domach – radosna impreza słusznie przegrała z obawą przed pandemią. To co zostało to Marsz Niepodległości z jego początków – zbiorowisko prawicowych pałkarzy i chuliganów prowadzących regularne bitwy z Policją. Niczego podobnego na marszach protestów wobec wyroku Tomasz Kasprowicz nie było. Nie wspominając nawet o skali zniszczeń: suma strat (głównie napisów na kościołach) przez wiele tygodni (po dziś dzień) w całym kraju jest znacząco mniejsza niż kilka godzin narodowców w Warszawie – nawet nie licząc podpalonego mieszkania.

Nie ma ekwiwalentności pomiędzy tymi protestami. W jednym przypadku mieliśmy walkę o prawa obywatelskie, które w tej sytuacji były zagrożone. Można je nazwać wydarzeniem spontanicznym – nawet jeśli trwają wiele tygodni. Bowiem nikt ich wcześniej nie planował – są jedynie reakcją. Reakcją długotrwałą bo tylko tak można było osiągnąć jakikolwiek efekt. Marsz Niepodległości to zaś tylko potrzeba demonstracji – pewnie też spuszczenia ciśnienia. Nie ma tu symetrii. Żadnej.

Tomasz Kasprowicz

doktor ekonomii, przedsiębiorca, publicysta

Wiceprezes Fundacji Res Publica, redaktor Res Publica Nowa i Liberté!, partner w Gemini. Wykładowca akademicki z doświadczeniem na trzech kontynentach.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do