S. Piecyk: wyborcze marzenia

Żyli długo i szczęśliwie, kochani przez poddanych. To typowe zakończenie prawie wszystkich bajek o mądrym i sprawiedliwym królu oraz pięknej i dobrej królewnie. Bajki te nie tworzą dzieci, one je tylko słuchają lub czytają. Tworzą je ludzie dorośli marząc o władzy mądrej, sprawiedliwej, dobrej, a nawet pięknej. To marzenie tak mocno zdominowało polski elektorat, że o zgrozo w trwającej kampanii przedwyborczej, programy wyborcze są skutecznie zastępowane przez werbalne obietnice, kłamstwa, kamuflaże i bezpardonową walkę z przeciwnikiem politycznym. Moich rodaków ostrzegam: tacy politycy po zwycięstwie nie dadzą wam satysfakcji, natomiast na rozczarowania możecie liczyć.

Reklama

Państw, gdzie rządzą monarchie absolutne już prawie nie ma, ale marzenia o cudownej władzy są nadal i ze szczególną mocą ujawniają się podczas kolejnych wyborów.

Należy zadać pytanie: czy są państwa w których obywatele są zadowoleni z ustroju i władzy w sposób trwały. Okazuję się, że są. Od razu wyjaśniam, że nie chodzi mi tu o poziom szczęśliwości ogólnej obywateli, który jest corocznie badany przez różne organizację i tu takie państwa jak Dania i Finlandia od wielu lat przewodzą na listach światowych.

Mnie chodzi o trwały poziom zadowolenia z władzy i ustroju państwa. Gdyby ten parametr badano w Polsce, to nie wiem czy przekroczyłby on 20% dorosłych obywateli. Tymczasem badania opinii publicznej przeprowadzane w Szwajcarii i Nowej Zelandii wykazują, że wysoki poziom zadowolenia Szwajcarów z władzy i ustroju przekracza w niektórych latach nawet u 90% dorosłej ludności, a w Nowej Zelandii waha się wokół 80% .

Z tych faktów należałoby wyciągnąć wniosek, że oba kraje łączy, jeśli nie jednakowy, to bardzo zbliżony ustrój polityczny. Nic bardziej mylnego.

Szwajcaria jest państwem federalnym, podzielonym na kantony, które zważywszy na stopień samodzielności, posiadają charakter organizmów państwowych. Konstytucja dość udanie określa poziom kompetencji między federacją, a kantonami. Najwyższą władzą ustawodawczą Szwajcarii jest Zgromadzenie Federalne (parlament), który wybiera siedmiu członków Rady Federalnej (rząd) oraz członków Trybunału Konstytucyjnego i co ciekawe – sam rozstrzyga spory kompetencyjne powstające pomiędzy tymi organami władzy. Natomiast Nowa Zelandia jest monarchią konstytucyjną bez konstytucji (podobnie jak Wielka Brytania), której organem ustawodawczym jest jednoizbowy liczący 120 osób parlament zwany Izbą Reprezentantów, wybierany na okres 3 lat. Najwyższym organem jest Rada Wykonawcza w skład której wchodzi gubernator generalny (reprezentant brytyjskiego monarchy) oraz premier i jego gabinet. Na czele tej rady stoi premier wybierany przez parlament (z większości parlamentarnej) na okres 5 lat.

Co zatem skłania oba narody do takiego zadowolenia z władzy i ustroju politycznego własnej ojczyzny? Myślę, że jest tu kilka czynników.

Pierwszy, to bardzo przejrzysty, rzetelny i wnikliwy dobór ludzi nie tylko do władz państwowych, ale także na ważne stanowiska urzędnicze. W obu krajach dominuje zasada, że ten kto nie umiał rozwiązać problemów własnych, swojej rodziny, lub problemów w swojej pracy, to nie będzie umiał rozwiązać problemów z którymi spotka się na ważnym stanowisku państwowym. Wszelka nieuczciwość przekreśla karierę, szczególnie polityczną. W 2008 roku Nowa Zelandia zajęła pierwsze miejsce wśród krajów najmniej skorumpowanych i od tamtej pory corocznie utrzymuje się, podobnie jak Szwajcaria w ścisłej czołówce tej listy.

Drugi czynnik to wysoki poziom demokracji bezpośredniej. W Szwajcarii w 1891 roku, wprowadzono w konstytucji zmiany wzmacniające system demokracji bezpośredniej tj. referenda rozstrzygające ważne dla Szwajcarów problemy. Z badań opinii publicznej i referendów korzysta także Nowa Zelandia w której (nie licząc 4-ech miejsc stałych dla Maurów) połowa miejsc w parlamencie jest obsadzona w odrębnie przeprowadzanych w skali kraju wyborach partyjnych, a druga połowa z wyborów w poszczególnych okręgach.

Trzeci czynnik to zbiorowa mądrość obu narodów wyrażająca się między innymi szacunkiem do prawa, szczególnie tego, które powstało z trudnych, czasem tragicznych doświadczeń obu narodów. Oba kraje charakteryzuje konglomerat narodowościowy, religijny i kulturowy. Wystarczy wspomnieć, że pomiędzy chrześcijanami katolikami (42% Szwajcarów) i chrześcijanami protestantami (35% Szwajcarów) toczyły się wieloletnie wojny domowe zakończone w 1848 roku uchwaleniem konstytucji, która wprowadziła udane zasady koegzystencji pomiędzy różnymi wyznaniami.

W 1982 roku w Szwajcarii przeprowadzono referendum w sprawie całkowitego rozdzielenia państwa od kościoła. Inicjatorzy tego referendum ponieśli klęskę, bo 80% szwajcarskiego społeczeństwa propozycję tę odrzuciło mimo, że wiarę w Boga deklaruje coraz mniej Szwajcarów (ostatnie badania opinii publicznej wykazały ją na poziomie 43%), a to dlatego, że jak mówią Szwajcarzy: konstytucja z 1848 roku sprawdziła się przez wiele dziesięcioleci, więc nie wolno jej naruszać dla jakiejś ideologii.

Podobnie jest w Nowej Zelandii. To państwo charakteryzuje się również wielonarodową i wieloreligijną strukturą. Do końca XIX wieku toczyły się w Nowej Zelandii krwawe walki pomiędzy europejskimi obywatelami (70% obecnej ludności), a Maorysami (8% ludności), wspomaganymi przez Azjatów (obecnie 6% ludności). Porozumienie z 1840 roku określiło warunki koegzystencji wszystkich grup narodowych i jest ono cały czas przestrzegane zgodnie z literą prawa, a dzień jego zawarcia jest w Nowej Zelandii wielkim świętem narodowym.

Czwartym czynnikiem jest głęboka decentralizacja władzy, szczególnie w Szwajcarii, gdzie obywatele mają wiele praw, ale też wiele obowiązków rozpisanych nie tylko na poszczególne miasta, wioski i osiedla (np. w zakresie obrony wojskowej i cywilnej), ale także na rodziny i poszczególnych obywateli. To ich integruje, to ich uczy życia zbiorowego, to tworzy patriotyzm narodowy i lokalny.

A co w Polsce? W Polsce obywatele mają trzy podstawowe obowiązki: płacić podatki, wysyłać dzieci do szkoły i zawierać umowy na wywóz i utylizację odpadów komunalnych.

Nawet obowiązek obrony Ojczyzny zapisany w Art. 85 naszej konstytucji został w III RP tak rozmydlony, że dziś o takim obowiązku nie wie większość obywateli. Co prawda utworzenie Wojsk Obrony Terytorialnej Kraju trochę poprawiło tę sytuację, ale obrona w dalszym ciągu jest w sferze działań dobrowolnych zamiast obowiązkowych.

Z powodów o których napisał Marian Piłka w poprzednim numerze naszej gazety, jestem za przywróceniem jednorocznej służby wojskowej, bo to jest jeden z podstawowych warunków odbudowania patriotyzmu i tego narodowego i tego lokalnego. To także jest jeden z bardzo ważnych warunków zapewnienia Polsce właściwego poziomu bezpieczeństwa.

Tymczasem ustrój polityczny w Polsce i wszystkie kolejne władze państwowe i samorządowe zwalniają nas z odpowiedzialności za losy kraju. Ba! Władze są szczęśliwe jak obywatele nie wtrącają się do ich rządzenia. Chcą żebyśmy ich traktowali jak króla i królewnę z bajek dla dzieci (patrz we wstępie), a nawet uwielbiali i masowo na nich głosowali w kolejnych wyborach.

Dużą część naszych obywateli denerwuje fakt, że Jarosław Kaczyński pełni funkcję rzeczywistej głowy państwa nie ponosząc przy tym żadnej odpowiedzialności. Zgoda, ale nasze prawo tego nie zabrania. Ośmielam się jednak zauważyć, że jest przy tym roztropny i zostawia sobie (i w jakimś sensie nam) możliwość zmiany premiera rządu na przypadek gdyby się nie sprawdzał. Gorzej byłoby gdyby on został premierem, to wówczas siebie by tego stanowiska nie pozbawił, mimo czynionych błędów (o które go podejrzewam). Na szczęście publicznie odrzucił swoje ewentualne premierostwo.

Wszyscy politycy opozycji krytykują taką sytuację, a jednocześnie zdecydowana ich większość i to tych najbardziej wpływowych, jest przeciwna jakimkolwiek zmianom konstytucji RP, a przyczyna jest prosta. Podejrzewam, że im też marzy się taka kariera i taka pozycja jaką ma obecnie Jarosław Kaczyński, a że marzeń nie wolno zabijać to twardo bronią obowiązujący stan prawny.

Badania opinii polskiego społeczeństwa wykazują wzrost ocen i postaw odwrotnych do tych, które charakteryzują pozytywnie społeczeństwa Szwajcarii i Nowej Zelandii.

Każdy kto np. zbierał podpisy przed kolejnymi wyborami na listy kandydatów do wyborów parlamentarnych wie, jak coraz więcej ludzi odmawia udzielenia takich podpisów mimo, że to nie jest akt głosowania, tylko akt poparcia demokracji. Co gorsza, z roku na rok przybywa ludzi mówiących, że on/ona nie pójdą na głosowanie, bo to nic nie daje, bo sprawy idą w kierunku dalekim od ich oczekiwań.

Prawie wszyscy chcemy silnej i wielkiej (znaczeniowo) Polski. Napisałem prawie wszyscy, bo da się zauważyć i przeciwne postawy. Prawie wszyscy mamy jakieś oczekiwania związane z wyborami, a duża część polskich obywateli, w tym ja – mamy nawet marzenia związane z każdymi wyborami (marzenia to trudniejsze oczekiwania) i mamy świadomość, że w Polsce trzeba zmienić w wielu dziedzinach życia państwowego obowiązujące prawo, a szczególnie konstytucję, bo niestety ma poważne wady i opóźnia rozwój naszego państwa, nie powala na systemowe reformy, a przy niesprzyjających warunkach (rząd i prezydent z różnych opcji politycznych) może spowodować w Polsce poważny kryzys. Musimy zaktywizować społeczeństwo, bo wg. statystyk tylko jego 4% bierze udział w życiu społecznym naszego państwa. Musimy wprowadzić więcej demokracji bezpośredniej (referenda) by nasi obywatele odzyskali wiarę w możliwość wpływania na życie państwa i swoje własne.

Skoro tak, to usiądźmy do okrągłego stołu i przedyskutujmy jakie zmiany w Polsce należy zrobić, by marzenie o sprawnej, mądrej, uczciwej władzy i ustroju przyjaznym dla naszego narodu zaczęły się spełniać. Pierwszy okrągły stół był mało udany. Może drugi będzie lepszy.

Fot: Autorstwa Dawid Drabik - przekazane przez Autora, CC BY-SA 3.0 pl, Wikimedia Commons

Stanisław Piecyk

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do