
Nareszcie podjęto długo wyczekiwaną decyzję o odwołaniu głównego winowajcy katastrofalnej gry naszych piłkarzy w eliminacjach do Euro 2024. Można powiedzieć, że pan prezes Kulesza wsłuchał się w głosy nawołujące od samego początku, jak tylko nastał pomysł zatrudnienia utytułowanego Portugalczyka, by go nie zatrudniać, gdyż nie ma on choćby elementarnej wiedzy o polskim środowisku piłkarskim. Warsztat trenera pozostał niewiadomą po tych kilku miesiącach obecności wśród naszych największych gwiazd sportu, w sensie piłkarzy. Zaczął nawet obiecująco od braku powołań dla kilku zawodników ze starszyzny kadry. Był to bardzo odważny ruch i jak się dziś okazuje, zgubny dla selekcjonera. Mimo iż wspomniani zawodnicy nie są tymi samymi, którzy w czasach ostatniej zanotowanej świetności naszej reprezentacji w piłkę kopaną święcili sukcesy na Euro 2016. Pesel swoje robi, a i forma sportowa nie ta sama. Wobec braku wskazanych wyżej cała uwaga skupiła się na kapitanie, wielkim i wspaniałym Panu Lewandowskim i jego braniu odpowiedzialności za kadrę oraz wpływach na nią samą. Tu kogoś z młodszych pouczał, tam zaś publicznie brał na klatę, kiedy nie szło. Normalnie ikona. Bohater.
Wróćmy jednak na chwilę do czasu powołania selekcjonera. Pierwsze dyskusje medialne o panu Santosie dotyczyły jego uposażenia. Że Polak to by był tańszy, że nic właściwie Portugalczyk sobą nie reprezentuje, że dobrze zabezpieczył sobie kontrakt, a właściwie to PZPN go zabezpieczył, by nie uciekł, jak inny jego rodak - pan Sousa.
Początek eliminacji był szokiem. Dla wielu dziś mecz z Czechami jest podstawą kabaretowych gagów. Wspomniany mecz był tragiczny w wykonaniu naszej kadry, a jak się patrzyło na zachowanie trenera przy ławce rezerwowych, to widać było, że jeszcze nie zorientował się, w jakie towarzystwo wszedł i przecierał oczy ze zdumienia. Kilka dni później drugi mecz już dużo skuteczniejszy w wykonaniu biało-czerwonych. Wynik korzystny, styl dramatyczny, ale 3 pkt. dopisane. Nieważne, że chyba ośmiu podstawowych zawodników Albanii nie mogło zagrać z różnych powodów w tym meczu. Sytuacja w kwestii kadry się lekko uspokoiła do czasu rozważań o potrzebie pożegnania z reprezentacją Kuby Błaszczykowskiego, który już od dłuższego czasu nie grał nawet w jego własnym klubie.
Ileż dyskusji wywołał wokół własnej osoby trener Santos, który zapytany czy chciałby sobie pograć dla fanu z Niemcami, wskazał na większą potrzebę spokojnej pracy z zespołem przed meczami o punkty. Media się oburzyły. Dziennikarze co i rusz wskazywali miejsce w szeregu krnąbrnemu selekcjonerowi. Reagował sam pan prezes Kulesza, bo przecież z Niemcami to super sprawa i trzeba zagrać. Zatem na siłę uradowano Pana Santosa meczem o nic. Właściwie nie o nic, a o prestiż. Ha, no i on i jego orzełki biało czerwone ten mecz nawet wygrały. Z tym, że prestiżem mogli się najeść jedynie do meczu z Mołdawią, gdzie jakoś dziwnym przypadkiem starszyzna kadry zawaliła druga połowę. Jakoś tak nie udźwignęli presji meczu w Kiszyniowie. Od tego czasu deliberowano w mediach, że Santos sobie nie radzi i trzeba dać sobie z nim spokój. Można odnieść wrażenie, że Pan Santos zorientował się, że szyją mu sweter nie tylko media, ale i jego podopieczni. Zauważył, że jest coraz większe ciśnienie na jego zwolnienie. Odnalazł się w tej polityce środowiska piłkarskiego wiedząc jaki kontrakt ma podpisany z federacją i ile będzie ją kosztowało rozstanie z nim.
Zrobił to, czego od niego oczekiwali piłkarze na czele z kapitanem kadry. Powołał na ostatnie zgrupowanie pozostającą na chodzie jeszcze starszyznę kadry Michniewicza. Wrócił Krychowiak i Grosicki. Wszyscy zadowoleni. Dziennikarze wniebowzięci. Kadrowicze również. No prawie, bo w międzyczasie kapitan powiedział o dwa słowa za dużo w wywiadzie, w którym głównie chciał opowiedzieć jaki jest super odpowiedzialny, a wyszło tak, że szkoda to opisywać.
Przyszły kolejne mecze, które boleśnie doświadczyły układy nerwowe kibiców i całego środowiska. Zagraliśmy źle z Wyspami Owczymi, a tragicznie z Albanią. Wokół kadry mówi się jedynie o pieniądzach, które wokół niej krążą i braku ambicji zawodników. Trener w tym wszystkim może i wychodzi blado jak na Portugalczyka, ale za to ma alibi, bo zrobił co chciało środowisko i zawodnicy. Wystawiał kogo chcieli. Zawodnicy nie wznieśli się na wyżyny swojej ambicji, by zawalczyć sercem dla Polski. Drużyny jak nie było, tak teraz już nie ma wcale. Ośmielam się twierdzić, że nikt by w tym stanie nie ogarnął tych zawodników, gdyż oni przyzwyczaili się, że wraz z mediami rządzą wszystkim tym, co dzieje się wokół. Smutny to obraz, bo wskazuje na potrzebę głębokiej reformy tej grupy i przeformatowaniu ról w niej pełnionych.
Pewnie zachwytom nad decyzją pana prezesa Kuleszy o zwolnieniu Santosa nie byłoby końca gdyby nie fakt, że właściwie jest reaktywny na działania tych wszystkich, którzy nawoływali i już nawołują o powołanie kolejnego Polaka na fotel selekcjonera. Znów pewnie da wszystkim to, czego oczekują, tylko czy to zmieni obraz naszej kopanej? Czy nowy selekcjoner dostanie zielone światło by zmienić hierarchię w drużynie? Czas pokaże, choć jedno jest pewne - będzie to bardzo trudna jesień dla polskiego kibica.
Marcin Zalewski
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie