
Polscy wyborcy traktują polityków cynicznie. Dobrze widzą ich wady i patologiczne zachowania, ale godzą się na nie, jeśli tylko popierana przez nich partia zaspokaja ich dążenia lub interesy.
PiS – kiedy stawia opór wielkomiejskiej, gardzącej społeczeństwem elicie, względnie gwarantuje hojne transfery socjalne. PO – kiedy nie przynosi wstydu w Europie, dba o wzrost gospodarczy i wolności demokratyczne.
Warto jednak pamiętać, że część afer politycznych, którymi w ostatnich latach żyły media, niekoniecznie dotarła do świadomości ogółu wyborców, co dotyczy zwłaszcza skandali z udziałem polityków Prawa i Sprawiedliwości – afera Amber Gold czy taśmy z restauracji Sowa i przyjaciele zapadły w pamięć mocniej niż na przykład nieprawidłowości wokół spółki Srebrna czy handlu gruntami przez Mateusza Morawieckiego.
Co istotne, Polacy wyraźnie rozróżniają korupcję o charakterze prywatnym i partyjnym – ta pierwsza („dla siebie”, jak w przypadku premii dla członków rządu Beaty Szydło) jest wciąż nieakceptowana, za to naginanie lub łamanie prawa w interesie obozu politycznego mieści się w granicach politycznej normy. To samo dotyczy niewiarygodnych obietnic wyborczych, traktowanych jako instrument kupowania wyborców – badani z jednej strony oczekują od partii konkretnych korzyści dla siebie, z drugiej zaś traktują obietnice jako monetę w wyborczej grze i dopuszczają oszukiwanie opinii publicznej jako instrument walki politycznej.
Akceptowane przez wyborców naruszanie norm obejmuje również sferę standardów języka i środków wyrazu w debacie publicznej. Jak piszą autorzy, „skandalizowanie »w imię ludu«, wywołujące oburzenie w tradycyjnych mediach, łamanie przestrzeganych dotąd norm i zasad w życiu publicznym (a nawet prawa), jest przez ludzi odbierane jak przedstawiany im dowód na autentyczność, odważne rzucenie wyzwania elitom”.
Wobec braku wspólnych punktów odniesienia – niezależnych autorytetów, mediów uznawanych powszechnie za bezstronne itp. – nie ma instancji rozstrzygającej, „kto w walce politycznej postępuje właściwie, a kto nie. Wyborcy pozostają więc przy swoich partiach. W takiej sytuacji, żeby uzasadnić przed sobą i innymi swój wybór, Polacy korzystają z podsuwanej przez partię narracji. Dlatego też tak duże znaczenie przykładają politycy do tzw. »przekazów dnia« i przychylnych sobie mediów. Wcale nie muszą w nie wierzyć, zdarza się, że są nawet nimi zażenowani, ale traktują je jako przydatne w uzasadnianiu swoich wyborów”. (Fragment artykułu z „Krytyki Politycznej”, opartego na badaniach socjologicznych)
POINTA Z ARTYKUŁU MARKA BEYLINA:
O ile więc PiS sprawnie wykorzystuje kłamstwa, o tyle opozycja nie potrafi korzystać z prawdy. Bo przedstawia kolejne afery w partii Kaczyńskiego jako oderwane od siebie incydenty. Tu Piebiak i „Kasta”, tam łgarstwa TVP, gdzieś obok hejt na mniejszości, opodal deforma szkolnictwa, w sąsiedztwie cenzorskie zapędy wobec kultury, jeszcze dalej korupcja i „Air Kuchciński”, a za miedzą afera Srebrnej.
Każdy z tych skandali traktowany oddzielnie traci intensywność. W dodatku znoszą się one nawzajem w medialnym hałasie. A przecież to nie są odrębne incydenty; wyrastają razem z systemu, który zbudował Kaczyński. „System Kaczyńskiego” – to jedyny spójny, całościowy system w Polsce. Ale opozycja nie potrafi tej rzeczywistości uznać.
Tylko 25 proc. elektoratów KO i Lewicy wierzy, że PiS może stracić władzę – wynika z sondażu IPSOS dla OKO.press. Chodzi więc o to, by uruchomić wahających się wyborców i dodać wiary zdecydowanym. To nie są wygórowane zadania, nawet pod koniec kampanii. Wystarczy trochę pracy i wyobraźni, by dokonać wielkiej zmiany. (Fragment z artykułu w "Gazecie Wyborczej")
I POINTA DRUGA REDAKCJI PORTALU:
Bezpartyjni i Samorządowcy, tym bardziej, im bardziej chcą zaznaczyć swoje istnienie w tej ograniczonej dla nich terytorialnie kampanii, i zyskać jakieś istotne poparcie wyborcze, muszą się wyraźnie dystansować od PiS. Spójna ocena destrukcji państwa, mocne stawianie diagnozy daje bardzo dobre tło dla pozytywnego programu naprawy Polski, jaki mają. Inaczej zostaje bowiem programowe ble-ble, które traci na przekazie, bo Polacy żyją w ogniu konfliktu, który kandydaci BiS – naszym zdaniem – w większości omijają, łudząc się, że tym się właśnie odróżnią od partii walczących ze sobą. Otóż NIE! Co innego walczyć, a co innego tę walkę PRECYZYJNIE i CAŁOŚCIOWO oceniać – po to, by POZYTYWNE ARGUMENTY wybrzmiały ostrzej. Bezpartyjni i Samorządowcy będą zyskiwać tylko wówczas, gdy ich wystąpienia nie będą unikać aktualnego kontekstu, który chcą zmienić. I gdy będą podawane w wyraźnej kontrze do trafnych diagnoz rujnowania państwa przez PiS. Bo inaczej po co by się zorganizowali? Wyborca musi mieć jasny przekaz!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
hahaha ja w lubinku widzę jak zagarniaja stanowiska. Tzw rodzinka Lubin 206