Wiesława Chrzanowskiego wspomina Tomasz Szyszko

MWS
19/12/2023 10:59

Dla nas był mentorem. Zapraszał do domu

Reklama

Wiesława Chrzanowskiego wspomina Tomasz Szyszko, menedżer, poseł I i III kadencji (1991-93 oraz 1997-2001), były minister łączności i wiceprezes Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, przed 1989 r. uczestnik antykomunistycznej opozycji.

Przyjeżdżaliśmy do niego ze środowiska, wywodzącego się z Ruchu Młodej Polski: my z Poznania, koledzy z Gdańska, który był drugim ważnym ośrodkiem RMP, a także z Lublina. Nocowaliśmy w jego mieszkaniu na Powiślu warszawskim, skromnym, ale z portretami przodków na ścianach i mnóstwem książek. Jak to studenci, przychodziliśmy późno, dbając tylko, z szacunku dla naszego gospodarza, żeby nie zdarzyło się, że poczuje od nas alkohol, a były to przecież, kiedy również dyskutując o polityce, piło się częściej wódkę niż wino.

Rano lubiliśmy oczywiście dłużej pospać, i to najczęściej pan Wiesław - tak go wtedy zawsze nazywaliśmy - budził nas swoją dyskretną krzątaniną, szykując dla nas śniadanie. Również przy tak domowych czynnościach, zachowywał nienaganną elegację w stylu anglosaskiego dżentelmena. Wywarło to na nas wielkie wrażenie.

I wtedy przy tym śniadaniu potrafił nas żartem spytać, jak by to było, gdyby się okazało już o ósmej rano, że Polska ma właśnie szansę odzyskać niepodległość, a my byśmy to przespali. Pamiętam te słowa do dzisiaj.

Wiesław Chrzanowski pozostawał dla nas mentorem. Działaliśmy wtedy w środowiskach duszpasterskich, jak u mnie w Koninie, czy akademickich - w moim wypadku w Poznaniu.  Przyjeżdżał na spotkania, które organizowaliśmy, odbieraliśmy go z obskurnego dworca kolejowego i tam jego niepowtarzalna elegancja zwracała uwagę.

Stał się twórcą koncepcji obrony czynnej. Patronował jej trochę Teodor Tomasz Jeż, twórca Ligi Narodowej. Do jego myśli Wiesław Chrzanowski chętnie nawiązywał. Wtedy trudno było pomyśleć, że uda się naszemu pokoleniu przełamać Jałtę, ustalony tam na długie dziesięciolecia podział świata. Przeczytałem w swoim czasie "Rewolucję bez rewolucji" Leszka Moczulskiego, poznałem też działaczy założonej przez niego Konfederacji Polski Niepodległej. Jednak środowisko Ruchu Młodej Polski, dla którego liczącą się postacią stał się w Poznaniu Marek Jurek, okazało się dla mnie bardziej interesujące. Pamiętam ostatnie strajki Niezależnego Zrzeszenia Studentów, tuż przed wprowadzeniem przez władzę stanu wojennego, w listopadzie i grudniu 1981 r. Nawet Zbigniew Bujak przyjeżdżał wtedy nas uspokajać, wspierał go Lech Dymarski, poeta, wcześniej członek KOR, a wtedy ścisłego kierownictwa Związku. Odbyło się nawet spotkanie rektorów, podczas którego bez kompleksów Marek Jurek zabrał głos. I słusznie, bo to jego myśl z tej wymiany poglądów nam w pamięci pozostała. Wystąpił z kapitalną analizą: że warto żyć tak, aby budować obszary wolności, nawet ze świadomością, że może się to różnie skończyć. Wtedy już dostrzegłem w tym co mówi wpływ przekonań Wiesława Chrzanowskiego.

Jego idea obrony czynnej zakładała ciężką pracę - odbudowanie substancji narodowej drogą łączenia różnych środowisk i dbałości o ich przygotowanie intelektualne: wtedy niezmiernie ważne pozostawały dla nas kręgi komisji zakładowych "Solidarności", inteligencja techniczna, wszyscy, którzy chcieli i potrafili słuchać. Na Solidarność patrzyliśmy jak na wielki ruch społecznej rewindykacji. Niestrudzony pan Wiesław przyjeżdżał z wykładem i dobrym słowem do działaczy zakładowych czy inteligentów z niewielkich ośrodków. I każdy wykład zamieniał w dyskusję. Sam wywodził się z domu profesorskiego, jego ojciec był ministrem w rządzie Witosa, tym, co w 1920 r. obronił kraj i Grabskiego. Ale do głowy mu nie przyszło, żeby komukolwiek wyższość okazywać. Podobnie jak starszy od niego mec. Władysław Siła-Nowicki czuł i rozumiał historię, chętnie dzielił się przemyśleniami na jej temat.

Z Wiesławem Chrzanowskim połączyła nas długoletnia praca. Debatowaliśmy u ks. Józefa Maja czy w Dziekanii.

Był wcześniej doradcą prymasa Stefana Wyszyńskiego, po latach okazało się, że ich wspólna ocena problemów polskiego Kościoła okazała się bardziej trafna, niż środowisk "Znaku" czy "Tygodnika Powszechnego", z całym dla nich szacunkiem.

Wiedzieliśmy sporo o jego dramatycznych osobistych doświadczeniach. Gdy Wiesław Chrzanowski wiedział, że pójdzie na długie lata do więzienia - zwolnił narzeczoną z danego mu słowa. Wyszła za kogoś innego. Ale okazało się, że po latach wciąż się przyjaźnią, utrzymują ze sobą kontakt. Ta relacja wiele o nim mówi.

Od kard. Wyszyńskiego przejął przekonanie, że trzeba odbudować tożsamość narodu i świadomość jego historii. Do Okrągłego Stołu zachował dystans. Dla nas sytuacja zmieniła się nieco, kiedy Marek Jurek uzyskał szansę kandydowania w wyborach czerwcowych. Poparliśmy go wtedy wszyscy, cieszyliśmy się, że został posłem.

Już po 4 czerwca 1989 r. Wiesław Chrzanowski sprzeciwiał się próbie zdominowania Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego przez jedno tylko środowisko. A my wraz z nim. Założyliśmy wtedy Klub Ład i Wolność: w Poznaniu kierował nim Marek Jurek, w Koninie ja, zaś w Gorzowie Kazimierz Marcinkiewicz.

Kiedy powstawało już Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, dla nas pozostawało oczywiste, że wyłącznie Wiesław Chrzanowski potrafi połączyć wiele istotnych nurtów: w tym dawny Ruch Młodej Polski, środowiska neoendeckie czy wywodzące się ze związku zawodowego jak Jerzy Kropiwnicki i Stanisław Wądołowski, także krąg "Głosu" Antoniego Macierewicza. Wiesław, bo wtedy już na "ty" po latach przeszliśmy, objawił ogromny talent do zjednywania ludzi i godzenia rozmaitych racji.

Dla nas wybór Wiesława Chrzanowskiego na marszałka Sejmu w 1991 r, pierwszego, który pochodził z wolnych wyborów - stanowił wielkie zwieńczenie jego życiowej drogi i docenienie pięknej tradycji. Obrady wolnego Sejmu Rzeczpospolitej otwierał teraz powstaniec warszawski, który potem w konspiracji antykomunistycznej był podwładnym Tadeusza Łabędzkiego, zamordowanego później przez komunistów wuja Stefana Niesiołowskiego. I prawnik, którego rządzący przez tyle lat nie dopuścili do pracy adwokata, aż musiał skromnych posad szukać w spółdzielczości mieszkaniowej.

Marszałkiem Sejmu okazał się świetnym, również  w tej roli objawił ogromny autorytet i takt oraz zdolności koncyliacyjne. Przyczynił się jak nikt inny do odbudowy polskiego parlamentaryzmu. Dla wszystkich stanowiło to dowód, że jego wieloletnie wysiłki nie poszły na marne. Zawsze uważał, że politykę powinny w sposób otwarty prowadzić wyłonione przez obywateli partie, w żadnym wypadku nieformalne koterie.

 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do