Premier Tusk zdecydował się jednak na żyrandole w Brukseli za 1,5 mln rocznie plus dodatki... Może wreszcie znajdzie tam kogoś z kim będzie mógł w końcu przegrać, bo w kraju jakoś jak dotąd nie znalazł. Może to i dobrze, bo pozwoli to oczyścić atmosferę z toksycznej wojny partyjnej.
Wojny, która w miniony czwartek zaprowadziła premiera z jednej strony do ogłoszenia przed wyborami samorządowymi niebywałego rozdawnictwa pieniędzy zagarniętych wcześniej z OFE i zwiększonego poziomu zadłużania kraju. A z drugiej strony do obwieszczenia przed piątkową inwazją rosyjską na Ukrainę, iż nie przewiduje się zwiększania wydatków na polską armię. By w sobotę oznajmić, iż żegna się z krajem i wyjeżdża do Brukseli. Istna trylogia na miarę wnuka Sienkiewicza.
Gorzej jeśli ta sekwencja zdarzeń oznacza, iż zbliżamy się do kresu rzeczywistej i znanej tylko premierowi oraz ministrowi finansów wytrzymałości państwa. Upartyjnienie życia państwowego, społecznego i gospodarczego doprowadziło z jednej strony do rozdęcia administracji aby zaspokoić z publicznej kasy roszczenia partyjnych baronów, z drugiej zaś do rozpasania w życiu publicznym i mnożenia kolejnych afer łupiących kasę publiczną i podatników. W efekcie, aby zaspokajać te partyjne oczekiwania zaczęto tworzyć kreatywną księgowość, która dał nam zadłużenie kraju większe niż znane nam z czasów Gierka i skok na kasę w OFE. A wszystko to w imię utrzymania partyjnych układów u władzy i toksycznej wojny partyjnej PiS-PO dzięki której dzielono naród na wrogie obozy walczące "do ostatniego guzika".
Gorzej jeśli oznacza to kolejną "wojnę na górze" i dalsze zaostrzanie wewnątrz społecznych podziałów. Bo nikt przecież nie zagwarantuje że będzie lepiej. Nikt oprócz nas samych. Zmieńmy to na lepsze!
Komentarze opinie