
- Zacznę od pytania, które osiem lat temu zadawałem Aleksandrowi Pociejowi, tego samego, które też zapewne w tej kampanii zadam mec. Jolancie Turczynowicz-Kieryłło: po co wziętemu prawnikowi, który odniósł sukces życiowy, kandydowanie do Senatu, polityka?
- Kandyduję w okręgu, który dla Polski jest oknem na świat, a Polakom zza granicy, nie żadnej Polonii, pozwala wybierać swoich przedstawicieli do Senatu – to okręg nr 44. Uważam, że często dopiero skuteczne połączenie prawa i polityki pozwala rozwiązać sprawy ludzi z korzyścią dla nich, dlatego też nie opieram się przed kandydowaniem do parlamentu. Sztandarowym tematem, na jakim skupiałem się jako prawnik pozostawały niemieckie Jugendamty, ich podejście do polskich rodzin i dzieci. Zajmuję się tym od kilkunastu lat, ale dopiero włączenie tego tematu do polityki przyczyniło się do jego docenienia.
- Co może w tej kwestii zrobić nowy senator – jak rozumiem głównie dla Polek w Niemczech?
- …dla Polek i dla Polaków: wiele mamy małżeństw mieszanych, ale nie zdajemy sobie często sprawy jak szybko może się okazać, że wyjeżdżając za granicę przestajemy kontrolować swój los. Różnice kulturowe znajdują wyraz w procedurach urzędniczych, wobec których Polacy w Niemczech często okazują się bezradni. Gdy u nas pojawia się „donos” do urzędu, że z dzieckiem coś dzieje się nie tak – u nas zaczynają się rozmowy. W Niemczech urząd często od razu przychodzi do domu. Wystarczy np. sygnał od nauczyciela, sąsiadów czy lekarza. Teraz mam sprawę, w której Jugendamt w oparciu o konwencję haską występuje o przekazanie do Niemiec dziecka urodzonego i przebywającego w Polsce – właśnie urząd, a nie żadne z rodziców. W takich sytuacjach państwo polskie musi działać tak, żeby obywatele poczuli, że ono stoi za nimi. Do tego zamierzam się przyczynić pracując w Senacie.
- A kwestia odszkodowań, roszczeń wojennych, skoro rozmawiamy o sprawach polsko-niemieckich, którymi Pan już się zajmuje jako adwokat a zamierza je podjąć także w roli senatora?
- Kończący pracę parlament nie poradził sobie z tą kwestią. Raport zespołu, na którego czele stoi Arkadiusz Mularczyk miał być - jak sobie przypominam - rok temu gotowy, jednak raportu do tej pory nie poznaliśmy. Warto przyjrzeć się, jak radzą sobie z tą kwestią inni. Grecy złożyli oficjalną notę dyplomatyczną do rządu Niemiec w sprawie reperacji. Dzięki temu są traktowani poważnie. Przed włoskimi sądami toczą się procesy przeciw Republice Federalnej Niemiec, bo wcześniej w 2014 r. włoski Trybunał Konstytucyjny w swoim orzeczeniu uznał tę możliwość za zgodną z prawem. W Polsce nie rozstrzygnięto, czy państwu niemieckiemu przysługuje w tej sprawie immunitet jurysdykcyjny. Grupa stu posłów zwróciła się z wnioskiem do Trybunału Konstytucyjnego w kwestii możliwości pozwania Niemiec przed polskie sądy, wniosek złożono z końcem października 2017 r. Orzeczenia polskiego Trybunału Konstytucyjnego nie ma do tej pory. Złożyliśmy wraz z mecenasem Jerzym Krzekotowskim we wrześniu 2018 r. pozew w imieniu Adama Kowalewskiego, syna więźnia Auschwitz i innych niemieckich obozów. Wprawdzie w takich sprawach polski ustawodawca słusznie zwolnił obywateli z opłat sądowych, ale w tym wypadku sąd wystąpił o zaliczkę w wysokości 5 tys zł. na tłumaczenia w tej sprawie na język niemiecki.
- Szokujące, gdy chodzi o syna więźnia obozu niemieckiego.
- To nie zaliczka, ale tak naprawdę ograniczenie prawa do sądu, które przysługuje każdemu obywatelowi. Ustalono wreszcie, że sąd kończąc postępowanie ustali, kto za te tłumaczenia na język niemiecki zapłaci. Jako senator wystąpię o prawne zagwarantowanie zasady, że przy takich pozwach Skarb Państwa przejmie koszty tłumaczenia. Wspominałem, jak poradzili sobie Grecy, którzy podobnie jak Polacy walczyli z Niemcami, ale też Włosi, którzy przecież długo byli państwem osi, a prawie wszystkie zbrodnie wobec nich popełniono w końcowym okresie wojny 1943-45. Mimo to lepiej potrafią walczyć o swoje. Polska była pierwszą ofiarą niemieckiej agresji. Zawsze warto o tym przypominać. Nie może być tak, że w prawie międzynarodowym pomimo to wciąż pozostajemy pokrzywdzeni. Niestety w Polsce nadal… boimy się własnej odwagi.
- Kto namówił Pana do kandydowania do Senatu?
- Dojrzewałem długo do tej decyzji. Rozstrzygnęła możliwość kandydowania z okręgu, w którym głosują zarówno Warszawiacy ze Środmieścia, Żoliborza, Białołęki i Bielan jak Polacy z zagranicy. Niezmiernie ważne, żeby znaleźli kompetentną reprezentację, zasługują na to. Od wielu lat zajmuję się zawodowo ich sprawami, dbam o to, żeby nie byli pozbawieni pomocy prawnej. Marszałek Stanisław Karczewski podkreślał niedawno, że Polaków jest 60 mln – prawie 40 mln w kraju i ponad 20 mln poza nim. To jedna zbiorowość, historia, tradycja i kultura. Wciąż mam wrażenie, że potencjał tych naszych 20 mln rodaków z zagranicy nie jest do końca wykorzystany. Kandyduję po to, żeby to zmienić.
- Czy Polacy mają z obczyzny wracać czy wystarczy, żeby zainwestowali tu swoje pieniądze, tworzyli miejsca pracy i własny dobrobyt?
- Co kto chce, niech to robi… Ci, którym marzy się powrót, niech wracają i powinni tu zastać godne warunki. Komu wystarcza zaangażowanie kapitałowe – niech tu inwestuje, ale nie może być dyskryminowany. Naprawdę stanowimy jedną rodzinę. Naszym wspólnym mianownikiem jest Polska i polskość. Warto spotykać się i rozmawiać nie tylko z okazji świąt. Mamy Dom Polonii przy Krakowskim Przedmieściu, ale to nie wystarczy, będę zabiegał o to, żeby stworzyć większe i trwałe miejsce spotkań rodaków z kraju i zagranicy. Takie, gdzie można swoją polskość zobaczyć jak w lustrze i eksponować. Skąd również uda się wspierać mniejszość polską w innych krajach. Wspieranie Polaków powinno stać się rzeczą codzienną, a nie aktywnością stosowną od święta.
- A co zaoferuje Pan wyborcom z Warszawy?
- Na pewno będę służył radą. Podejmę te sprawy Warszawy, które na co dzień dotkliwie kuleją. Zorganizuję Hambura-pomoc. Nie tylko na czas kampanii, ale również po wyborach. To będzie doradztwo prawne, oczywiście pro bono, dla wszystkich, którzy takiej pomocy potrzebują, a czują się bezradni. Ludzie będą się tam mogli spotykać, omówić z prawnikiem swoje sprawy. Czasem wystarczy jeden telefon od prawnika, pismo albo zwrócenie uwagi, żeby bezduszny początkowo urzędnik zaczął się wobec obywatela zachowywać inaczej. Ważne, żeby to systematycznie zmieniać. W Niemczech można nawet wykupić ubezpieczenie od prowadzenia procesów. Gdy przychodzi zwrócić się o pomoc do adwokata – ubezpieczyciel przejmuje wszelkie koszty sądowe i adwokackie. U nas też trzeba obywateli uwolnić od części codziennych trosk. Zamierzam to robić, pomagać ludziom.
- Czy z udziałem Bezpartyjnych i Samorządowców uda się to lepiej niż ze wsparciem wielkich partii?
- Dzięki temu czuję się bliżej ludzi. Dualizm, jaki się pojawia w Polsce uważam za niebezpieczny. W starciu dwóch dużych sił zwyczajni ludzie mogą pozostać… trochę z boku. Za to zainicjowany przez samorządowców ruch stwarza nadzieję, że o zwykłym człowieku nie zapomni.
Rozmawiał: Łukasz Perzyna
Fot. Facebook/Stefan Hambura
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie