
Boże Narodzenie bez Boga?
Popularny kanadyjski zespół HEART (jego trzon od lat siedemdziesiątych stanowią Ann i Nancy Wilson)w2014 r. wydał koncertowy album (CD/DVD) z utworami, wśród których przeważały standardy bożonarodzeniowe. Można na nim usłyszeć piosenkę „The River” (zaczynającą się od słów It's coming on Christmas), a także inne rockowe pastorałki, jak „Love Came Down at Christmas”, “Santa’s Going South (for Christmas)”, „Remember Christmas”czy „Please Come Home for Christmas”. Tytuł wydawnictwa, nawiązujący do ostatniego z wymienionych szlagierów, brzmi jednak nieco inaczej od oryginału, mianowicie… „Home for the Holidays”, czyli „Do domu na wakacje”. Brzmi to zupełnie tak, jakby ktoś po długim pobycie z dala od miejsca zamieszkania, wracał do rodzinnej miejscowości nie na Boże Narodzenie, lecz na letni urlop. To nie jedyny przejaw politycznej poprawności obserwowanej na Zachodzie od kilku dekad, jaki znalazł odzwierciedlenie w albumie sióstr Wilson. Scena, na której rejestrowano występ na żywo, udekorowana została sporych rozmiarów choinką (co zrozumiałe), której towarzyszyły podobnej wielkości symbole, jak chanukija (co broni się jeszcze zbieżnością dat z żydowskim Świętem Światła) oraz hippisowska pacyfa i chiński znak feng shui(czego już w żaden logiczny sposób nie da się skojarzyć z Bożym Narodzeniem). A wszystko po to, aby twórcy tego wydarzenia mogli chrześcijanom dać wyraźną sugestię – to nie jest już wasze święto i nie ma już nic wspólnego z narodzinami waszego Zbawiciela.
W krajach anglosaskich już skutecznie „wygumkowano” imię Chrystusa ze świątecznych rytuałów. Zamiast tradycyjnych życzeń „MerryChristmas” (Radosnego Bożego Narodzenia) pojawił się zwrot „Happy Holidays” (Szczęśliwych wakacji). Widnieje on już na niemal wszystkich witrynach świątecznie udekorowanych sklepów. „Świątecznie”, to znaczy w bombki, prezenty, choinki, elfy i renifery. Brodaty, gruby krasnolud, zwany co prawda jeszcze Santa Claus, już nie ma nic wspólnego z historyczną postacią słynącego z pomocy biednym świętego Mikołaja, biskupa z Miry, czczonego zarówno przez Kościół katolicki jak i prawosławny. W tzw. kulturze zachodniej na świątecznych pocztówkach daremnie można poszukiwać chrześcijańskich symboli. Nie znajdziemy na nich ani Świętej Rodziny, ani stajenki betlejemskiej. Na wszelki wypadek unika się nawet związanych z ewangelicznym przekazem pasterzy i bydląt, a także trzech mędrców ze Wschodu. Moda na „świeckie święta” (choć brzmi to jak oksymoron) dotarła również za Odrę. Nie jest co prawda w tej części Europy niczym nowym, bo Sowieci konsekwentnie lansowali Nowy Rok i Dziadka Mroza zamiast Bożego Narodzenia i św. Mikołaja, a na pocztówkach ukazywali choćby obrazki zaśnieżonego Kremla z czerwoną gwiazdą na Baszcie Spasskiej. Polska jednak przez cały okres komunizmu skutecznie się tej indoktrynacji opierała, choć w PRL-u próbowano Boże Narodzenie zastąpić terminem „Gwiazdka”. Ale dziś poprawność polityczna zapanowała także nad Wisłą. Jej symbolem stał się cykl grafik wypuszczonych w 2020 r. przez stołeczny ratusz pod hasłem „Warszawa na święta” (przy czym nie wiadomo, na jakie święta). Odnajdziemy na nich gwiazdki, półksiężyc (czyżby islamski hilal?), jodły, syrenkę, łyżwiarza, rodzinę bez twarzy (sic!), polarnego niedźwiedzia, a nawet… palmę. Tylko co to ma wspólnego z Bożym Narodzeniem?„Prezydent Trzaskowski zaprasza na kolędowanie. Bez Boga oczywiście (…) Upiorny ten świat lewactwa” – skomentował to wówczas na twitterze dziennikarz Wojciech Biedroń. Zresztą część stołecznych radnych już dwa lata wcześniej protestowała przeciwko „religijnemu charakterowi wigilijnego spotkania w radzie miasta". Jeśli dalej będziemy podążać tą drogą, to niewykluczone, że już następne pokolenie nie będzie wiedziało, dlaczego w ogóle mamy w grudniu dwa wolne dni, wigilijną wieczerzę spożywać będzie w McDonaldzie, zaś najpopularniejszą kolędą będzie jej raperska przeróbka w wykonaniu formacji PDG (z płynącymi z niej „życzeniami”: - Żebyś też w ch… siana miał (…), żebyś tu za zdrowie nasze chlał i chlał). Tylko czy doprawdy takich świąt oczekujemy w przyszłości?
Nie zmuszam nikogo, kto tego nie chce, do pójścia na pasterkę, łamania się opłatkiem, ani śpiewania „Bóg się rodzi”. Jestem jednak za pozostawieniem Polakom możliwości kultywowania wielowiekowej tradycji i nieukrywaniem jej historycznie obiektywnej konotacji. Jestem za tym, aby w Boże Narodzenie nie odbierać ludziom Boga. A za puentę i posumowanie niech posłużą słowa Michała Szułdrzyńskiego, które pojawiły się już cztery lat temu na łamach „Rzeczypospolitej”: „Dziś chodzi o to, by owszem pozostawić bożonarodzeniową formę, ale wyprać ją z religijnej treści. Na razie – od biedy – mogą zostać prezenty, choinka, barszcz z uszkami czy makowiec. Mogą być piosenki o pastuszkach i padającym śniegu. Bo miło się wzruszyć w środku zimy, zjeść coś dobrego i pobyć z bliskimi. Ale nie miejmy złudzeń, nawet zeświecczone zwyczaje zaczną wreszcie komuś przeszkadzać. A wtedy w imię otwartości, tolerancji i wolności będziemy wymazywać kolejne zwyczaje, które kiedyś miały jeszcze jakiekolwiek religijne uzasadnienie”.
Radosław Gajda, woj. łódzkie
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Dzieje się tak bo religia jest narzędziem w rękach polityków do zdobycia władzy i pieniędzy. Katole przeciwko lewakom i odwrotnie. Dla mnie niezrozumiałe jest że ludzie nie wstydzą się publicznie przyznać, że nie rozumieją matematyki a wstydzą się powiedzieć, że nie wierzą w mityczne postacie. Coś tu jest chyba nie tak z systemem edukacji.
Mądry tekst, szkoda że nie ukaże się w świątecznym wydaniu Gazety Samorządność.
Będzie w gazecie :)
Brawo Paweł!