R. Gajda: K jak komisja (2)

MWS
13/06/2023 04:50

Prezydent Andrzej Duda przesłał do Sejmu projekt nowelizacji ustawy o państwowej komisji do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007–2022. Zaproponował m.in. usunięcie z tego aktu prawnego sankcji, czyli tzw. „środków zaradczych”, a także prowadzenie postępowania odwoławczego przez sąd apelacyjny, a nie sąd administracyjny. Krytycy ustawy już wcześniej sugerowali, że sąd administracyjny bada jedynie formalny aspekt postępowania i poprawność wydania decyzji, nie wnikając w meritum stanu faktycznego. To nie do końca jest prawdą. Sąd administracyjny bez problemu byłby w stanie rozprawić się z wadliwie wydaną przez speckomisję decyzją. Tym bardziej, że z góry można już przewidzieć, jakie błędy komisja ta popełni.

Reklama

Prezydent poprawia ustawę

Nadal nie przekonują mnie histeryczne krzyki opozycji o naruszeniu przez nową ustawę Konstytucji RP i to aż dwunastu jej artykułów. Tym bardziej, że wśród owych „naruszeń” wymienia się choćby pozbawienie prawa do obrony, mimo że komisja prowadzi swoje działania w oparciu o Kodeks postępowania administracyjnego, a nie karnego. Jedyny istotny mankament, jaki dostrzegam, to złamanie zasady dwuinstancyjności postępowania, która jednak nie wynika z Konstytucji, lecz z doktryny prawa administracyjnego. Tym niemniej głosy krytyki, jak przyznał sam Andrzej Duda, podziałały na niego na tyle, że choć podpisał ustawę (obowiązuje ona już od ostatniego dnia maja br.), to zdecydował się wnieść do laski marszałkowskiej własny projekt zmian w tejże.

Modyfikacji zaproponowanych przez prezydenta jest więcej, niż podają to media. Wśród nich są choćby ograniczenia co do możliwości zdjęcia klauzuli tajemnicy adwokackiej czy radcowskiej. Ale te najczęściej wymieniane propozycje Andrzeja Dudy to wykluczenie ze składu komisji parlamentarzystów oraz zniesienie środków zaradczych i zastąpienie ich ogólnym stwierdzeniem, że ktoś działał pod wpływem rosyjskim na szkodę interesów RP. A zatem celem komisji – w zamyśle prezydenta - ma być jedynie piętnowanie rusofilów, nie zaś ich karanie. Infamia zamiast politycznej banicji.

Trzecią medialnie nagłaśnianą prezydencką propozycją jest wspomniane już kierowanie odwołań od decyzji komisji do sądu apelacyjnego, zamiast skarg do sądu administracyjnego. I jednoczesne przejście z procedur administracyjnych w postępowanie cywilne. Takie pomieszanie procedur stosuje się choćby w przypadku weryfikacji decyzji administracyjnych przez sąd antymonopolowy. Tylko po co ta zmiana? Sąd administracyjny co prawda nie przesłuchałby ponownie świadków czy biegłych, ale mógłby zweryfikować dowody, ocenić ich zawartość i ich wpływ na wydane rozstrzygnięcie, a przede wszystkim mógłby zbadać legalność ich pozyskania oraz prawidłowość całego postępowania. Tym bardziej, że sama ustawa zastawiła tyle pułapek, że aż nie chce mi się wierzyć, aby w którąś z nich komisja nie wpadła.

Dopaść Tuska!

Rozpatrzmy zatem przypadek wezwania przez komisję Donalda Tuska, wszak TVN nazywa ustawę „Lex Tusk”, a cała Platforma grzmi, że PiS chce dopaść Tuska. W jakim charakterze mógłby zostać on wezwany? Ano przyjmijmy, że raczej nie dostąpi zaszczytu bycia biegłym, więc „zaproszony” zostanie jako świadek. Stawić się musi, bo w przeciwnym razie może dostać 20 tys., a za drugim razem nawet 50 tys. zł grzywny. Nawet jeśli zapłaci i dalej będzie ignorował wezwania, to przepisy Kodeksu postępowania administracyjnego nie wykluczają także zastosowania wobec opornego świadka środków przymusu (art. 88 § 3). Ale jeśli przyjdzie i będzie zeznawać, to zawsze może się zasłonić niepamięcią albo odmówić odpowiedzi na pytania, gdy mogłoby to narazić jego lub jego bliskich na odpowiedzialność karną, hańbę lub bezpośrednią szkodę majątkową (art. 83 § 2 Kpa). Podkreślmy, że może oczywiście stawić się z adwokatem, gdyż przepisy tego nie zabraniają, a ten może służyć na bieżąco pomocą prawną.

Załóżmy, że komisja coś tam jednak z Donalda Tuska wydobędzie, wyciągnie także coś od innych świadków, a także wyczyta coś ze ściągniętych z ministerstw i spółek skarbu państwa dokumentów. Na koniec stwierdzi, że pan Tusk to prorosyjski szkodnik i trzeba go na 10 lat odsunąć od dysponowania środkami publicznymi. Wyda stosowną decyzję i co? Donald Tusk powie – hola, hola! Aby wydać decyzję, najpierw trzeba przeprowadzić postępowanie. Ażeby je przeprowadzić, to najpierw zgodnie art. 61 Kpa trzeba je wszcząć. No i trzeba ustalić, w jakiej sprawie prowadzone będzie to postępowanie, a zatem odkryć karty.

Świadek czy strona?

Postępowanie pod hasłem „dopaść Tuska” pewnie nikogo nie zaskoczy, ale wszystkie zgromadzone wcześniej dowody trzeba będzie zebrać raz jeszcze. Trzeba będzie nie tylko zgromadzić jeszcze raz wszystkie dokumenty, ale jeszcze raz przesłuchać wszystkich świadków i biegłych. Kodeks stanowi bowiem, że „organy administracji publicznej obowiązane są zapewnić stronom czynny udział w każdym stadium postępowania, a przed wydaniem decyzji umożliwić im wypowiedzenie się co do zebranych dowodów i materiałów oraz zgłoszonych żądań” (art. 10 § 1 Kpa). No i same wcześniejsze zeznania Tuska jako ewentualnego świadka nie będą miały mocy dowodowej, bo zyska on już charakter strony postępowania, a zatem nie będzie mógł być i świadkiem, i stroną jednocześnie. Poza tym mając status strony w postępowaniu nie będzie musiał się stawić przed komisją osobiście, a jedynie wysłać tam swojego pełnomocnika, tym bardziej, że na stałe zamieszkuje nie w Warszawie, lecz w Sopocie (art. 51 Kpa). Oczywiście komisja może się uprzeć i zażądać osobistego stawiennictwa Tuska uznając, że jest to nieodzowne ze względu na wcześniej „niewyjaśnione fakty istotne dla rozstrzygnięcia sprawy”. Może go nawet ukarać grzywną za niestawienie się przed jej obliczem, ale… w tym przypadku nie może już zastosować środków przymusu (art. 86 Kpa).

 

Po co ta nowelizacja?

Poza tym w postępowaniu administracyjnym, w przeciwieństwie do cywilnego, gdzie na dzień dobry obowiązuje zasada „kawa na ławę”, strona może do ostatniej chwili zgłaszać nowe wnioski dowodowe. A zatem można cały czas zgłaszać nowych świadków (a tych zapewne nie braknie), wnioskować o dostarczenie jakichś dokumentów czy też o powoływanie kolejnych biegłych itd. Jeśli komisja się nie zgodzi, to zawsze będzie można podnieść, że jej werdykt został wydany na podstawie niepełnego materiału dowodowego, co narusza przepisy art. 7 w zw. z art. 75 § 1 i 77 § 1 Kpa. Już dziś z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że jeśli komisja w ogóle zacznie funkcjonować, to będzie chodzić na skróty, a sądy potem będą wzruszać jej decyzje, wytykając właśnie błędy proceduralne. Oczywiście jest też pewne „ale”. Właściwym miejscowo do rozpoznawania skarg na decyzje komisji, zgodnie z obecnie obowiązującą ustawą, jest Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie. A ten całkiem niedawno popełnił wyrok, w którym „przyklepał” dowody zebrane jeszcze przed wszczęciem postępowania (IV SA/Wa 2354/22). Co ciekawe, WSA powołał się przy tym na przepis o współdziałaniu organów administracji publicznej, o którym mowa w art. 7b Kpa, cytując tylko pasujący do z góry założonej tezy jego fragment (sic!).

Płonne wydają się też obawy pana prezydenta przed zastosowaniem przez komisję „środków zaradczych”. Komisja nie może skutecznie pozbawić kogoś prawa do posiadania broni lub prawa dostępu do informacji niejawnej, gdyż nie jest organem nadrzędnym wobec tych, które takie uprawnienia nadały. Wątpliwym wydaje się bowiem nałożenie zakazu pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi, o ile nie doszłoby do udowodnienia rażącego naruszenia ustawy o finansach publicznych i to w zakresie wydatkowania znacznych środków pieniężnych.

Zaproponowania przez prezydenta nowelizacja ustawy o komisji do spraw badania wpływów rosyjskich wydaje się być jedynie efektem jego nadgorliwości. Być może jest też efektem „wyrażenia zaniepokojenia” przez Biały Dom, uznawany przez obecną władzę za jej największego sojusznika. Jednakże bez względu na to, czy Sejm prezydenckie propozycje przyjmie, czy też je odrzuci, twierdzę, że jedynym efektem działań komisji będą przedwyborcze polityczne igrzyska.

Radosław Gajda, woj. łódzkie

 

 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do