
Zwycięskie powstanie paryskie, zorganizowane przez francuskie Resistance, trwało sześć dni i przyniosło miastu wyzwolenie. Warszawskie - 63 dni i gdy się kończyło, stolica leżała w gruzach. W czeskiej Pradze powstanie wybuchło dopiero, gdy upadł już Berlin i była to jedna z ostatnich bitew II wojny światowej. We włoskim Neapolu insurekcję wzniecono jeszcze w 1943 roku, potrwała cztery dni i doprowadziła do wyparcia Niemców z miasta.
Naprawdę jednak nie ma żadnego porównania. Tylko w Warszawie walczących wspierali wszyscy mieszkańcy. A spośród ćwierć miliona ofiar śmiertelnych (taką liczbę podaje historyk Norman Davies), 90 proc stanowili cywile. Masakra ludności Woli i Ochoty bez różnicy płci i wieku dokonana przez nazistów i wspierających ich rosyjskojęzycznych kolaborantów to największa zbrodnia w skali całego globalnego konfliktu. Warszawa okazała się też jedyną europejską stolicą podczas II wojny światowej, której mieszkańców w całości wysiedlono. Zaś burzenie miasta przez Niemców przybrało planowy charakter.
Militarnie przeciw Niemcom, politycznie przeciwko sowieckiej dominacji
Pod koniec lipca 1944 r. wojska radzieckie przeszły już Bug. Powiadomiono o ogłoszeniu 22 lipca w Chełmie Manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, stanowiącego namiastkę przyszłego rządu komunistycznego. Jeszcze w tym samym miesiącu PKWN zaczął urzędować w Lublinie. Polska, nominalnie pozostająca sojusznikiem ZSRR od układu gen. Władysława Sikorskiego z sowieckim ambasadorem w Londynie Iwanem Majskim w lipcu 1941 do ujawnienia wiosną 1943 r. zbrodni katyńskiej na naszych oficerach - stać się miała pierwszym państwem koalicji antyhitlerowskiej zajętym przez wojska radzieckie. W Wilnie i wielu innych ośrodkach pozorni wyzwoliciele aresztowali przywódców polskiego antyfaszystowskiego podziemia, ZSRR nie uznawał też przedwojennej granicy a nową wyznaczał na linii Curzona, co oznaczało utratę Lwowa i Wilna. Tajne ustalenia aliantów z konferencji w Teheranie (1943 r.) umieszczały Polskę w strefie wpływów sowieckich pomimo, że szczyciliśmy się najsilniejszym antyhitlerowskim ruchem oporu w okupowanej przez Niemców Europie, a emigracyjny rząd w Londynie pozostawał niezawodnym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, przyszłych zwycięzców II wojny światowej. Ponieśliśmy też największe ofiary w stosunku do liczby ludności w walce z faszyzmem. Celem powstania, wznieconego w Warszawie było ustanowienie tam polskiej władzy. Co postawić miało stalinowskie ZSRR przed faktem dokonanym, zachodnich aliantów skłonić do realizacji podjętych zobowiązań i odwrócić fatalną sekwencję wydarzeń, grożącą trwałą utratą suwerenności i ograniczeniem przyszłego państwa od roli satelity Moskwy.
"31 lipca, kiedy patrol czołgów T-34 widoczny był z Pragi, na wschodnich przedmieściach stolicy, wydawało się, że właściwy moment nadszedł" - przyznaje Norman Davies w "Sercu Europy" [1].
Decyzja za pięć dwunasta
W poniedziałek 31 lipca 1944 r. komendant okręgu Warszawa-Miasto płk. Antoni Chruściel "Monter" pojawił się z godzinnym wyprzedzeniem na umówionej na godz. 18 odprawie sztabowej w konspiracyjnym lokalu przy ul. Pańskiej. W dostępnych powiadomieniach od łączników o ruchach wojsk radzieckich przewijały się już nazwy miast podwarszawskich jak Wołomin czy Radzymin. Dowódca Armii Krajowej gen. Tadeusz Bór-Komorowski uznał, że nastał właściwy moment do rozpoczęcia walki o stolicę. Uzależnił jednak decyzję od zgody Delegata Rządu londyńskiego Na Kraj Jana Stanisława Jankowskiego. Zaś ten zwrócił się do Komorowskiego:
- Dobrze, niech pan zaczyna.
Wtedy, jak opisał prof. Władysław Bartoszewski: "płk. "Monter" skierował do podległych sobie dowódców następujący rozkaz na piśmie:
"Alarm - do rąk własnych! 31 lipca, godz. 19,00.
Nakazuję godzinę "W" dnia 1. sierpnia, godz. 17,00 (..)"
"Rozkaz ten nie mógł dotrzeć tego samego dnia przed godziną policyjną do rąk wszystkich zainteresowanych (..). Łączniczki alarmowe przejęły rozkaz płk. "Montera" 1 sierpnia o godz. 7 rano i ruszyły na miasto (..). We wczesnych godzinach południowych kilka tysięcy osób w Warszawie zajętych było przekazywaniem rozkazu o godzinie "W", przenoszeniem broni i amunicji. Odczuwalne na ulicach podniecenie nadaje miastu wygląd jak gdyby odmłodzony. Nadal piękna pogoda, świeci słońce (..). Tymczasem około godz. 13,30 padają na Żoliborzu pierwsze strzały" [2].
Człowiekiem, który rozpoczął Powstanie Warszawskie okazał się Zdzisław Sierpiński, później krytyk muzyczny. Nie miał wyjścia, bo kiedy prowadził drużynę z transportem broni, ulicą Krasińskiego od strony Powązek nadjechał samochód z niemieckimi żołnierzami. Ich uwagi nie mogli nie zwrócić młodzi ludzie pomimo upału ubrani w płaszcze, bo pod nimi ukrywali pistolety maszynowe. Akowcy nie ponieśli strat w tej pierwszej walce, spłonął za to obrzucony granatami samochód niemiecki.
Inni jednak czekali aż do Godziny "W" czyli siedemnastej, tej o której teraz co roku rozlegają się syreny, upamiętniające Powstanie Warszawskie.
Biało-Czerwona nad miastem po pięciu latach
Pierwszego dnia zdobyto widoczny z daleka najwyższy w Warszawie budynek Prudentialu. co tak wspominał "Kurier z Warszawy" Jan Nowak-Jeziorański: "W pewnym momencie ktoś gwałtownie szarpie mnie za ramię, pokazuje coś ręką wysoko na niebie. Na szczycie "Prudentialu" dumnie i wolno powiewa ogromna flaga biało-czerwona. Przeżywam chwilę gwałtownego wzruszenia. "Prudential" jest obok PAST-y jedynym w Warszawie drapaczem chmur. Flaga musi być widoczna w całym mieście, a także po drugiej stronie Wisły, na Pradze. W godzinę później dowiadujemy się, że flagę zatknął podchorąży "Garbaty" z oddziału "Kiliński" [Jerzy Frymus - przyp. ŁP], ciężko chory gruźlik, który przed kilku dniami wyszedł ze szpitala po odmie płuc. Gdy inni wdzierali się do opustoszałych biur niemieckich, on z flagą pod kurtką i z długim masztem w ręku wdrapał się na szesnaste piętro, wydostał się na dach, pod gęstym obstrzałem niemieckiej załogi z Poczty Głównej zatknął i umocował chorągiew (..)" [3].
Również 1 sierpnia zdobyto Elektrownię na Wybrzeżu Kościuszkowskim oraz nowoczesny budynek Wytwórni Papierów Wartościowych na Nowym Mieście, nie opanowano natomiast mostów ani dzielnicy niemieckiej ze złowrogim gmachem przy al. Szucha.
"Z wieczora i w nocy padał deszcz. Wspominają go wszyscy uczestnicy Powstania. Tej nocy zmarła w szpitaliku polowym przy ul. Polnej Krystyna Krahelska, sanitariuszka dywizjonu "Jeleń", ciężko ranna w godzinie "W" przy opatrywaniu rannego kolegi na Polu Mokotowskim, znana jako autorka pieśni "Hej, chłopcy, bagnet na broń!", pieśni napisanej w styczniu 1943, a przecież charakterystycznej dla Powstania (..). Komenda Główna na Woli pozbawiona była w nocy z 1 na 2 sierpnia łączności radiowej ze światem. W wyniku przykrego zbiegu okoliczności dopiero rankiem zdołano uruchomić radiostację przy ul. Dzielnej. Stamtąd zawiadomiono Londyn o rozpoczętej akcji powstańczej" - tak oddawał klimat pierwszej sierpniowej nocy Władysław Bartoszewski [4]. O kolejnych zaś, pomimo bohaterskiej śmierci Krahelskiej, powstało wiele piosenek.
Siły okazały się jednak nierówne, gdy już postanowiono o wybuchu insurekcji warszawskiej. Jak ocenia Norman Davies: "Konsekwencje decyzji były, w całym tego słowa znaczeniu, tragiczne. W momencie, gdy żołnierze wyciągali karabiny z kryjówek i zbierali się w punktach zbiorczych, Dziewiąta Armia Niemiecka forsowała mosty na Wiśle, aby wszcząć kontratak przeciwko Sowietom. Niemiecki garnizon w Warszawie został wzmocniony dywizją pancerną SS "Viking", pułkiem pancerno-spadochronowej dywizji "Herman Goering", oddziałami policji wojskowej i osławionymi brygadami [Oskara] Dirlewangera i RONA. Siły te, pod dowództwem generała [SS Ericha] von dem Bacha-Zelewskiego, składające się w znacznej części z batalionów karnych, kryminalistów i gotowych na wszystko byłych żołnierzy sowieckich, miały zadać druzgocący cios osamotnionym powstańcom" [5].
Powstańcy warszawscy zajęli jednak dwie trzecie miasta i odnosili realne sukcesy wojskowe, jak zdobycie Pałacu Staszica (11 sierpnia), Ubezpieczalni Społecznej na Solcu (14 sierpnia) oraz komendy policji na Krakowskim Przedmieściu (23 sierpnia).
Ducha warszawiaków umocnił udany szturm na kolejny drapacz chmur, ośmiopiętrową PAST-ę (Polska Akcyjna Telefoniczna), której zdobyciem dowodził Henryk Leliwa-Roycewicz, wcześniej srebrny medalista olimpijski z Berlina (1936 r.) w jeździeckim konkursie drużynowym. A nadzwyczajnie się przy tym odznaczył Bolesław Kontrym-Żmudzin, zamordowany później przez komunistów w czasach stalinowskich.
Nadawało powstańcze radio "Błyskawica", ukazywała się prasa, funkcjonowała poczta polowa, w której roznoszeniu wielką ofiarnością odznaczali się harcerze. Organizowano nawet publiczne projekcje filmów dokumentalnych o Powstaniu.
"Mieliśmy trzy seanse w kinie "Palladium", zajętym przez nas" - opowiadał szef propagandy Powstania, Tadeusz Żenczykowski. "Prezentowaliśmy nasze filmy, nawet udźwiękowione. Wśród nas był niezawodny [Antoni] Bohdziewicz, szef naszych filmowców. On montował film - kronikę wydarzeń z kilku dni. Jednocześnie sam pisał komentarz, który sam odczytywał przez głośnik i nikt się nie orientował, że nie jest to prawdziwy film dźwiękowy. Wydaje mi się, że to był prawdziwy sukces. Na projekcje ściągaliśmy ludzi późnym wieczorem, gdyż baliśmy się, żeby przez agenturę nie dowiedzieli się o tym Niemcy i nie zbombardowali kina. W konserwatorium mieliśmy orkiestrę dętą - raz czy dwa razy nawet występowała" [6].
Walki i codzienność oblężonego miasta a także zbrodnie niemieckie dokumentował na bieżąco fotograf Eugeniusz Lokajski, przed wojną siódmy oszczepnik świata na berlińskiej olimpiadzie. Zginął w zbombardowanej kamienicy przy Marszałkowskiej, dokąd poszedł do zakładu fotograficznego po film do aparatu. Księża udzielali w powstańczej Warszawie ślubów, wtedy właśnie zawarli związek małżeński: Jan Nowak-Jeziorański i łączniczka Jadwiga Wolska ps. "Greta".
Z czasem zaś, jak wspominało z dumą pierwsze z nich, "okres improwizacji mieliśmy już za sobą. Łączność między dzielnicami, z początku oparta na kurierach przedzierających się pod obstrzałem całymi dniami z jednego krańca miasta na drugi została wreszcie usprawniona przez użycie krótkofalówek. Depesza z Kruczej na Moniuszki, dwóch punktów oddalonych o dwa kilometry, szła drogą bardzo okólną, bo przez Londyn. Czasem dwa punkty oddzielone dystansem trzystu metrów porozumiewały się za pośrednictwem odbiorczo- nadawczych stacji pod Londynem. Dwie słabe radiostacje mogły rozmawiać ze sobą tylko przez pośrednika o dużej mocy" [7].
Całe miasto walczyło
Powstanie Warszawskie wedle planów miało trwać kilka dni, jak zaświadczał jego historyk Jan M. Ciechanowski - najdłużej tydzień. To, że utrzymało się przez 63 dni, Warszawa zawdzięcza ofiarności i przedsiębiorczości cywilnych jej mieszkańców. Od początku uczestniczyli w budowaniu barykad, wybijali przejścia w ścianach domów i przez piwnice dla ochrony przed niemieckim ostrzałem. W tych dniach ujawniła się niezwykła wspólnota warszawiaków. Każdy starał się być użyteczny. Bez wahania udzielano pomocy tym, których domy zostały zniszczone.
Z czasem jednak, jak opisuje prof. Wojciech Roszkowski, "(..) pogarszała się nie tylko sytuacja wojskowa, ale i warunki życia w mieście. Pomimo bohaterskich wysiłków i ofiar ludności cywilnej niepokonaną plagą były pożary. Po unieruchomieniu przez Niemców filtrów dawni funkcjonariusze wodociągów otworzyli kilkadziesiąt studni ale wody brakowało coraz dotkliwiej. Szerzył się głód, gdyż w stolicy nie było większych zapasów żywności. Pod koniec walk jedynym pożywieniem żołnierzy i ludności cywilnej była rozgotowana pszenica i jęczmień. Elektryczność dostarczano dość długo, ale po zbombardowaniu elektrowni warszawskiej i zdobyciu Powiśla przez Niemców pozostały jedynie akumulatory ładowane silnikami samochodowymi" [8].
To ludność cywilna doznała najwięcej krzywd od pacyfikujących insurekcję hitlerowców. Jan Kott opisywał w swojej autobiografii: "Zieleniak na Ochocie był największym placem targowym w lewobrzeżnej Warszawie. Niemcy wybrali Zieleniak na pierwszy punkt przeładunkowy, "koncentrak" albo po prostu spęd całej ludności z kolejno oczyszczonych dzielnic południowej Warszawy. Koczowało tam już co najmniej pięć czy sześć tysięcy kobiet, mężczyzn i dzieci (..). Położyliśmy się na gołej ziemi. Była rozmiękła od ciał, które leżały tu przed nami. Z dwóch stron placu stały jeszcze jakieś resztki publicznych szaletów. Nie można było się tam zresztą dostać i wypływał stamtąd coraz szerszy strumień uryny i ekskrementów. Przed wieczorem wjechały na plac dwie ciężarówki z chlebem. Niemcy zostawili je na środku placu. Ludzie rzucili się po chleb. Niemcy oddali dwie salwy (..). Ludzie rozbiegli się w popłochu, ale koło ciężarówek i porzuconych bochni zostały trzy ciała. Zastrzelonych lub stratowanych. Chwilę potem dwóch małych chłopców pobiegło po porzucony chleb. (..) Najgorsze były noce. Pojedynczy żołnierze albo po dwóch wchodzili między leżących, świecili latarkami w twarze i wyciągali młode kobiety. Posmarowałem błotem zmieszanym z krwią twarz, piersi i nogi Anny, aż przylgnęło jak skorupa. W ciągu pierwszej nocy przeszli koło nas dwa razy, ale ją zostawiono" [9] - relacjonował Jan Kott, który w wiele lat po opisywanych wydarzeniach stał się najwybitniejszym specjalistą od twórczości Williama Szekspira na kuli ziemskiej, a w Powstaniu występował jako cywil, bo nie dotarł do niego rozkaz o przystąpieniu Armii Ludowej, do której przynależał, podobnie jak AK do walki z Niemcami w Warszawie. Zresztą młodzież alowska, jeśli wierzyć intelektualiście Kottowi, który przed Powstaniem prowadził dla niej prelekcje w Warszawie, nie różniła się wiele od akowskiej, o czym sam się przekonał w trakcie pogadanek: "(..) bo przecież zdemaskowanie conradowskiej wierności naprawdę miało mówić o AK. Słuchali mnie zresztą z wypiekami i zadawali wcale dorzeczne pytania. Ale moje wywody, że posłuszeństwo prawom historii ważniejsze jest od wierności, nie trafiały im do przekonania. Byli za wiernością i honorem" [10].
Historia okazała się zresztą już wkrótce jak nigdy wcześniej brutalna.
Niemcy wspierani przez kolaborantów z Russkoj Oswoboditielnoj Narodnoj Armii, tłumili Powstanie z niebywałą zaciekłością i okrucieństwem, czego przejawem była rzeź Woli i Ochoty (5-11 sierpnia) i pędzenie cywilów przed czołgami (pierwszy raz 5 sierpnia w natarciu na Krakowskie Przedmieście, Nowy Świat i Świętokrzyską), zabijanie rannych w szpitalach polowych na Długiej i Podwalu oraz podstawienie czołgu-pułapki wypełnionego materiałami wybuchowymi, którego eksplozja na Piwnej spowodowała kilkaset ofiar śmiertelnych.
Warszawa nie otrzymała skutecznej pomocy z zewnątrz ze strony koalicji antyhitlerowskiej. Alianci nie wydali zgody na użycie w tym celu Polskiej Brygady Spadochronowej. Samoloty ze zrzutami startowały z odległego włoskiego Brindisi i musiały przelecieć nad całą okupowaną Europą a straty wśród załóg okazały się ogromne. Generalissimus Josif Stalin nie przystał na lądowanie tych maszyn na lotniskach, którymi dysponowała posuwająca się naprzód armia sowiecka.
47. armia radziecka, w której składzie operowała 1 Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki zdobyła 11 września warszawską Pragę. Żołnierze gen. Zygmunta Berlinga uchwycili od 16 września przyczółki na Wiśle: na Czerniakowie (kościuszkowcy utrzymali go najdłużej, do 22 września), między mostami Poniatowskiego i kolejowym oraz na Żoliborzu. Wojsko polskie, chociaż w mundurach z orłem bez korony, poniosło przy tych akcjach ogromne starty. Zginęło 3,7 tys żołnierzy, których nikt uprzednio nie przeszkolił do walk w mieście. Ich poświęcenie na niewiele się zdało. W praktyce bowiem Stalin wstrzymał ofensywę na linii Wisły i czekał, aż Warszawa się dopali. Kiedy berlingowcy u boku sojuszników weszli wreszcie do stolicy 17 stycznia 1945 r, witały ich tam już wyłącznie gruzy.
Proradziecka Armia Ludowa jednak do Powstania przystąpiła, o czym była już mowa, a członkowie jej sztabu warszawskiego zginęli przy ul. Freta w wyniku niemieckiego bombardowania.
Ochota i Wola upadły 11 sierpnia. Stare Miasto i Sadyba broniły się do 2 września, zaś Powiśle do 6 września. Do 27 września walczył Mokotów, zaś do 30 września Żoliborz. Najdłużej Śródmieście - do 2 października. Rokowania, dotyczące kapitulacji Komenda Główna Armii Krajowej podjęła 30 września, zaś podpisano ją 2 października w sztabie Ericha von dem Bacha w Ożarowie. Większość mieszkańców skierowano do obozu przejściowego w Pruszkowie. Później masowo spotykali się z życzliwością ludności w miastach i wsiach, do których się skierowali. Powstańcom przyznano prawa jeńców, więc trafili do obozów w Niemczech.
Szef propagandy Powstania Tadeusz Żenczykowski znalazł się wtedy w oflagu aż pod Szczecinem, który w lutym kolejnego, już 1945 roku ogarnęli berlingowcy. Ich niższe szarże odnosiły się do powstańców z entuzjastyczną życzliwością. "Sierżant dał nam bryczkę z parą koni i szybko odjechaliśmy. Dojechaliśmy do Jastrowa, było tam zupełnie pusto. Patrzę, z naprzeciwka idzie jakiś pułkownik w polskim mundurze. Podchodzę i melduję się, a on "Szto wy gawaritie?". Dopiero jego oficerowie zaczęli mu tłumaczyć. Znów podszedł do nas jeden z nich i mówi, żebyśmy wiali dalej, bo wkrótce pojawi się tu NKWD" [11]. W taki sposób zaprezentowała się niedawnym bohaterom nowa Polska i to na mających niebawem stanowić przedmiot zasłużonej dumy Ziemiach Odzyskanych.
Pamięć i strata
Wśród 250 tys ofiar śmiertelnych Powstania Warszawskiego znaleźli się wybitni ludzie kultury, jak młody poeta Krzysztof Kamil Baczyński, który zginął z bronią w ręku w Pałacu Blanka trafiony przez niemieckiego snajpera a także 59-letni prozaik, autor "Piłsudczyków" i "Generała Barcza" Juliusz Kaden-Bandrowski, zmarły na Ochocie z ran od wybuchu granatu. Wraz z domami warszawiaków i najcenniejszymi zabytkami sprzed wieków spłonęły muzea, biblioteki, archiwa i liczne dzieła sztuki.
Powstanie Warszawskie przeorało polską świadomość tak głęboko, jak żadne inne wydarzenie najnowszej historii. Coroczne spotkania na grobach jego ofiar na Powązkach 1 sierpnia odbywały się tłumnie zarówno w czasach stalinowskich, kiedy oficjalna propaganda głosiła, że Powstanie wywołała "zbrodnicza klika reakcjonistów polskich z Londynu", jak w okresie stanu wojennego, gdy rocznicowa refleksja służyła również podtrzymywaniu bieżącego oporu przeciwko komunistycznej władzy. Ta ostatnia na budowę pomnika zdobyła się dopiero u schyłku swojego panowania, stawiając go zresztą "Bohaterom Powstania Warszawskiego" z uzasadnieniem, że nie zamierza czcić zamiarów, jakie legły u podstaw jego wybuchu: monument odsłonięto wreszcie już po wyborach czerwcowych w 1989 r..
Dziś już nie spory o sens Powstania określają jego znaczenie dla tożsamości Polaków. Zwłaszcza, że tegoroczne obchody to ostatnia okrągła rocznica z udziałem jego uczestników. Jak pisał bowiem w drugim obiegu jeszcze w latach 80. Tomasz Jastrun, syn bohaterki Powstania, też poetki Mieczysławy Buczkówny: "Armia Krajowa / odchodzi / Nie w boju / Na raka i wieńcowe choroby".
Dlatego tak ważne okazuje się, by żyjący powstańcy pozostawali głównymi bohaterami wszelkich związanych z tym wydarzeniem uroczystości.
Relacjonując dla Wiadomości TVP obchody 50. rocznicy insurekcji zapamiętałem, jak w 35-stopniowy upał sierpniowy na placu Piłsudskiego mdleli jeden po drugim dwudziestoletni żołnierze z doborowej kompanii honorowej, a powstańcy trwali nieugięcie pod sztandarami ich dawnych zgrupowań. Niektórzy przylecieli aż z Australii i po raz pierwszy od wojny byli w Polsce, jak muzyk z filharmonii, z którym miałem zaszczyt rozmawiać przed kamerą o jego dawnej akowskiej służbie. Przy okazji tego złotego powstańczego jubileuszu rejestrowałem też dla wydań o 19,30 wypowiedzi legendarnych postaci, jak Kazimierz Leski ps. "Bradl" czy Zofia Korbońska. Ale również łączniczki, która już po nagraniu parokrotnie nalegała, aby w telewizyjnej wizytówce umieścić koniecznie jej pełny pseudonim: "Iśka Szczeniak", bo była najmłodsza w plutonie. Wtedy nawet dzieci walczyły.
Mijają lata, kult należny bohaterom trwa, pozostaje zasłużony ale i powszechnie zrozumiały.
Każde dziecko w Warszawie wie, co oznaczają daty 1 sierpnia, Godzina W i syreny rozlegające się o piątej po południu. Zaś doświadczenie Ukrainy i pomoc udzielana uchodźcom stamtąd w niezwykły sposób przyczyniają się do aktualizacji i ożywienia naszej własnej pamięci historycznej.
Łukasz Perzyna
[1] Norman Davies. Serce Europy. Aneks, Londyn 1995, s 86
[2] Władysław Bartoszewski. Dni walczącej Warszawy. Krąg, Warszawa 1984, s. 12-13
[3] Jan Nowak Jeziorański. Kurier z Warszawy. Wydawnictwo Znak, Kraków 1993, s. 327
[4] Bartoszewski, op. cit. s. 18-19
[5] Davies, op. cit, s. 86
[6] Krzysztof Turkowski rozmawia z Tadeuszem Żenczykowskim. "Opinia" nr XXXVII (135), wydanie specjalne 2022, s. 232
[7] Nowak Jeziorański, op. cit, s. 344
[8] Andrzej Albert [Wojciech Roszkowski]. Najnowsza historia Polski 1918-1980. Polonia, Londyn 1989, s. s. 444
[9] Jan Kott. Przyczynek do autobiografii. Aneks, Londyn 1990, s. 76-77
[10] Kott, op. cit, s. 113
[11] Krzysztof Turkowski rozmawia z Tadeuszem Żenczykowskim... op. cit, s. 236-237
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie