
A gdyby tak….
Świat reklamy i codziennego przekazu niesie piękne hasła związane z koniecznością popularyzacji zdrowego trybu życia, pełnego aktywności fizycznej. Grupą najczęściej pokazywaną na pojawiających się przy tym fakcie obrazach są dzieci. To przecież oczywiste, że najładniejsze hasła dobrze się komponują w otoczeniu zadowolonych i uśmiechniętych, a przy tym dobrze skadrowanych oraz oświetlonych dziecięcych twarzy. Nasza nadzieja i chluba. Achom i ochom nie ma końca. Z tym, że jak spojrzymy na rzeczywistość oddolnie prowadzonej promocji powszechnej aktywności, to już te obrazki aż tak okazale nie wyglądają.
Powiecie - się uczepił i szuka problemu. Mamy przecież tyle ciekawych inicjatyw prowadzonych dla dzieci i dających im szansę zaszczepienia sportu jako pasji oraz celu życia. Słusznie. Może i się czepiam, ale dajcie szansę na krótką argumentację, za którą z góry przepraszam trenerów/nauczycieli szkół o profilu sportowym, bo personalnie nie mam do ich działalności uwag. Będę raczej pił do organizatorów rozgrywek międzyszkolnych, tych zespołowych, biorąc za przykład sytuację w piłce nożnej, choć podobne głosy płyną również z innych dyscyplin.
Ze względu na powszechną i szeroko zakrojoną promocję trwających obecnie rozgrywek turnieju o dźwięcznym haśle tytułowym „Z podwórka na stadion” oraz trwających zawodów międzyszkolnych w piłkę nożną, jestem pełen podziwu dla ich organizatorów, że dopuścili możliwość udziału zawodników, pardon uczniów, szkół mistrzostwa sportowego i innych klas dedykowanych klubom sportowym (dalej w skrócie: SMS), których reprezentanci stanowią drużyny ligowe toczące swoje boje na boiskach piłkarskich w ramach rozgrywek OZPN.
Odczuwam dyskomfort związany z faktem, iż drużyny ze szkół tzw. „zwyczajnych” na starcie są już na przegranej pozycji, gdyż szans rywalizacji z taką wspomnianą wyżej drużyną nie mają. Jestem sobie wstanie wyobrazić nauczyciela wychowania fizycznego, którego uczniowie zebrani naprędce z kilku klas mieszczących się w danym roczniku na co dzień najlepiej prezentują się na lekcjach, wierzącego w głoszone piarowe hasła, mającego serce na dłoni dla tych dzieci. Jego podopiecznych, którzy swój zespół tworzą w trzech czwartych z osób trenujących w jakiś klubach przy udziale reszty chcących przeżyć przygodę związaną z pięknie opakowanymi rozgrywkami. Podczas eliminacji prędzej czy później trafiają na zespół, któregoś z SMSów. Zanim się ustawią na boisku, to już przegrywają kilkoma bramkami. Później na koniec jednostronnego spotkania wyrażają zadowolenie, że przecież dostali tylko kilka bramek, więc dobrze im poszło. Oczywiście chwała im za to, że w ogóle podjęli walkę. Tylko czy takie rozgrywki wpływają na rozwój chęci wśród dzieci?! W mojej ocenie są wręcz odpychające.
Oczywiście to jest turniej i wygrywać ma najlepszy z najlepszych. Prezentowany jest wysoki poziom sportowy – trener w SMSie ma swoje zespoły pod opieką codziennie i w szkole oraz na ligowych boiskach. Gra tymi dzieciakami regularnie w licealiadzie, niekiedy nawet walcząc - jak w przypadku jednej ze szkół - o awans do 4 ligi seniorskiej (wiem, bo się na swojej stronie facebookowej pochwalili).
Regulamin wspomnianych zawodów nie zabrania takich praktyk, ale czy tak właśnie powinna wyglądać promocja sportu powszechnego? A gdyby tak zrobić osobne dodatkowe rozgrywki wyłącznie dla takich SMSów, by rywalizowały ze sobą, a rzeczywiście turniej, który w nazwie ma wskazywać perspektywę z podwórka na stadion pozostawić pozostałym zespołom. Może warto pomyśleć o ograniczeniu w zgłoszeniu drużyn do kilku uczniów będących zawodnikami jednego klubu np. 3-4. Wtedy poziom pewnie byłby niższy i mniej widowiskowy, ale na pewno byłby zachętą dla dzieci mniej regularnych niż SMSowe. Może za dużo wymagam, może też mam utopijne wizje. To już oceńcie państwo sami. Jednak na miejscu organizatorów rozgrywek zastanowiłbym się, jak dać szansę tym, którzy tej szansy nie mają już na starcie rozgrywek, jakie taką szansę właśnie z choćby marketingowego założenia miałyby im dać.
Marcin Zalewski
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Regulamin "z podwórka na stadion..." nie reguluje kto ma grać ale regulamin ligi OZPN zabrania uczestnictwa zawodnikom tej ligi w tym turnieju. Jeżeli grają oni w turnieju to prawdopodobnie nie grają jeszcze w lidze z kolegami za szkoły. Nie można ich dyskryminować tylko dlatego, że są lepsi. Podobnie jak nie powinno się dyskryminować w organizacji kogoś kto ma inne, poparte argumentami zdanie i nie ma w sobie nienawiści do innych.
Jeśli rzeczywiście w przepisach OZPN jest zapis o braku możliwości łączenia udziału w innych zawodach to jednak jest to martwy przepis. Nie widzę problemu w samym łączeniu udziału, ale jak wspomniałem o pewne ograniczenie ilości zawodników jedynie ze względu na zakładany, przynajmniej marketingowo, charakter imprezy jako popularyzacja sportu powszechnego. Zespół złożony z dzieci trenujących w różnych klubach rzadko będzie mógł sprostać zespołowi, który trenuje na co dzień w takim składzie i regularnie gra mecze ligowe. Nie chodzi o dyskryminację, a jedynie o uczciwe postawienie sprawy: zależy nam na popularyzacji sportu wśród najmłodszych to zadbajmy o takie szczegóły, gdyż dziś jedynie przekonujemy tych przekonanych i raczej w nikłym procencie zyskujemy kolejne osoby, które w młodym wieku przekonują się do aktywności fizycznej.
To nie jest martwy przepis. Nie grają meczów ligowych tylko trenują z tymi którzy grają. Faktycznie mają łatwiej ale nie da się tego usankcjonować. A co z tymi którzy trenują prywatnie? Z doświadczenia wiem że w tym wieku dzieci dobrze się bawią grając nawet jak przegrywają a to rodzice wymagają od nich zbyt dużo bo mają niespełnione ambicje;).
Jeżeli jednak dzieci (lub rodzice) oszukuja i trenują w ligach to trzeba to zgłosić do OZPN bo wtedy turniej amatorski nie ma sensu.
Tego typu turnieje mają popularyzować sport a jeżeli miejsca w drużynie szkolnej zajmują dzieci które i tak trenują co najmniej 2 razy w tygodniu w klubie to turniej zaspokaja tylko żądzę rywalizacji rodziców.