
W tych wyborach nie wyłaniamy wprawdzie żadnej władzy w kraju, decydujemy za to o jakości polskiej reprezentacji w zjednoczonej Europie. Nowa kadencja Parlamentu Europejskiego nie będzie przypominać poprzednich. Deputowani staną przed wyzwaniem powstrzymania ekspansji wschodnich dyktatur i ochrony demokracji, która od 1989 roku - również za sprawą Polski, zgodnie z werdyktem naszego społeczeństwa w historycznym dniu 4 Czerwca - odnosi sukcesy w Europie. Kartkę do urny warto więc wrzucić po to, by wskazać tych, co trudnemu zadaniu podołają.
Kartka wyborcza: nasz certyfikat bezpieczeństwa i broń przeciwko dyktatorom
Chodzi o bezpieczeństwo nas wszystkich, a nie abstrakcyjne wartości czy slogany. Nie znamy jeszcze wyniku prezydenckich wyborów w Stanach Zjednoczonych jesienią br, co więcej - nie mamy żadnego wpływu na to, kto w USA zostanie prezydentem. Za to mamy wpływ na skład Parlamentu Europejskiego, który w razie zwycięstwa niekorzystnej dla nas tendencji izolacjonistycznej za Oceanem, stanie być może przed koniecznością stworzenia zrębów do szybkiej budowy skutecznego systemu bezpieczeństwa. Dla Polski - wystarczy rzut oka na mapę i przekazy informacyjnych stacji na telewizyjnym ekranie - ma to zasadnicze znaczenie.
Przywołanie akurat czerwcowej daty już w tytule może się wydać ryzykownym zabiegiem, skoro artykuł ma do głosowania zachęcać. Nie jest jednak dziełem przypadku. Porównania z 4 czerwca 1989 r. nie ma powodu się obawiać. Jak podkreśla socjolog dr Andrzej Anusz, wynik wyborów za sprawą determinacji społeczeństwa okazał się tak jednoznaczny, że zarazem nieodwracalny, wbrew wszelkim kontraktom [1] Wtedy Polacy, wykreślając z kart wyborczych kandydatów PZPR, pośrednio opowiedzieli się również za nową geopolityką: zniesieniem sławetnej "żelaznej kurtyny" i odejściem Polski z radzieckiej strefy wpływów. W trakcie wydarzeń, przez ich pokojowy i roztropny werdykt zapoczątkowanych, w dwa i pół roku nie tylko rozleciała się kurtyna, na wyrost, jak się okazało, nazywana żelazną, ale przestały istnieć oba więzienia narodów: Układ Warszawski i Związek Radziecki, zaś w Polsce przeprowadzono kolejne wybory już nie ograniczone żadnym kontraktem, lecz w pełni wolne, z których pierwszymi - co nie jest dziełem przypadku - okazały się samorządowe z 27 maja 1990 r. Budowę demokracji zaczęliśmy od podstaw, tak jak wznoszenie domu rozpoczyna się od fundamentów. .
Politycy przed każdymi wyborami przekonują nas, że właśnie te najbliższe są najważniejsze. Nie zawsze mamy powód, żeby im wierzyć. Taka argumentacja pozostaje bowiem wpisana w technologię kampanii wyborczej. Tym razem jednak sami i bez ich podszeptów wiemy, że nie są to wybory jak każde inne. Trwająca od 24 lutego 2022 r. "gorąca wojna" zapoczątkowana wtedy kremlowską agresją na przyjazną nam i bliską Ukrainę oraz napór najemników białoruskiej dyktatury przedstawianych jako imigranci na polską granicę wschodnią dowodzą, że polityki nie warto już postrzegać w kategoriach gry, lecz raczej przetrwania, które pozostaje warunkiem przyszłego rozwoju i dobrobytu.
O ważności Unii Europejskiej a także jej parlamentu świadczy dobitnie fakt, że ponad pół wieku od powołania europejskiej wspólnoty nasi ukraińscy sąsiedzi nie wahają się ryzykować życiem nie tylko w imię niepodległości ojczyzny, jak wiele razy w historii bywało, ale również za prawo przyszłej obecności w Zjednoczonej Europie. Aneksja Krymu i wojna w Donbasie stanowiły przecież złowrogą odpowiedź Władimira Putina na objawione w trakcie Euromajdanu aspiracje Ukraińców do członkostwa w Unii.
Skoro inni dla obecności w Zjednoczonej Europie narażają życie, zagrzewanie do udziału w wyborach i oddania ważnego głosu w warunkach pokoju i demokracji nie wydaje się chyba apelem przesadnym.
Zwłaszcza, że tylko w toku dobiegającej końca pięcioletniej kadencji europarlamentu, przyszło nam stawić czoła problemom, w odróżnieniu od obcego naporu czy wojny hybrydowej prowadzonej przez dyktatury przeciw demokracjom, nie wynikającym bezpośrednio z ludzkiej woli. Niedawna groza pandemii, trapiącej nas i nękającej przez długie miesiące, zachęca do wspólnego stawiania czoła zagrożeniom. Również tym, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć. To rzeczywisty cel europejskiej wspólnoty, a nie wyznaczanie krzywizny banana czy zaliczanie marchwi do owoców, co zdarzało się eurokratom. Podobne bardziej zasmucające niż zabawne przykłady dowodzą, że nie jest obojętne, kto zasiada w europejskich instytucjach i urzędach. Wpływ na to ma wspólny parlament z Brukseli i Strasburga. Zaś my w najbliższą niedzielę 9 czerwca możemy skorzystać z naszego obywatelskiego prawa do głosowania po to, żeby z kolei mieć wpływ na jego kształt. To wyśmienita okazja, żeby wskazać najlepszych. Takich, dzięki którym Europa uniknie zagrożeń ale i śmieszności, również uwiądu i rozpadu. Tylko otworzy się na kolejne rozszerzenia, podobne temu, na którym przed dwudziestu laty skorzystała cała Polska szczególnie w codziennej praktyce pracy dobrych gospodarzy Małych Ojczyzn, samorządów stanowiących tę władzę, która pozostaje ludziom najbliższa i jak zaświadczają badania opinii publicznej okazuje się też najkorzystniej przez samych obywateli oceniana.
Środowiska niezależnych samorządowców uważają każde powszechne głosowanie za okazję do korzystania z obywatelskiego prawa kształtowania życia politycznego. Wywodząca się z regionalnych i lokalnych społeczności Małych Ojczyzn, Mazowiecka Wspólnota Samorządowa zawsze zachęca do głosowania w każdych wyborach. Również w tych, w których nie zgłasza własnych kandydatów ani nie popiera cudzych. Tak jest również w przededniu wyborów europejskich. Samorządowcy niezależni uznają masowe głosowanie za niezbędny warunek sprawnego funkcjonowania demokracji, którą na szczeblu lokalnym budowali i konsekwentnie współtworzą.
Pamiętajmy o 15 października? Spróbujmy raz jeszcze
Polacy, którzy dumni są z masowego udziału ich rodaków w wyborach z 15 października ub. r. kiedy to frekwencja (74 proc) okazała się najwyższa od ponad stulecia, bo więcej obywateli wzięło udział tylko w pierwszym po odzyskaniu niepodległości głosowaniu powszechnym z 26 stycznia 1919 r. mają okazję, żeby potwierdzić, że imponujące zaangażowanie z ubiegłego roku nie okazało się tylko jednorazowym zrywem. I zapoczątkowało trwałą tendencję pokazującą, że Polacy chcą mieć wpływ na życie publiczne w kraju. To od 15 października 2023 r. Polska postrzegana jest bez porównania lepiej niż przedtem przez społeczeństwa pozostałych krajów Zjednoczonej Europy.
Również wszyscy ci, którzy uznają, że zwycięzcą ubiegłorocznych wyborów parlamentarnych zostało Prawo i Sprawiedliwość, więc krajem powinien nadal rządzić gabinet Mateusza Morawieckiego, a czas rządów PiS (2015-23, a wcześniej także 2005-7) uważają za korzystny dla rozwoju Polski - mają powód, żeby pójść na głosowanie. Po to, żeby bliskie im poglądy reprezentowane były w europarlamencie. Wierny wyborca PiS zdaje sobie sprawę, że pięknej "Ody do radości" granej bez końca w tej kampanii w stacjach telewizyjnych, którym nie ufa, nie wymyślili eurokraci. Napisał ją zainspirowany poematem Fryderyka Schillera wielki Ludwig van Beethoven, by symbolizowała wspólne ludzkie marzenia. Gdy nie było jeszcze tak natrętnych w swoim topornym przekazie telewizji 24-godzinnych ani nawet radia. Jednak to nie dla mediów głównego nurtu, którym nie wierzymy, warto się udać na wybory.
Nie dla polityków idziemy na wybory
Nie głosujemy dla polityków. Warto to mieć na uwadze, nawet jeśli uznajemy, że w tej kampanii się nie popisali, nie powiedzieli nam niczego, czegośmy od nich nie słyszeli już przedtem. Nie udajemy się do punktów wyborczych również dla Unii Europejskiej, której wspólne działania w ostatnich latach mamy prawo uznać za niewystarczające, choćby w kwestii pomocy wojennym uchodźcom ukraińskim: w tym wypadku eurokratów skutecznie wyręczyło społeczeństwo polskie, masowo udzielając humanitarnej pomocy pokrzywdzonym sąsiadom, zgodnie z dwoma staropolskimi zasadami: "Gość w dom, Bóg w dom" i "Za wolność naszą i waszą". Jeśli ktoś chce Unię naprawiać - narzędziem do realizacji tego celu okazuje się również kartka wyborcza.
Dwadzieścia jeden lat temu skorzystaliśmy z niej w referendum akcesyjnym. Przez 20 lat naszej obecności w Unii Europejskiej, podwoił się produkt krajowy brutto Polski. I napłynęła do nas z UE równowartość biliona złotych. Szybciej od nas na kontynencie rozwijają się wyłącznie Irlandia i maleńka Malta [2].
Głosujemy dla siebie. Po to, żeby polska ekipa w Parlamencie Europejskim składała się z przedstawicieli silnych mocą naszych głosów i dobrze tam nasz interes reprezentowała.
[1] Pokojowy przełom dał rewolucyjną zmianę. Rozmowa z drem Andrzejem Anuszem mws.org.pl z 4 czerwca 2024
[2] por. Jakub Ceglarz. Te wykresy otwierają oczy. Tak Polska zmieniła się przez 20 lat w UE. Business Insider businessinsider.com.pl z 2 maja 2024
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie