
Władze Warszawy "zapomniały" o upamiętnieniun miejsca narodzin Polskiego Państwa Podziemnego, miejsca narodzin Armii Krajowej i miejsca z którego kierowano obroną stolicy w 1939 r. Nawet w obliczu wyborów nie pomyślano o tym by utrwalić to miejsce w przestrzeni publicznej, by trwało w świadomości kolejnych pokoleń. Znowu, naszym obywatelskim głosem, musimy dopominać się o to, co władze Warszawy winny uczynić bez takich przypomnień.
26 września 1939 r. wojska polskie walczą już 9-ty dzień na dwóch frontach. Gen. Władysław Anders dowodząc resztkami zgrupowań Wileńskiej, Nowogródzkiej i Kresowej Brygady Kawalerii wycofując się na Węgry walczy pod Broszkami i Morawcami jednocześnie z oddziałami niemieckimi i sowieckimi, co najlepiej pokazuje tragizm ówczesnej sytuacji.
W tym samym dniu w Warszawie od świtu dwie armie niemieckie oblegające stolicę rozpoczęły generalny szturm przełamując polską obronę na Mokotowie i zdobywając Fort Mokotów oraz Fort Legionów, a na Czerniakowie - Fort Czerniakowski. W Dowództwie Obrony Warszawy zaczęto rozważać kapitulację.
Po popołudniu w sztabie polskiej obrony - w gmachu PKO u zbiegu ulic Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej - odbyła się narada wojenna. Obecni byli m. in. dowódca Armii "Warszawa" gen. Rómmel, jego zastępca gen. Kutrzeba, prezydent Starzyński oraz szef propagandy płk Lipiński. Zapadła wówczas decyzja o kapitulacji Warszawy. Zanim jednak to nastąpiło, tuż przed zachodem słońca, około godz. 18.00 – na znajdującym się pod ostrzałem Polu Mokotowskim - wylądował na zrytym od bomb prowizorycznym lotnisku najnowszy (jeden z dwóch prototypów) polski samolot PZL.P-46 "Sum", uszkadzając podwozie. Dopiero po wylądowaniu okazało się, iż „Sum” został porwany przez polskich oficerów z rumuńskiego lotniska w Bukareszcie, gdzie był wraz z nimi internowany.
Ten brawurowy wyczyn miał miejsce w porozumieniu z Naczelnym Wodzem Wojska Polskiego internowanym od 17 września w Rumunii marszałkiem Edwardem Rydzem-Śmigłym. Pod pretekstem odprowadzenia samolotu na fabryczne lotnisko rumuńskiej wytwórni lotniczej IAR w Braszowie, pilot inż. Stanisław Riess wraz z mjr. piechoty Edmundem Galinatem oraz strzelcem pokładowymi kpr. W. Urbanowiczem i kpr. W. Hadziewiczem porwali „Suma” i polecieli w ostatnią misję do oblężonej Warszawy.
Znajdujący się na pokładzie mjr Galinat był osobą barwną i nietuzinkową. On też miał do odegrania w tej wyprawie najważniejszą rolę. Marszałek Rydz Śmigły przygotowywał go do niej od dawna. Wkrótce po awansie na stopień majora w 1936 r. Galinat został przeniesiony w stan spoczynku i w tym samym roku 1937 objął stanowisko szefa Związku Młodej Polski (później przemianowanej na Służbę Młodych), będącej młodzieżówką rządzącej partii – Obozu Zjednoczenia Narodowego. Na kilka miesięcy przed wybuchem wojny w 1939 roku, na zlecenie marsz. Rydza-Śmigłego, mjr. Galinat prowadził badania nad przygotowaniem planów dywersyjnych o charakterze partyzanckim, na zapleczu wroga (głównie na terenie Pomorza) na wypadek wojny z Niemcami. Po jej wybuchu we wrześniu 1939 roku został wyznaczony przez marsz. Śmigłego-Rydza do kontynuowania tych prac już jako komendant główny projektowanej organizacji konspiracyjnej do walki podziemnej z Niemcami.
Z takim też zadaniem udał się na lotnisko w Bukareszcie z ostatnim rozkazem Naczelnego Wodza. Ten rozkaz to wypełnienie zadania do jakiego mjr Galinat był przygotowywany przed wybuchem wojny.
Rozkaz brzmiał:
"Posyłam majora Galinata do Warszawy z zadaniem powołania do życia polskiej organizacji podziemnej do walki z Niemcami. Obejmie on w niej dowództwo i kierownictwo. Naczelny Wódz Marszałek Rydz-Śmigły 26 IX 1939"
Na wszelki wypadek jednak mjr Galinat zaopatrzony również został w podpisany in blanco rozkaz o mianowaniu pierwszego dowódcy konspiracyjnych sił zbrojnych Polskiego Państwa Podziemnego. Jej celem miała być kontynuacja walki z okupantami na terenie kraju.
Wkrótce po wylądowaniu w oblężonej Warszawie, mjr Galinat udał się do zgromadzonych w podziemiach centrali PKO na Świętokrzyskiej – pełniącej od 20 września rolę sztabu obrony Warszawy – dowódców na czele z gen. Rómlem. Byli już oni po wcześniejszej naradzie z udziałem prezydenta Warszawy Stefanem Starzyńskim, podczas której – dosłownie godzinę wcześniej - zapadła decyzja o kapitulacji stolicy. Był więc to ostatni moment na podjęcie decyzji o zawiązaniu konspiracji.
Podczas zaimprowizowanej narady z udziałem obecnego w Warszawie od 20 września dowódcy grupy operacyjnej Armii „Pomorze” gen. Michałem Karaszewicz-Tokarzewskim (będącym wówczas zastępcą gen. Rómla) podjęto decyzję, iż to właśnie on zostanie nowym dowódcą tworzącej się konspiracyjnej armii polskiej. Nowo powołana organizacja przyjęła nazwę Służby Zwycięstwu Polski, a mjr Galinat podporządkował się wyznaczonemu dowódcy.
Jeszcze przed poddaniem Warszawy Niemcom, prezydent Warszawy Stefan Starzyński przekazuje na potrzeby budowania struktur Państwa Podziemnego 350 tys. zł. Z kasy wojskowej zaś gen. Rómel dodaje kwotę 750 tys. złotych oraz dokument w którym stwierdzał: "Dane mi przez Naczelnego Wodza w porozumieniu z Rządem pełnomocnictwo dowodzenia w wojnie z najazdem na całym obszarze Państwa przekazuję gen. bryg. Michałowi Tadeuszowi Tokarzewskiemu-Karaszewiczowi z zadaniem prowadzenia dalszej walki o utrzymanie niepodległości i całości granic - J. Rómmel, gen. dyw.". Zaprzysiężono pierwszą grupę kilkunastu oficerów tworzących przyszłe dowództw Służby Zwycięstwu Polsce przemianowanej dwa miesiące później na Związek Walki Zbrojnej, a 14 lutego 1942 roku na Armię Krajową. Jednym z pierwszych zaprzysiężonych oficerów był szef sztabu SZP płk Stefan Rowecki PS. „Rakoń”, późniejszy legendarny dowódca AK gen. Stefan Rowecki „Grot”.
Jeszcze tego samego wieczora - po wyżej opisanych wydażeniach - samolot PZL.46 „Sum” został naprawiony i z tą samą załogą , ale bez mjra Galinata (którego zastąpił kpr. pil. I. Radzimiński) wystartował 27 września z Warszawy i odleciał w kierunku Litwy. Do Kowna dotarł po 1,5 godziny lotu. Później załoga przedostała się na Zachód, gdzie zameldowała się w Sztabie Naczelnego Wodza odradzających się Polskich Sił Zbrojnych. Ostatni rozkaz Marszałka Śmigłego został wykonany.
* * *
Dziś miejsce w którym zapadła decyzja o tworzeniu Polski Podziemnej nie jest w żaden sposób oznakowane. Można by rzec, że jest zapomniane. To plac budowy wejścia do metra tzw. stacji C11-Świętokrzyska (róg Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej). To właśnie w tym miejscy stał przed wojną dopiero co wzniesiony wówczas nowy budynek centrali PKO. Zniszczony podczas Powstania Warszawskiego ostatecznie rozebrany został na początku lat 60-tych. W jego miejscu powstał „Sezam” a później dobudowany McDonald’s oraz pozostał kawałek wolnego placu z zachowanymi do niedawna piwnicami w których mieścił się klub „Undegrund” - zamknięty w 2012. W tym samym roku podczas prac ziemnych znaleziono w tym miejscu 250 kilogramowy niewypał z lat wojny. Prace w tym miejscu wciąż trwają, a zaaferowani budowniczy ponaglani przez włądze miasta by zdążyć przed wyborami i ogłosić „sukces” jak zwykle "zapomnieli" o utrwaleniu naszego historycznego dziedzictwa i ufundowaniu choćby symbolicznej płyty pamiątkowej przy wejściu do metra, iż w tym to właśnie miejscu 27 września 1939 r. zaczęto tworzyć Polskie Państwo Podziemne. Obywatele Warszawy nie mogą jednak zapomnieć o swym dumnym dziedzictwie. Dopominajmy się o takie upamiętnienie tego miejsca. Zmieniajmy Warszawę na lepsze!
Arkadiusz Urban
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ale to, że obecne władze Warszawy zapominają o upamiętnianiu takich miejsc, zdarzeń świadczy tylko o tym, co dla nich jest bądź nie jest ważne. Cieszy mnie w zasadzie to, że są jeszcze osoby/ugrupowania jak MWS, które nigdy nie zapomną...
Nie zapomną bo tradycja i pamięć dla MWS to sprawa nadrzędna.