M. Zalewski: Żeby im się tak chciało, jak im się nie chce

MWS
30/06/2023 04:24

Żeby im się tak chciało, jak im się nie chce

Reklama

Nieco ponad tydzień temu byliśmy świadkami jednej z największych wpadek w historii występów reprezentacji Polski w piłkę kopaną. Porażka z bardzo nisko notowaną Mołdawią uruchomiła lawinę krytycznych komentarzy wobec… No właśnie, wobec kogo? W pierwszym momencie media rzuciły się na selekcjonera. Do tego wątku chciałbym jednak wrócić za chwilę, bo wymaga skupienia większej uwagi na tej kwestii. W drugim rzucie komunikatów medialnych na pierwszy plan wysunęli się „wielcy” nieobecni informując, co robili w trakcie meczu, czyli np. Grzegorz Krychowiak, bo przecież mogli zagwarantować, że taka „kiszonka”, jaka miała miejsce, nigdy by się nie wydarzyła. Trzeci plan to już sami aktorzy bitwy o Kiszyniów. Ten, co się odważył i wyszedł do mediów, rzucał zwyczajowe hasła, że „nie wiemy co się stało”, „wyjdziemy mocniejsi”, „zawsze się podnosiliśmy i teraz też to zrobimy”. Taki standardzik napisany w podręczniku dla PR-owca.

Co tak naprawdę się wydarzyło w ów wtorkowy,przedwakacyjny wieczór? Jak to się stało, że grupa zawodników odnoszących sukcesy na niwie rozgrywek klubowych przestaje potrafić grać w piłkę chwilę po tym, jak założy trykot z orzełkiem na piersi? Czy rzeczywiście tak utytułowany selekcjoner, jakim jest Santos, nie  chce, bądź nie potrafi ustawić zespołu?

Śmiem twierdzić, że jak nie wiadomo o co chodzi,to chodzi o pieniądze. Wiele osób już pisało i wygłaszało swoje przemyślenia na temat opłacalności gry w kadrze narodowej. Ten obowiązek kadrowy (bo przecież nikt dobrowolnie nie rezygnuje z powołania chyba, że jego kariera zawodnicza już się kończy) jest w porównaniu do klubowych apanaży mało opłacalny. Jeszcze kontuzję można złapać i wypaść na dłuższy czas z możliwości grania w klubie. Oczywiście dla zwykłego Kowalskiego pieniądze i kwoty, jakie krążą wokół kadry, są niebotycznie wysokie, jednak w porównaniu z klubowymi kontaktami są nikłe. I jak tu sprawić żeby powołanym zawodnikom się chciało chcieć. Dlaczego twierdzę, że wola ma tu kluczowe znaczenie. Wydarzenia z meczu z Mołdawią unaoczniły brak chęci do walki o zwycięstwo, którą aż nadto wykazywał przeciwnik - do czego oczywiście został zaproszony, ale to nieistotne.

Porażka z Mołdawią to trzy wielbłądy indywidualne. Najpierw strata w środku pola przez „młodego perspektywicznego” świeżo koronowanego mistrza Włoch z Napoli Piotra Zielińskiego. Szczerze mówiąc o samą stratę nie mam pretensji, bo zawsze pojedynek można przegrać. Jednak jego zachowanie po narażeniu na utratę bramki było karygodne. Przede wszystkim „Zielu” nie zrobił nic, by zatrzymać Mołdawianina. Jest kilka sposobów mniej lub bardziej fair, ale z racji, że nie miał kartki na swoim koncie mógł dowolnie próbować przerwać kontrę przeciwnika. Nie zrobił nic. Odpuścił. Nie ruszył za przeciwnikiem. Jedynie spacerkiem skierował swoje ciało w stronę pola karnego. Druga sytuacja i bramka dla Mołdawian również wynikała z ciekawego rozwiązania sytuacji. Z sobie jedynie wiadomych powodów Tomasz Kędziora,zawodnik PAOKu Saloniki, zagrał piłkę z prawego sektora boiska do środka, idealnie przekazując futbolówkę przeciwnikowi, który podobnie jak przy pierwszej bramkowej sytuacji nie musiał się wiele natrudzić, żeby bramkę zdobyć. Trzecia sytuacja zaczęła się od zbyt słabego piąstkowania piłki przez Wojciecha Szczęsnego, piłkarza Juventusu Turyn, jedynki reprezentacji, bohatera meczu sparingowego sprzed kilku dni z Niemcami. I znów nie o samo piąstkowanie idzie, bo mogło nie wyjść, ale już powód, dlaczego nie wrócił do bramki i stanął jak wryty na 12 metrze, jest co najmniej zastanawiający. Pamiętajmy, że w meczu była jeszcze jedna sytuacja kuriozalna. Tym razem na szczęście dla nas sędzia dopatrzył się przewinienia zawodnika drużyny Mołdawii. Myślę, że arbiter prowadzący zawody kariery w Anglii nie zrobi, jak będzie gwizdał takie faule. Niemniej upiekło się naszym w tej sytuacji.

Podsumowując ten fragment krótkiej analizy pomeczowej uważam, że nasi zawodnicy nie przywiązują większej wagi do gry reprezentacyjnej. Owszem nikt publicznie tego nie powie, bo wszyscy znają usposobienie naszych kibiców. Niemniej nasze mecze wyglądają w dużej mierze, jakby zawodnicy zaciągnęli ręczny hamulec i próbowali nie zrobić sobie krzywdy na boisku, byleby fryzura została nienaruszona.

Innym powodem takiego stanu poza finansowymi aspektami może być niechęć do osoby selekcjonera. Nie, że merytorycznie się nie nadaje. Nie, nie. Przede wszystkim jest spoza polskiego środowiska wniesiony do niego na rękach prezesa Kuleszy. Specjalista z zachodu negujący polską myśl szkoleniową to najgorsze, co dla środowiska piłkarskiego w Polsce mogło się nam przydarzyć. Wiem, wiem, suchar. Tak czy siak, ciężko układać się z gościem, co już niejedno osiągnął, ma swoją wizję gry i składu osobowego, a jeszcze pewnie by chciał mieć wpływ na to, kto w reklamach sponsorów będzie występować. Zatem może łatwiej zamiast się dogadywać, pozbyć się selekcjonera, okrzyknąć go bajerantem nr 2 zaraz po Sousie (jego bronić nie zamierzam) i na ratunek powołać któregoś z będących na liście ambitnych „z klucza”, którego środowisko samo wytypuje jako odpowiedniego. I wtedy im się zachce i eliminacje zakończą się sukcesem.

Tylko czy to jest dobre dla naszej piłki. Czy takie ciągłe dryfowanie po mieliźnie nauczy nowe pokolenia piłkarzy, by oddawali serce na boisku za swoją drużynę narodową? Wątpię.

Osobiście bardzo mi się podobało zaangażowanie naszych reprezentantów w kategorii u-17 walczących na mistrzostwach Europy. Im się jeszcze chciało chcieć. Tylko w ich przypadku machina do łamania ich woli walki jeszcze nie zaczęła procesu zmian ich osobowości i oby okazali się na to łamanie odporni.

Reasumując, cały mój wywód trzeba by się zastanowić, czy dla niektórych zawodników nie nadszedł czas, by dali sobie spokój z reprezentacją. Może będziemy wtedy bez gwiazd pokroju Lewandowskiego, ale może następni będą wstanie zostawić zdrowie i oddać serce na boisku reprezentując biało czerwone barwy. Czesi pokazali, że można iść tą drogą. Będzie na pewno taniej i z większym zaangażowaniem. A może i nawet pojawią się sukcesy? Kto wie, kto wie…

                                                                                                                                          Marcin Zalewski - woj. łódzkie

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do