
Sukcesy dwa
Kto by pomyślał, że mistrzostwa świata w Katarze zakończą się naszym spektakularnym sukcesem. Nikt nie mógł przed turniejem wskazywać, nawet najwięksi optymiści, że będziemy mieli swój udział w dwóch bardzo istotnych kwestiach związanych z rozegranym turniejem. Dobra, dość owijania w bawełnę. Doświadczyliśmy właśnie dwóch niezwykłych wyróżnień. Pierwsze dotknęło naszego eksportowego zespołu sędziowskiego, który dostąpił zaszczytu poprowadzenia meczu finałowego. Fantastyczna postawa rozjemców tego spotkania pod przewodnictwem Szymona Marciniaka, którzy wykonali zadanie bezbłędnie, wytrzymując presję piłkarzy oraz ławek rezerwowych, widząc wszystko i podejmując właściwe decyzje w oka mgnieniu. Szczególnie widoczne panowanie nad boiskowymi wydarzeniami miało miejsce, gdy tuż po wskazaniu na „jedenastkę” przeciw prowadzącej wtedy jeszcze Argentynie nikt z zawodników nie podjął się próby protestu bądź boiskowego teatru podważającego decyzję sędziego. Z radością odnotowaliśmy fakt, że pan Szymon wraz z kolegami nie przeszkadzał zawodnikom na boisku, jedynie w niezbędnych do tego momentach rozstrzygał sporne kwestie. Duma rozpiera każdego Polaka, że nasz rodak miał udział w finale mistrzostw świata w piłce nożnej i dał radę, mimo, że patrzył na niego cały świat.
Niestety, należy odnotować drugie spektakularne wydarzenie będące udziałem naszych krajan. Mianowicie mecz naszej reprezentacji z Meksykiem został okrzyknięty przez jeden z angielskich portali mianem najgorszego ze wszystkich 64 spotkań rozegranych na mundialu. W tym miejscu cieszyć się specjalnie nie ma z czego, bo wspomniane wyróżnienie chluby nam nie przynosi. Niemniej w myśl zasady „a niech piszą, byleby nazwy nie przekręcali”, wyróżnienie należy odnotować i spojrzeć na nie z radością, gdyż właściwie jest o nas głośno. Wreszcie też powszechnie jest mowa o czym innym, niż tylko o nocnych Polaków rozmowach w hotelowych murach. I tylko trenera Czesława można żałować, bo mimo, że wyróżnienia osiągnął – przypomnijmy, że wyszedł z grupy pierwszy raz od 36 lat – to wieszają na nim psy, aż się chłopina zamknął w sobie przed tweeterowcami. A przecież on niewinny tego, że miał wejść w rolę jedynie na chwilę, by spokojnie przegrać baraże, że nie miał nic do stracenia, ani że nie miał wystarczającego posłuchu (mimo, że przez telefon ponoć lubi rozmawiać) i chichotem losu został jeszcze na mistrzostwa trenerem reprezentacji. Nawet w jednej z popularnych audycji radiowych bez mrugnięcia powieką wśród wymienionych wielu bogatych w doświadczenie nazwisk potencjalnych jego następców, wskazał siebie samego jako idealnego, najlepszego i w ogóle super.Aż na myśl przychodzą słowa klasyka- jednego z bohaterów sławnego „Misia”: „Czasem aż oczy bolą patrzeć, jak się przemęcza (…) Ciągle pracuje! Wszystkiego przypilnuje i jeszcze inni, niektórzy, wtykają mu szpilki. To nie ludzie – to wilki!”. No wzór po prostu!
Teraz PZPN musi tę żabę ugotować i przetrawić. Byleby na świąteczny stół nie stawiać, choć należy przypuszczać, że tematem wielu rodzinnych rozmów będzie w najbliższym czasie postawa naszych piłkarzy.Jak to w życiu bywa najczęściej radość miesza się z łzami i nam przychodzi po chwili poczucia wielkiej dumy z pracy naszego arbitra czuć ogromny zawód wspominając, jak to grali nasi piłkarze na katarskich boiskach.
Marcin Zalewski
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie