
Pieśń o wojach chorągwi naszej
Miała się rzecz u schyłku panowania mości wielmożnego Michała z liściem w herbie. Natenczas reprezentacyjna grupa wojaków tułała się po polach bitewnych po caluśkiej europejskiej ziemi. W czas koniecznych potyczek pod polską chorągwią przychodziło nam znosić raz po raz większe i mniejsze klęski. Nasi wojowie, choć w swym oddaniu mężni i odważni w walce, jednak pod jednym biało-czerwonym sztandarem doznawali okaleczeń. Mimo wielkiej wiary, jaką lud krainy darzył swych wojów jak też przywoływanych legend z lat odlegle minionych, co i rusz przychodziło przyjmować im razy.
Bardowie głosili pieśni o męstwie wojsk w bitwach pod Barceloną, Wembley czy Frankfurcie, gdzie i z wrogiem i z żywiołem walczyć przychodziło. Tyrady pisano po uniwersytetach o musowej poprawie fechtunku, jak też konieczności chowania nowych wojów na usługi chorągwi. W ślad za porażką w dalekowschodniej bitwie azjatyckiej wielmożny Michał zawezwał do kraju wodza, co z nie jednego pieca chleb jadł i co wieść o jego dokonaniach po całym świecie się niosła. Zwany był ów mąż Leo, który z kraju tulipanów przybył. Doświadczenie jego było nieogarnione, a i posłuch miał, że rozpierzchnięci wojowie na jego wezwanie zbiegli się, by wiarę w swoje męstwo odbudować.
Leo jako pierwszy wódz spoza rodzimej magnaterii zaprowadził niespotykane dotychczas porządki. Chować zaczął podkomendnych, jak też tych, co u jego boku stanęli, by czerpać soki z drzewa poznania, jakim był światły umysł męża o białych jak śnieg włosach. I odzyskali oni wiarę i z wojska, dość mówić, swawolnie usposobionego, jeden za drugim zawierzyli, że są wstanie wygrywać ważne bitwy, a młodzi hetmani kreślili w swoich kajetach nauki. Pod wodzą Leo armia zdobyła portugalskie pola, dawno natenczas niepokonane. Jakąż to radość wzbudziło w narodzie.
Potyczki doprowadziły naszą armię na austriacką ziemię, gdzie przyszło im się mierzyć z potęgami. Stanęliśmy naprzeciw nich pełni wiary, wszak nigdy wcześniej w takiej europejskiej wojnie nie walczyliśmy. Może i ogromu sukcesów z tego czasu nie było, ale wielki duch tego wojska unosił się nad kolejnymi bitwami.
W dniach wspomnianych nastali po Michale kolejni możnowładcy. Grzegorz Wielki, co sukcesy jego szły przed nim, gdyż na wielkiej wojnie męstwa dochował, mienił się swym porywczym usposobieniem. Odprawił on Leo i jego świtę nazad do Niderlandów. A wodzem naczelnym uczynił krajan na lata. Wielu próbowało utrzymywać płomień wiary i choć otoczenie wraz z ludem się bogaciło, większe sukcesy fetował dopiero następca Grzegorza, jakim uczyniono Zbyszka - jego kompana z czasów wojen europejskich.
Zbyszka rządy skupiły wokół siebie wielu bardów i skrybów, których działalność miała na celu zbudować aurę nieomylności panującego władcy. Ta sztuka się ze wszech miar udała, gdyż do ludu dotarła wieść, jaką głosili piewcy geniuszu władcy. W tej atmosferze naczelnym wodzem mianował ów Zbyszko ucznia wspomnianego Leo – Adama, zwanego Ciepłym, który swój przydomek zdobył walcząc w barwach Białej Gwiazdy.
Wojowie natenczas znajdowali uznanie wśród możnowładców na świecie. Byli oni w owym czasie w kwiecie swego wieku. Jak wieść z kart historii niesie, Adam skorzystał z tego faktu i ze swoimi wojami walczył i odnosił zwycięstwa głównie na europejskich ziemiach. Duch w armii odżył po latach niebytu. W narodzie zaś wiara była wielka w tym czasie w sukcesy tychże żołnierzy. I nieśli oni chorągiew aż do starcia z Portugalczykami w wielkiej bitwie na francuskiej ziemi. Męstwo i chwała stała się ich udziałem. Dzieci nazywano ich imieniem. Sukcesy cieszyły lud, który nie szczędził datków na swych bohaterów.
Wojowali oni dzielnie choć ci z, którymi przyszło im się wadzić w boju uchodzili za mniej zamożnych lub wręcz mniej umiejętnych. Wiara w nich potęgowała. Zbyszko wraz z Adamem tak wytyczali kierunki, którymi zuchowie szli. Czuli, że są mocni choć swej siły nie próbowali z wielkimi. Czuli, że są mocni choć swej siły nie próbowali z wielkimi przed wydarzeniami na wschodzie kontynentu. Byli oni zaś piękni i dzielni. A chwała ich prowadziła nad piękne morza, by w malowniczych krainach przygotować się do najważniejszych potyczek, jakie rysowało przed nimi przeznaczenie. Sielskość otoczenia utrudniała im zdobywanie kolejnych sprawności dławiąc ich siły witalne.
Wtem nieoczekiwanie przyszły czasy rosyjskiej smuty. Trudna to próba nastała. Wojowie rozbici zostali przez plemię z Czarnego Lądu oraz szczep Indian Guajiro, a duch ich męstwa uciekł w niebyt. Zbyszko wił się, by znaleźć wyjście i co rusz podejmował dekrety, które nie przynosiły zmiany na lepsze. Buławę wodza przekazywał najpierw do Jerzego, zwanego Wujem, by w okolicznościach niejasnych znów wręczyć ją Paulo, zwanego Siwym. Niewiele te zabiegi wniosły wiary, choć duch zwycięstwa na chwilę powrócił w serca wojaków.
Nastał kolejno czas rządów Cezarego z Podlasia. Mąż ten po porzuceniu wojska przez Paulo znalazł wśród kamratów wodza, który podjął się próby ognia - Czesława (bo o nim mowa), którego siła polegała głównie na sprzyjającej mu fortunie. Doświadczenia bitewnego w dużych wojnach nie posiadał. Jednak wziął pod swoją wodzę armię, w której szeregach miał najlepszego siepacza w całym świecie.
Szukał ów Czesław wszelakiej pomocy, by odpowiednio poprowadzić swych żołdaków w wojnie na ziemiach dalekich, bo aż azjatyckich, na dodatek saraceńskich. Zebrał więc druidów, którzy próbowali wzniecić swymi zaklęciami wolę walki w wojach. Bitwy stoczone pod wodzą Czesława nie były piękne, ba wręcz chwilami wskazywały na bojaźń przed wrogiem i wstrzymywanie przez wodza wszelkich zapędów swoich siepaczy, a armię miał doświadczoną i silną, bo niejeden możnowładca nie szczędził im żołdu. Mimo to wódz był zachowawczy i ograniczał ryzyko. W paktowanie wszedł niż w walkę. Jednakże w ogólnej rachubie odniósł on - w triumfalnym uniesieniu - rezultat dawno niewidziany pod grodem Kraka.
Skryby i bardowie, którzy za czasów panowania Zbyszka peany głosili w świecie, zbiesili się na Czesława i wieszczą koniec jego władztwa nad powierzoną mu armią. Wojowie rozpierzchli się po świecie, nie pokazując się ludowi, który na ich żołd pracuje w pocie czoła. Cezary, jak na naczelnego wodza przystało, waży słowa i zbiera radę mędrców.
Jakie będą dalsze losy Czesława, nikt nie wie. Jednakże szansy na nastanie dowódcy, który wznieci wiarę w możliwości, ducha, który poniesie do walki i pozwoli świętować wielkie sukcesy, nie widać. Bo choćby i mąż ze świata na białym koniu przybył sowicie nagrodzony dukatami, to jednak wśród wojów idzie czas odejścia ze służby największych, a i zastąpić ich nie kwapią się dziatwy.
Ciężkie to czasy nastają dla ludu, bo znów przyjdzie historycznymi dokonaniami druidów żyć i pieśni o ich wojnach słuchać dla pokrzepienia utrudzonego narodu. Nadzieja jednak umiera ostatnia, więc nią przyjdzie nam żyć, że jeszcze nie jedną bitwę nasi wojowie wygrają, wzbudzając miłość do siebie poprzez wolę walki i serce zostawione w polu bitewnym.
Marcin Zalewski - woj. łódzkie
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie